[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gabriel podszedł.Kobieta musiała niedosłyszeć, bo mężczyzna podnosił głos, chociaż nie był zły.Gabriel usłyszał coś o wizycie u lekarza i przyjęciu urodzinowym Joeya.Kobieta dostrzegła Gabriela i przystanęła, wpatrując się w niego.Zwolnił kroku, zatrzymując się na chodniku po drugiejstronie ulicy.To był właściwy moment.Teraz miał okazję odezwać się do niej, zażądać odpowiedzi, ujawnić się.Mężczyzna, z którym była, spojrzał w stronę Gabriela, poczym zaczął ciągnąć kobietę za ramię, wciąż mówiąc podniesio-nym głosem.Kobieta odwróciła się od Gabriela i posłusznie poszła zaswoim towarzyszem do mercedesa.On otworzył drzwi i czekałcierpliwie, aż usiądzie.Mężczyzna wydawał się nieświadomy obecności profesora.Zamknął drzwi i obszedł samochód.Uruchomił silnik i odjechał.Gabriel patrzył, jak mercedes skręca za róg i znika mu zoczu.Rozdział 60Było dobrze po północy, gdy Gabriel wrócił do swojegohotelu.Był bardzo zmęczony, potargany, miał przekrzywiony krawat.Nie zadając sobie trudu, by zapalić światło, odłożył zimowy płaszcz na krzesło i kopniakami zrzucił buty z nóg.(Należy wspomnieć, że jego buty były prawie, chociażniezupełnie, godne twardziela, jeżeli wziąć pod uwagę, że były noszone do garnituru).Kiedy Gabriel zdejmował krawat, zapaliła się jedna z lampek na nocnych stolikach.– Co do…Przerwał mu kobiecy głos.– Kochanie?Skupił wzrok na widoku Julianny w łóżku, nagiej, zpotarganymi włosami.Jej ciemne oczy były łagodne i senne, rubinowe wargi rozchylone, głos rozkosznie ochrypły.Wyglądała niezwykle seksownie.– No, niespodzianka.– Pomachała mu.Z okrzykiem pobiegł w jej stronę, czołgając się przez łóżko i kładąc dłonie po obu stronach jej twarzy, by móc ją pocałować.Całował ją długo i starannie, tak by ich języki się dotykały, aż oboje niemal stracili dech.– Co ty tu robisz? – Czule odgarnął jej włosy z twarzy.– Przywiozłam ci kabel do ładowania iPhone’a.– Wskazałana zapomniany przedmiot leżący na nocnym stoliku.Jego długie palce przesunęły się na jej kark i zaczęły go masować.Jego oczy lśniły.– Przyleciałaś do Nowego Jorku, żeby dać mi kabel doładowania?– Nie tylko kabel.Przywiozłam też ładowarkę.Wiesz,gdybyś chciał go ładować z gniazdka…Pocałował ją w nos.– Naprawdę mi tego kabla brakowało.Dziękuję.– Ładowarki też?– Jak najbardziej.Bardzo, bardzo za nią tęskniłem.– Jego usta wygięły się w półuśmiechu.– Martwiłam się o ciebie.Wciąż się rozmijaliśmy przeztelefon.Wyraz twarzy Gabriela zmienił się, jego oczy wydawały się zmęczone.– Potrzebujemy lepszej formy komunikacji.– Może sygnały dymne?– W tej chwili zgodziłbym się nawet na gołębie pocztowe.Wskazała na stolik, na którym stały truskawki i czekoladki, częściowo już skonsumowane.– Zamówiłam.Przykro mi, że zaczęłam bez ciebie.Niespodziewałam się, że wrócisz tak późno.Przesunął się tak, by oprzeć się plecami o wezgłowie, iwciągnął ją sobie na kolana, owijając jej nagie ciałoprześcieradłem, żeby się nie przeziębiła.– Gdybym wiedział, że tu czekasz, wróciłbym dużowcześniej.Byłem na Staten Island, a potem pojechałem doBrooklynu zobaczyć nasze stare mieszkanie.– Jak poszło?– Wszystko jest mniejsze, niż pamiętam, okolica, budynek.–Dotknął czołem jej czoła.– Cieszę się, że tu jesteś.Zacząłem żałować, że postanowiłem jechać sam, jak tylko wyszedłem z domu.Wciągnęła głęboko powietrze, wdychając jego zapach.Poczuła woń wody Aramis i kawy oraz czegoś, co mogło byćmydłem.Ale nie poczuła dymu.– Niezły z ciebie tajny agent, Julianno.Nie miałem pojęcia, że przyjeżdżasz.– Zostawiłam ci wiadomość w recepcji.Kiedy dotarłam,przyprowadził mnie tu ktoś z obsługi.– Rozejrzała się po pokoju.– Piękny pokój.Jego wargi zadrżały.– Gdybym wiedział, że przyjedziesz, wziąłbym apartament.– Tu jest dużo ładniej, niż sobie wyobrażałam.I jestniesamowity widok na Central Park.Objął ją mocniej.– A skoro już tu jesteś, to co mam z tobą zrobić?– Masz mnie pocałować.A potem zdejmiesz z siebie tengarnitur i pokażesz mi, jak bardzo tęskniłeś za kablem do ładowania.– I ładowarką.– I ładowarką.– Mam nadzieję, że przespałaś się w samolocie.– Gabrielwyszczerzył się w uśmiechu i pocałował ją z entuzjazmem.Rozdział 61Gabriel wciąż był w niej, ich ciała leżały splecione.Julia leniwie przesuwała palcami tam i z powrotem po jego plecach.– Ty jesteś moją rodziną.– Przesunął kciukiem pozakrzywieniu jej policzka.Spojrzała mu w oczy.– Tyle szukania, tyle nerwów – ciągnął ochrypłym szeptem.–A to, czego szukałem, było tuż obok.– Kochanie.– Przycisnęła dłoń do jego szczęki.– Przepraszam, że zagubiłem się we własnej głowie i niepodzieliłem się z tobą.– Skarbie, musiałeś dowiedzieć się więcej o swojej rodzinie.Potrzebowałeś tego do wyzdrowienia.– Potrzebowałem ciebie.Obdarzyła go rozdzierającym serce uśmiechem, jakbypodarował jej cały świat.– Gabrielu, ja też cię potrzebuję.Było mi smutno, kiedy cię nie było, chociaż miałam Rebekę.Dom był taki pusty.I nie znoszę spać sama.Roześmiał się, a jej ciało zareagowało na jego ruchy.– Przypomnij mi o tej rozmowie następnym razem, kiedybędę chciał wyjechać gdzieś sam.– Facet musi robić to, co musi.Ale powinien zabierać ze sobą żonę.– Odgarnęła mu włosy z czoła.– Nigdy się nie kłócę z nagą kobietą.Na jej uroczej twarzy pojawił się wyraz zamyślenia.Znowu pogładził ją po policzku, a jego niebieskie oczypociemniały.– Zasmuciłem cię?– Myślałam tylko o tym, co zawsze mówiła Grace.– A mianowicie?– Że małżeństwo jest tajemnicą.Dwoje ludzi jakoś sięsplątuje, aż staje się jednym.Kiedy się rozstaliśmy, miałam wrażenie, że część mnie zniknęła.– Julia poruszyła się pod nim lekko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl