[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyrozchylił szerzej okiennice, powietrze zapachniało porannąrosą.Dach sąsiedniej kamienicy połyskiwał jak tafla wody.W dole zieleniły się drzewa i krzewy.Zieleń ich tchnęłanajświeższą soczystością letniego poranka.Na skraju niebapęczniały obłoki.Był tak oszołomiony tym widokiem, że bałsię spojrzeć za siebie.Wtedy usłyszał jej natarczywy głos: No co, kładziemy się? Słuchaj powiedział nie odwracając się nalej jeszczepo kieliszku. Potem zapytał: Kiedy Blady wyszedł zwięzienia? Cztery dni temu.Wczoraj chleliśmy na to konto. Czy już widział się z Zulą? Nie wiem.Przy nim nie można nawet pisnąć o niej. Powiedział, że zrobi z niej szmatę? I zrobi, jestem pewna. Przecież ona do niego nie wróci. On ma na nią sposób. Jaki? Jak się będzie stawiać, to da znać milicji.Naraz wszystko wydało mu się jasne.Zrozumiał, żeZula uciekła przed Bladym Wiktorem.Widocznieprzeczuwała niebezpieczeństwo.Przypomniał sobie treśćlistu, który wieczorem znalezli w szparze drzwi.Każdesłowo potwierdzało jego przypuszczenia.Uciekła przed swąprzeszłością.Podszedł do stolika i nie patrząc na dziewczynę wypiłwódkę. Co się panu stało? zapytała przyciszonym głosem. Nic mruknął.Potem dodał: Ciekawe rzeczyopowiadasz.Powiedz mi, kiedy ją widziałaś ostatni raz? O, bardzo dawno.Ona teraz nie przyznaje się do mnie.Kiedyś spotkałam ją na Nowym Zwiecie.Odwróciła się iprzeszła na drugą stronę.Elegancka, mówię panu.Dawniej,jak mnie spotkała, to pogadała.Raz dała mi nawet stówę.Ale teraz.Teraz to ona królewna.Ale nie chciałabym byćw jej skórze. Mówiłaś, że prysnęła z pierwszym lepszym.Kto to był? Taki jeden miętki facet, nazywają go AksamitnyRysio.W jego skórze też nie chciałabym teraz być. Bladyzrobi z niego marmoladę. Mówił coś na ten temat? Nie mówił, ale ja go dobrze znam.Nie daruje. Znasz tego Aksamitnego ? Wszyscy go znają, żigolak dla starych bab z- forsą.Jakgo pan chce zobaczyć, to niech pan idzie do BaruOwocowego na pięterko, tam urzęduje.Aadny chłopiec,taki aksamitny, tylko cholerna świnia.Podobno Zulę teżwykołował. Wiesz coś o tym? Nie, ale tak dziewczęta mówiły.On przyzwyczajony,żeby mu za to płacić. ziewnęła głośno i leniwym ruchemwyciągnęła się na tapczanie. Spać mi się chce, a pan wciąż gadu, gadu.Wyciągnęła ku niemu rękę.Odsunął się.W ruchu tym było tyle gwałtownej odrazy, żedziewczyna zerwała się, usiadła i dłońmi przetarłazmęczoną twarz. To po co pan tutaj mnie przyprowadził?Spojrzał na zegarek. Pózno już.Muszę wcześnie wstać powiedziałziewając.Powolnym ruchem wyjął portfel.Patrzała zawiedzionymi oczami. Takiego to jeszcze nie widziałam.Bez kursu płaci. Miałaś ulgową noc.Wyśpisz się przynajmniej. Eee. wydęła wargi myślałam, że choć raz.choćraz będę miała przyzwoitego gościa.Tak to same pijane,zarzygane facety.Położył na tapczanie dwa stuzłotowe banknoty.Potemdodał jeszcze dwudziestkę. To na taksówkę.Wstała, przeciągnęła się, podeszła do lustra. To pan po to mnie tu sprowadził, żeby się dowiedzieć oZuli?Nic nie odpowiedział.W milczeniu ssał dogasającegopapierosa.Potem nalał jeszcze po kieliszku. Strzemiennego! skinął na nią głową. Honorowy pasażer. Rozczesywała przed lustremwłosy. Za postój też płaci. Gdy brała ze stolikakieliszek, ręka jej zadrżała. Tylko niech pan uważa i dotej sprawy Zuli się nie miesza.Z Bladym nie wartozadzierać. Nie obawiaj się mruknął.Chciał, żeby jak najprędzejopuściła mieszkanie.Drażnił go zapach tanich perfum,drażniła zmięta sukienka, a najbardziej wzmagające się zkażdą chwilą uczucie litości dla tej chuderlawejdziewczyny. Brama jeszcze zamknięta? zapytała biorąc lichątorebkę z białego plastiku. Zadzwonisz.Dzwonek pod tablicą. A dozorca nie będzie się pytał, gdzie byłam? Jeżeli się zapyta, to powiesz, że u mnie. To widać sprowadza sobie pan dziewczynki.Wzruszył tylko ramionami. Baj! Baj! skinęła mu ręką, a potem, gdy otwieraładrzwi, roześmiała się: Dziwak, jak pragnę zdrowia.Zaryglował drzwi.Poszedł do łazienki.Mył się długo istarannie pod ciepłym tuszem, jak gdyby chciał zmyć zsiebie dokuczliwy niewidzialny brud.VOchniewski, redaktor naczelny Wieczoru Warszawy ,należał do ludzi dowcipnych.Gdy Napieralski o jedenastejzjawił się w redakcji, Ochniewski przywitał go z uśmiechemna pełnej, dobrodusznej twarzy. Widzę, że masz głowę pełną znakomitych pomysłów.Na jutro zarezerwowałem trzyszpaltową czołówkę na nowąbombę. Nie kpij oburzył się Napieralski łeb mi trzeszczyjak zardzewiała maszyna i w ogóle jestem niewyspany. Kameralna ? Nie. Krokodyl ? Nie. Spatif ? Nie.Wyobraz sobie Kaskada i to wcale nie dlawłasnej przyjemności, tylko dla twoich pięknych oczu.Wydałem kupę forsy i mam moralnego kaca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]