[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam go tam pochowałem.Obie ręce przycisnęła do piersi i po chwili, z trudnością chwytając powietrze, zawołała:— Och! Pochował go pan! Co za człowiek z pana!… Nie śmiał się pan przyznać!… Jeszcze jedna pana ofiara!… Jeszcze jedna ofiara!… Nie śmiał się pan przyznać owego wieczoru… Pewnie go pan zabił! Co on zawinił? Pewnie wciągnął go pan w jakąś okropną kłótnię!…Jej mściwa postać i przejmujący głos nie poruszyły go bardziej niż skałę, o którą był oparty.Podniósł tylko oczy, aby spojrzeć na nią, i spuścił je z wolna.Nic więcej.Lecz ona zamilkła i jakby zawstydziwszy się, zrobiła ruch ręką, odsuwając tę myśl od siebie.Zaczął mówić zrazu ze spokojną ironią:— Ha! Legendarny Renouard, jak go sobie wyobrażają sentymentalni głupcy, bezlitosny awanturnik, ludożerca.To był głos papugi, panno Moorsom! Największy głupiec spośród tych, co tak o mnie mówią, nie ośmieliłby się twierdzić, że zabiłem kogoś bez powodu.Nie.Zauważyłem tego człowieka w pewnym hotelu.Powiedziano mi, że przybył z interioru i że nie ma zajęcia.Siedział w kącie samotny jak chory kruk.Pewnego wieczoru pod wpływem impulsu przemówiłem do niego, choć nie był zbyt interesujący, budził po prostu litość.Największy mój wróg zaświadczyłby pani, że człowiek ten nie był godny stać się moją ofiarą.Wkrótce spostrzegłem, że się narkotyzował.Nie pił, ale używał jakiegoś narkotyku.— Ach! Teraz usiłuje go pan zamordować! — zawołała.— Znowu! Zawsze pani widzi Renouarda w świetle drobnomieszczańskiej legendy! Niechże więc pani po słucha! Nigdy nie byłbym zazdrosny o niego, choć zazdroszczę powietrzu, którym pani oddycha, ziemi, po której pani stąpa, światu całemu, na którym pani żyje, wolna, ale nie moja.Lecz nie o to chodzi.Był mi raczej sympatyczny; pod jakimś pretekstem zaproponowałem mu, aby został moim pomocnikiem.Zdawało mu się, jak sam twierdził, że to go uratuje, lecz nie uratowało go od śmierci, którą spowodował drobny wypadek.Pośliznął się i spadł z wysokości dziesięciu stóp w rozpadlinę.Zdaje się jednak, że poprzednio był już chory, od czasu gdy przebywał w głębi kraju; bodaj, że go koń kopnął.Odtąd już stale niedomagał, nie miał bowiem zdrowia, a i dusza jego zdawała się być chora.Toteż koniec nastąpił szybko.— Tragiczny los! — szepnęła Felicja z przejęciem.Wargi Renouarda zadrżały, lecz ciągnął dalej głosem równym i bezlitosnym:— Taka jest jego historia.Pewnego wieczoru zrobiło mu się nieco lepiej i dał mi znać, że chciałby mi coś powiedzieć.Uważając mnie za dżentelmena, chciał mi się zwierzyć.Odpowiedziałem mu, że się myli, bo choć on o tym nie wie, mam naturę plebejusza.Zdaje się, że było to dla niego rozczarowaniem.Mruknął coś o swej niewinności i coś, co brzmiało jak przekleństwo skierowane ku jakiejś kobiecie, po czym odwrócił się do ściany… i skonał.— Przeklinał jakąś kobietę! — zawołała z oburzeniem panna Moorsom.— Co za kobietę?— I ja zastanawiałem się nad tym — rzekł Renouard i podniósłszy wzrok na pannę Moorsom zauważył odbijające od bladej jej twarzy purpurowe konchy uszu i ciemny, jak noc tajemniczy blask jej oczu pod wijącymi się płomieniami włosów.— Przeklinał kobietę, która nie chciała uwierzyć w jego uczciwość… Tak, zapewne myślał o pani.A teraz pani nie chce mi wierzyć — mnie, który muszę pozostać tym, czym jestem, choćby to miało być przyczyną mej śmierci.Nie! Nie wierzysz mi.Ale pomyśl, Felicjo, że taka kobieta jak ty i taki mężczyzna jak ja nieczęsto spotykają się na tym świecie.Blask jej dumnej głowy palił mu twarz.Odrzucił daleko kapelusz i gdy spuścił nagle powieki, uderzającym się stało podobieństwo jego do starożytnego brązu, do z lekka pochylonego w cieniu skały, spokojnego, surowego profilu Pallady.— Gdybyś tylko mogła zrozumieć, jaka prawda jest we mnie! — dodał.Milczała, jakby zdziwienie odjęło jej mowę; ale gdy podniósł wzrok na nią, z niezwykłą siłą zaczęła się bronić, jakby odpierała jakiś nie wypowiedziany zarzut
[ Pobierz całość w formacie PDF ]