[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Autopilot próbował z powrotem zapalić światła, ale Sam udaremnił jego wysiłki.Gdy tak lecieli nad bogatą dzielnicą, światła apartamentów należących do pracowników korporacji stawały się z wolna coraz rzadsze, a ich miejsce zaczęły zajmować krzykliwe neony i trupia łuna reklamowych holoekranów.Za centrum handlowym widać już było bardzo niewiele świateł.Sam obserwował, jak Ameroindianin uważnie lustruje ciemność za szybą.Ciekawe, czy oczy ma tak samo podrasowane jak czas reakcji, zastanowił się.Większość awanturników i mięśniaków każących nazywać siebie ulicznymi samurajami od tego w zasadzie zaczynała.A Wywoływacz Duchów wyglądał na człowieka tego właśnie pokroju.- Niżej - zakomenderował Duch.Sam wykonał odpowiedni manewr i nagle rozległ się komunikat z autopilota:- Niebezpiecznie niska wysokość.Czy masz zamiar lądować?- Ucisz to pudło.Sam wyłączył zewnętrzny głośnik.- Lądujemy?- Jeszcze nie.Leć na północny wschód.Sam skorygował kurs i uspokoił autopilota, że lądowanie nie jest konieczne, a niska wysokość to wymóg sytuacji.Lecieli w ten sposób przez następne dziesięć minut, dokonując po drodze kilkunastu zmian kursu.Kilka było koniecznych, abyominąć wypalone zgliszcza wyższych budynków, reszta zaspokajała jakieś dziwne widzimisię Wywoływacza Duchów.Kiedy samuraj nakazał w końcu lądować, Sam z prawdziwą przyjemnością uruchomił odpowiednią procedurę autopilota.Obserwując przez długie minuty, jak pojazd mozolnie wymija zaciemnione sylwetki obcych kadłubów, Sam doszedł do wniosku, że nawet będąc mistrzem pilotażu, nie chciałby powtarzać tych samych manewrów na ręcznym sterowaniu.- Cholera, wygaś światła! - warknął samuraj, kiedy autopilot włączył lampy pozycyjne.Sam, wystraszony nagłym wybuchem, wykonał rozkaz, niemal równocześnie uciszając uwagi autopilota na temat bezpieczeństwa i przepisów FFA.Prom usiadł bezpiecznie na zaśmieconym skrawku terenu, nie opodal rzędu zabitych deskami bloków czynszowych.Samuraj wyciągnął wtyczkę z głowy Sama i kazał mu wstać z fotela pilota.Sam chciał przed odejściem wyłączyć silniki.- Zostaw.Sam wzruszył ramionami i wrócił do przedziału pasażerskiego.Inni zdążyli już wyjść na zewnątrz, pozostawiając pusty przedział, jeśli nie liczyć trupów.- Dlaczego nie możecie nas po prostu puścić? - usłyszał głos Jiro.Odpowiedzi udzielił ork.- Bo jesteście naszą polisą ubezpieczeniową.Pracownicy Renraku zostali zaprowadzeni do jednego z opuszczonych budynków.W tym czasie prom ponownie wzniósł się w powietrze.Sam obserwował przez ziejące pustką wejście, jak prom unosi się pionowo w górę, a następnie obiera kurs na południe.Jego ciemny kadłub zasłonił kilka gwiazd, które świeciły przez szczeliny w pokrywie chmur.W końcu zniknął na horyzoncie.Widmowy okręt z upiorną załogą.Samuraj pojawił się w wejściu i postał tam chwilę, zanim wkroczył do środka.Ukryty w ciemnościach powiedział:- Prom odleciał w stronę morza.- Myślisz, że za długo stał na lądowisku? - spytała Sally.- Wkrótce się przekonamy - odpowiedział.W ciszy, która zapadła, Sam słyszał wyraźnie, jak ork zmienia magazynek w swoim HK227.Pozostała dwójka poszła w jego ślady, a potem znów było cicho.Minęła prawie minuta, zanim ktoś się znów odezwał.- Nie możemy ich tak po prostu wyrzucić na ulicę - stwierdził ork.- Cog wysłał już samochód.- I mamy tak tu czekać? Cholera! Jeśli gliny albo samuraje z Raku zwęszyli trop, to za chwilę będzie tutaj gorąco.- Bez samochodu nie możemy bezpiecznie przetransportować naszych gości — oznajmiła Sally.-A na co nam oni? Jesteśmy na swoim terenie.To tylko zbędny balast.Ork położył delikatny nacisk na słowo „zbędny", dając jasno do zrozumienia co, jego zdaniem, należy zrobić z więźniami.- Sądzę, że nie doceniasz ich wartości.- Wykonaliśmy robotę, za którą dostaniemy kasę.Mamy też te dyski, które rąbnął Duch.To wystarczy.Chcesz zgarnąć za dużo korzyści.- Mam wielkie wydatki.-A ja nie mam zamiaru ich pokrywać, płacąc swoim gardłem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]