[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przytaknął, a ja pomyślałam: zatem będęwidziała kolory, nawet po ciemku.Nocami każde z okien domu staniesię olśniewającą martwą naturą drzew, krzewów i kwiatów: bogate, głę-bokie zielenie, czerwienie i fiolety - wszystko to skąpane w złocistymświetle.Człowiek, który zaprojektował ten park, był profesjonalistą,pomyślałam, patrząc na niebieskie hobbity i tawułki rosnące dookoładużego tęgosza o różowych krawędziach.- Kiedy mogę się wprowadzić?- spytałam.- Już pani zdecydowała? Przed obejrzeniem wnętrza? - Malcolm sięroześmiał.Skinęłam potakująco.- To mój dom - powiedziałam, robiąc krok w tył, by dobrze sobiezapamiętać wygląd małego budynku, którego dach całkowicie oplatałyczerwone liście winobluszczu pięciolistkowego.Mogłam tak na niegopatrzeć godzinami.Przyjemność płynąca z patrzenia na ów dom była wmojej głowie ściśle związana z zamiarem rekonwalescencji.To właśniewidok pięknego przedmiotu - a konkretnie obrazu - był pierwszym im-pulsem, który uzmysłowił mi, że mogę powrócić do świata żywych, jeślitylko zechcę.Blantyre Lodge nie był dziełem sztuki, lecz miejscem za-mieszkania, czymś funkcjonalnym, czymś bardzo mi potrzebnym.Dlamnie jednak był też piękny, a wówczas uważałam, że każda piękna65 rzecz, z którą czułam jakiś związek - która stawała się częścią mojegoducha, jakkolwiek pretensjonalnie by to brzmiało - przybliżała mnie dowyzdrowienia.Właśnie dlatego stałam bez ruchu i nie przestawałam się przyglądaćdomowi nawet wtedy, gdy Malcolm poszedł dalej beze mnie.Ilekroćmiałam owo wrażenie bycia o jeden krok bliżej, czułam, że niepotrzebnyjest żaden pośpiech.Stać mnie było na kilka sekund takiego doświad-czania.Nie czułam się tak od powrotu z Londynu.Wszystkie moje obrazy,które tak długo kolekcjonowałam, wszystkie rzezby z drutu i z drewna,cała moja ceramika i abstrakcyjne formy z metalu, którymi wypełniłamswój dom, już od dawna nie robiły na mnie żadnego wrażenia.Dopókinie dowiem się, co się dzieje z Aidanem, dopóki tego nie naprawię, nicsię pod tym względem nie zmieni.Drzwi otwierają się w chwili, gdy schylam się po pilota.To on.Mana sobie buty, na które musiał czekać dwa lata - jedna z pierwszych hi-storii, które mi opowiedział - i swoją czarną kurtkę, jedyną kurtkę, zlśniącymi łatami na barkach, które nadają mu wygląd operatora śmie-ciarki z czasów, zanim nastały fluorescencyjne kamizelki.Otwieram usta, by się odezwać, ale wtedy zdaję sobie sprawę, że za-uważył, co trzymam w dłoni.- Dosyć tego - mówi takim tonem, jakby odnosił się do przyszłości:nie pozwoli mi oglądać więcej taśm.Naciska guzik, wyłączając monitor.Nikt, kto wszedłby do mojego domu i do któregoś z pokoi, nie zau-ważyłby zainstalowanego nad drzwiami monitora i magnetowidu, chybażeby się odwrócił albo podniósł wzrok przy wychodzeniu.Ale i tak nikttu nie bywa.Nikt mnie nie odwiedza z wyjątkiem Aidana i Malcolma.Towarzyszy mi dziwna świadomość, że dyrektor zarządu parków miej-skich potrafiłby z pamięci narysować każdy centymetr kwadratowy tegodomu, a moi rodzice nigdy go nie widzieli i nigdy nie zobaczą.- Znów tu był - mówię Aidanowi.- Dziś rano.Szedł ścieżką i pa-trzył na dom, jak zawsze.- Oczywiście, że wrócił.Prowadza tu swojego psa na spacery.Nie66 rób tego.- Ma zbolały wyraz twarzy.Nie o tym chce ze mną rozmawiać.- Gdzie byłeś? - pytam.- W Manchesterze.- Zdejmuje kurtkę.- Jeanette chciała powymie-niać kilka ram.Musiałem to zrobić na miejscu.Zdjął kurtkę.Zostaje.- Strasznie tu zimno - mówi.- Bojler znowu padł?Gapię się na niego, chcę uwierzyć w jego wytłumaczenie.JeanetteGolenya jest szefową galerii miejskiej w Manchesterze.Korzystała jużdawniej z usług Aidana, z naszych usług.Ze Spilling do Manchesterujedzie się co najmniej trzy godziny, ale Jeanette zawsze chętnie pokrywanam koszty podróży i kwaterunku.Aidan jest jedynym znanym jej ra-miarzem, który nie obcina rogów.Jest najlepszy w swoim fachu.To teżmi powiedział, gdy się pierwszy raz widzieliśmy.- Spytaj ją, jeśli mi nie wierzysz - mówi.- Czemu nie zadzwoniłeś? Odchodziłam od zmysłów.- Przepraszam.- Obejmuje mnie.- Przed wyjazdem do Manchesteruposzedłem na policję - mówi mi na ucho.Doznaję wstrząsu, jakbym uderzyła twarzą w zimny mur.- Co?- Słyszałaś.Odsuwam się od niego, spoglądam w oczy i widzę, że zaszła w nimjakaś zmiana.Sprawia wrażenie.nie wiem, jak to opisać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl