[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zostawiam cię samego.Iprzypominam, \e materiały są ściśle tajne.- Gdzie Hannah teraz jest?Armand miał nadzieję, \e to pytanie nie padnie.Stało się inaczej, więc musiał byćszczery do końca.- Pojechała do Deboque'a.Wiedziała, \e musi rozegrać tę partię ostro\nie.Jeśli Deboque nabierze choćby cieniapodejrzenia co do roli, jaką odegrała w zdarzeniach z teatru, jego ludzie poder\ną jej gardło,zanim dą\y zaprzeczyć.Ryzyko zawodowe, pomyślała chłodno, a chcąc sprawdzić stan swoich nerwów, sięgnęła po porcelanowy dzbanek do kawy.Kiedy nalewała ją do fili\anek,dłonie jej nie dr\ały.Zmobilizowała się i skupiła na swoim zadaniu.Gdyby nie \elazna siła woli, cały czasmyślałaby o Bennetcie.- Lady Hannah.- Deboque energicznie wszedł do salonu.Tym razem spotkali się wwynajętej, eleganckiej willi.- Cieszę się, \e znów panią widzę.- Wiadomość, którą otrzymałam dziś rano, sugerowała coś zgoła innego.- Przyznaję, byłem nieco szorstki.- Zbli\ył się i pocałował ją w rękę.- Proszę miwybaczyć.Wszystko przez wczorajsze wydarzenia, Muszę przyznać, \e wytrąciły mnie zrównowagi.- Mnie równie\.- Nie pozwoliła, by zbyt długo trzymał jej dłoń.Instynkt podpowiadałjej, \e powinna udawać obra\oną.- Zaczynam się zastanawiać, czy dobrze wybrałampracodawcę.Usiadł obok i sięgnął po cygaro.Tym razem zamiast brylantów miał na palcachszmaragdy.- Proszę mówić jaśniej.- Nie dalej jak miesiąc temu musiałam wyczyścić sprawę, którą spaskudził jeden zpańskich ludzi.Wczoraj następny o mały włos nie zrujnował tego, co z wielkim trudem budowałam.- Proszę się uspokoić, mademoiselle.Przypominam, \e radziłem trzymać się z boku.- Ja zaś pragnę przypomnieć, \e nie byłabym, gdzie dziś jestem, gdybym nie pilnowaławłasnych interesów.Gdybym wczoraj nie poszła za Bennettem, spotkalibyśmy się dzisiaj wmniej komfortowych warunkach.Deboque wolno wypuścił obłok dymu.- Poproszę o szczegóły.- Bennett szybko znudził się sztuką i po pierwszym akcie postanowił pójść dogarderoby swojej dawnej kochanki.Poniewa\ wiedziałam, \e pan coś szykuje, postanowiłammieć go na oku.Powiem krótko.Gdybym po tym, jak zgasły światła, wróciła do lo\y, byćmo\e ksią\ę by nie \ył.- I za to oczekuje pani wdzięczności?- Ksią\ę by nie \ył - powtórzyła chłodno - a pański człowiek siedziałby w areszcie.Napije się pan kawy?- Chętnie.- Kiedy napełniała fili\ankę, cały czas patrzył jej na ręce. - MacGee i jego ludzie ju\ go prawie mieli.Widziałam pańskiego człowieka -powiedziała zdegustowana.- Biegał po korytarzach i świecił sobie latarką.Bennett równie\go zauwa\ył.Próbowałam go odciągnąć, udając atak histerii, ale idiota, którego pan tamposłał, nie wykorzystał tego.Kiedy zapaliło się światło, stał na środku korytarza iwymachiwał bronią gotową do strzału.Powinno panu pochlebiać, \e odkąd wyszedł pan nawolność, ksią\ę nosi przy sobie mały pistolet.Na szczęście wczoraj zrobił z niego dobryu\ytek.Martwi nie mogą sypać - prychnęła, po czym wstała z sofy.- A teraz proszęodpowiedzieć mi na jedno pytanie.Czy ten nieszczęsny głupiec dostał rozkaz zabiciaBissetów? I czy wątpi pan, \e jestem w stanie wywiązać się z naszej umowy?Powiedz to, zaklinała go w myślach.Powiedz to wreszcie, jasno i wyraznie, i niechbędzie z tym koniec!Chmura wonnego dymu \eglowała ku górze, zasnuwając na moment jego twarz.- Moja droga - rzekł spokojnie - proszę się nie unosić.Nie warto.Człowiek, o którympani mówi, otrzymał wskazówki, \e jeśli nadarzy się okazja, mo\e z własnej inicjatywy towykorzystać.Jednak\e nie dostał ode mnie \adnych konkretnych rozkazów.Co do drugiegopytania, to ma pani moje pełne zaufanie.- Zawarliśmy umowę.W zamian za pięć milionów dolarów zlikwiduję Bissetów.Uśmiechnął się jak hojny wujek.- Powiedzieliśmy tylko, \e jeśli coś takiego będzie miało miejsce, zostanieodpowiednio nagrodzone.- Mam dość słownych gier! - rzuciła i prowokacyjnie sięgnęła po torebkę.- Skoro niechce pan być ze mną szczery i jasno określić warunków umowy, nie widzę sensu ciągnąć tegodalej.- Siadaj! - rozkazał krótko.Zatrzymała się w połowie drogi do drzwi, ale nie wróciłana miejsce.- Zapominasz się.Nikt z moich ludzi nie wychodzi, póki nie dostanie mojej zgody.Domyślała się, \e pod drzwiami czekają uzbrojeni stra\nicy, którzy na jedno skinienierozszarpią ją na strzępy.Postanowiła jednak zaryzykować.Zakładała, \e jej arogancja zrobina nim wra\enie.- Mo\e będzie lepiej, jeśli poszukam sobie innego pracodawcy - powiedziała, patrzącmu śmiało w oczy.- Nie lubię, kiedy gra nie ma jasno określonych reguł.- Proszę pamiętać, \e to ja rozdaję karty.Powtarzam po raz ostatni, usiądz!Tym razem go posłuchała.Okazała przy tym nieco zniecierpliwienia, lecz chciała, byzobaczył, \e umie się kontrolować. - Niech mi pani powie, jak na to zareagowali Bissetowie.- Jak zwykle, z godnością.- Lekcewa\ąco wzruszyła ramionami.- Bennett jest z siebiezadowolony.Armand się martwi, Eve le\y w łó\ku, Gabriella ją obsługuje.MacGee z samegorana zamknął się w pokoju z Malorim.Wie pan, o kim mówię?- Owszem.- Generalnie, Bissetowie wierzą, \e zamachowiec chciał pod osłoną ciemności dostaćsię do ich lo\y.- To logiczne - stwierdził.O taki efekt mu chodziło.- Gdyby powystrzelał ich tam jakkaczki, urządziłby widowisko w bardzo złym stylu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl