[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musiał kroczyćwąską ścieżką pomiędzy intrygą a wojną.Nikt w mieście nie potrafił tego lepiej.* * *- Uthegental wykaże się w nadchodzących dniach.Dantrag Baenre skrzywił się, gdy ta myśl wpłynęła do jego umysłu.Rozumiał jej zródło orazsubtelne znaczenie.On oraz fechmistrz domu Barrison DerArmgo, głównego rywala domuBaenre, byli uważani za dwóch najlepszych wojowników w mieście.- Opiekunka Baenre wykorzysta swoje umiejętności - ostrzegła następna telepatycznawiadomość.Dantrag wyciągnął swój skradziony z powierzchni miecz i spojrzał na niego.Wzdłuż niemożliwie ostrej krawędzi zabłysnął wąską, czerwoną linią światła, zaś dwa rubinywprawione w oczy wyrzezbionej w kształcie demona gałki zapłonęły wewnętrznym życiem.Dłoń Dantraga chwyciła za gałkę i ogrzała się, gdy Khazid'hea, Przecinaczka, kontynuowaławięz.-Jest silny i dobrze sobie poradzi podczas najazdu na Mithrilową Halę.Pragnie krwimiodego Do 'Urdena, dziedzictwa Zaknafeina, tak bardzo jak ty - a może nawet bardziej.Dantrag uśmiechnął się szyderczo na tę ostatnią uwagę, rzuconą tylko dlatego, że Khazid'heachciała doprowadzić go na skraj wściekłości.Miecz uważał Dantraga za swego partnera, niepana, i wiedział, że łatwiej się manipuluje Dantragiem, gdy jest rozgniewany.Po tak wielu dekadach używania Khazid'hei Dantrag również o tym wiedział i zmusił się dozachowania spokój u.- Nikt nie pragnie śmierci Drizzta Do'Urdena bardziej niż ja -zapewnił Dantragpowątpiewający miecz.- A opiekunka Baenre dopilnuje, żebym to ja, nie Uthegental, miałokazję zabić renegata.Opiekunka Baenre nie chciałaby, żeby zaszczyty, jakie bez wątpieniatowarzyszyć będą temu wyczynowi, spadły na wojownika z drugiego domu.Czerwona linia miecza znów rozjaśniła się intensywnie, odbijając się w bursztynowychoczach Dantraga.-Zabij Uthegentala, a jej zadanie stanie się prostsze.Dantrag roześmiał się głośno na tę myśl, a diabelskie oczy Kha-zid'hei znów zapłonęły.-Zabić go? - powtórzył Dantrag.- Zabić kogoś, kogo opiekunka Baenre uznała za ważnego wczekającej nas misji? Obdarłaby mnie ze skóry!- Ale mógłbyś go zabić?Dantrag znów się zaśmiał, bowiem pytanie to miało za zadanie zakpić z niego, popchnąć godo walki, której Khazid'hea pragnęła od tak dawna.Miecz był dumny, przynajmniej tak dumnyjak Dantrag albo Uthegental, i desperacko chciał znalezć się w dłoniach bezdyskusyjnienajlepszego fechmistrza w Menzoberranzan, którykolwiek z nich nim był.- Módl się, żebym mógł - odparł Dantrag, zmieniając sytuację na niekorzyść bezczelnegomiecza.- Uthegental woli swój trójząb.Gdyby okazał się zwycięzcą, to Khazid'hea mogłabyskończyć w pochwie gorszego wojownika.- Używałby mnie.Dantrag schował miecz, uważając, że nie warto odpowiadać na takie przedwczesneroszczenia.Również zmęczona tym bezcelowym przekomarzaniem Khazid'hea umilkła.Miecz wzbudził w Danragu pewne troski.Znał znaczenie zbliżającego się szturmu.Gdybyzdołał pokonać młodego Do'Urdena, wtedy cała chwała przypadłaby jemu, jeśli jednakUthegental dostałby go pierwszy, wtedy Dantrag uważany byłby za drugiego w mieście i nigdynie zmieniłby tej pozycji, dopóki nie odnalazłby i nie zabił Uthegentala.Dantrag wiedział, żejego matka nie byłaby zadowolona z takiego obrotu wydarzeń.%7łycie Dantraga byłonieszczęśliwe, gdy żył Zaknafein Do'Urden, bowiem opiekunka Baenre wciąż podjudzała go, byznalazł i zabił legendarnego fechmistrza.Tym razem opiekunka Baenre nie pozwoli mu najprawdopodobniej nawet na takąmożliwość.W związku z tym, że Berg'inyon zbliża się do doskonałości, opiekunka Baenre możepo prostu poświęcić Dantraga i przekazać cenne stanowisko fechmistrza swemu młodszemusynowi.Gdyby udało jej się wykazać, iż ruch ten został wykonany dlatego, że Berg'inyon jestlepszym wojownikiem, w społeczeństwie znów rozgorzałyby wątpliwości, który dom malepszego fechmistrza.Rozwiązanie było proste: Dantrag musiał zabić Drizzta.ROZDZIAA 8NIE NA MIEJSCUSzedł bezszelestnie pozbawionymi światła tunelami, a jego oczy płonęły lawendowo,szukając zmian we wzorach ciepła na podłodze oraz ścianach, które wskazywałyby na załomy,bądz na przeciwników w korytarzu.Wydawał się być w domu, być stworzeniem Podm-roku,poruszającym się z typową cichą gracją oraz ostrożną postawą.Drizzt nie czuł się jednak jak w domu.Znajdował się już głębiej niż najniższe tuneleMithrilowej Hali i napierało na niego stojące powietrze.Spędził niemal dwie dekady napowierzchni, ucząc się i żyjąc według zasad, które rządziły zewnętrznym światem.W równymstopniu różniły się one od właściwości Podmroku jak dziki, leśny kwiat różnił się odjaskiniowego grzyba.Człowiek, goblin, nawet czujny elf z powierzchni nie zauważylibyprzechodzącego cicho Drizzta, nawet gdyby mijał ich w odległości zaledwie paru kroków,jednak on czuł się niezdarny i hałaśliwy.Drow tropi ciel krzywił się przy każdym kroku, obawiając się, że wzbudzane przez niegoecho odbija się od kamiennych ścian setki metrów dalej.Był to Podmrok, miejsce poznawanemniej za pomocą zmysłu wzroku, a bardziej słuchem oraz węchem.Drizzt spędził prawie dwie trzecie swego życia w Podmroku, a sporą część ostatnichdwudziestu lat pod ziemią, w jaskiniach klanu Battlehammer.Nie uważał się już jednak zastworzenie Podmroku.Pozostawił swoje serce za sobą, na górskim zboczu, obserwujące gwiazdyi księżyc, wschód i zachód słońca.Była to kraina bezgwiezdnych nocy - nie, nie nocy, była to jedna nie kończąca się noc, uznałDrizzt - stojącego powietrza oraz spoglądających z góry stalaktytów.Szerokość tunelu zmieniała się mocno, czasami był tak wąski jak ramiona Drizzta, czasamiwystarczająco szeroki, by obok siebie mógł iść tuzin mężczyzn.Podłoga była lekko nachylona,prowadząc Drizzta jeszcze głębiej, jednak strop podążał równolegle do niej, pozostając nawzględnie stałej wysokości przekraczającej dwukrotnie wzrost mierzącego metr sześćdziesiątpięć drowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]