[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mam gdzie nocować.Proszę tylko nie mówić Alekse-mu Fomiczowi.65  To ty, Nikituszka?. bełkotał bezwładnymi wargami Kalchas wyciągając ku niemudrżącą rękę. Boże mój, Boże! Wywoływali mnie szesnaście razy, ofiarowali trzy wieńce imnóstwo rzeczy.Wszyscy byli zachwyceni, ale nikomu nie przyszło do głowy obudzić pija-nego starca i odwiezć do domu.Stary jestem, Nikituszka.Mam pięćdziesiąt osiem lat.Choryjestem.Znużona moja słaba dusza.Kalchas pochylił się ku suflerowi i drżąc na całym ciele schwycił go za ręce. Nie odchodz, Nikituszka  bełkotał jak w malignie. Stary jestem, bezsilny, umierać mipora.A strach. Panu, Wasilij Wasiliewicz, pora do domu  powiedział tkliwie Nikituszka. Nie pójdę.Nie mam domu! Nie, nie! Jezu Chryste! To pan już zapomniał, gdzie mieszka? Nie chcę tam iść, nie chcę. mamrotał komik w zapamiętaniu. Sam jestem.Tam niema nikogo, Nikituszka.Ani krewnych, ani żony, ani dziatek.Sam jeden, jak wiatr w polu.Umrę i nikt nawet nie wspomni.Zdenerwowanie komika udzieliło się Nikituszce.Pijany, podniecony starzec szarpał go zarękę, kurczowo ściskał i brudził szminką zmieszaną ze łzami.Nikituszka kulił się z zimna iwciągał głowę w ramiona. Strach mi samemu  bełkotał Kalchas. Nikt mnie nie upieści, nie pocieszy, nie ułoży dołóżka, pijanego.Komu na mnie zależy? Komu jestem potrzebny? Kto mnie kocha? Nikt mnienie kocha, Nikituszka. Publiczność pana kocha, Wasiliju Wasiliewiczu. Publiczność sobie poszła i śpi.Nie, nikomu nie jestem potrzebny, nikt mnie nie kocha.Ani żony, ani dzieci! Jest tu czego rozpaczać! Przecież ja także jestem człowiekiem.Szlachcicem jestem, Nikituszka, z dobrej rodzi-ny.Pókim do tej jamy nie trafił, w wojsku służyłem, w artylerii.Zuch ze mnie był, pięknychłopak, gorący, śmiały.A potem  co za aktor  mój Boże, mój Boże! I gdzie się to wszyst-ko podziało, gdzie te czasy?Trzymając suflera za rękę, komik podniósł się i tak zamrugał oczami, jakby z ciemnościnagle wszedł do jasno oświetlonego pokoju.Po policzkach, brużdżąc smugi w szmince, spły-wały duże łzy. Jakież to były czasy!  bredził dalej. Spojrzałem dziś w tę jamę i wszystko sobie przy-pomniałem.Wszystko.Pożarła mi trzydzieści pięć lat życia i to jakiego życia, Nikituszka!Przyglądam mu się teraz i widzę do ostatniej kreseczki, jak twoją twarz.Pamiętam, kiedy by-łem młodym aktorem, kiedy dopiero zacząłem się rozpalać, pokochała mnie jedna dziewczynaza moją grę.Wytworna, smukła jak topola, młoda, niewinna, rozumna, płomienna jak zorzaporanna.Wierzyłem, że nawet gdyby nie było słońca na niebie, to na ziemi i tak byłaby ja-sność, gdyż wobec jej urody musiała ustąpić każda noc.Kalchas mówił z zapałem, potrząsając głową i ręką.Przed nim, w samej bieliznie, stał bosyNikituszka i słuchał.Obydwu omotał zmierzch słabo rozrzedzony wątłym płomykiem świecy.Była to dziwna, niezwykła scena, jakiej nie znał jeszcze żaden teatr, a jej widzem była tylkobezduszna, czarna przepaść. Kochała mnie  ciągnął Kalchas sapiąc. I cóż? Pamiętam, stoję przed nią, jak terazprzed tobą.Cudna była wówczas jak nigdy, patrzyła na mnie tak, że do grobu nie zapomnęwyrazu jej oczu.Pieszczota, aksamit, blask młodości, głębia.Upojony, szczęśliwy padamprzed nią na kolana, proszę, by mi dała szczęście.Komik odsapnął i zgnębionym głosem kontynuował: A ona na to:  Niech pan porzuci scenę!  Rozumiesz? Mogła kochać aktora, ale zostaćjego żoną  nigdy.Pamiętam, grałem tego dnia.Rola była marna, błazeńska.Grałem, a w66 duszy syczały żmije.Sceny nie rzuciłem, nie, ale już wtedy otworzyły mi się oczy! Zrozu-miałem, że jestem niewolnikiem, zabawką do rozpraszania czyjejś nudy, że nie ma żadnejświętości sztuki, że wszystko to brednie i kłamstwo.Zrozumiałem publiczność! Od tego czasunie ufałem ani oklaskom, ani wieńcom, ani zachwytom.Tak, bracie! Oklaskują mnie, kupująza rubla moją fotografię, ale jednak jestem dla nich kimś obcym, czymś brudnym, nieomalkokotą.Gwoli ambicji szukają ze mną znajomości, ale nikt nie poniży się do tego, by wydaćza mnie swoją siostrę czy córkę! Nie wierzę im, nienawidzę! Oni także są dla mnie obcy! Może czas do domu?  nieśmiało wtrącił sufler. Doskonale ich rozumiem  krzyknął Kalchas, wygrażając czarnej jamie pięściami. Jużwtedy zrozumiałem, za młodu przejrzałem i zobaczyłem prawdę.Drogo mnie to przebudze-nie kosztowało, Nikituszka! Po tej historii [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl