[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Czy wyjaśnia, co się stało z cieślą?— Tak — odparł Shire, patrząc Adrianowi prosto w oczy.—.Trzy dni później odebrał sobie życie.— Odebrał sobie życie?! To wbrew wszystkiemu.— Owszem — przerwał mu cicho uczony.— Jest tu zgodność płynąca z czynnika czasu.Trzy dni.Zgodność i sprzeczność.Jak to wyważyć? Wyznanie mówi dalej, że wyklął On tych, którzy postąpili wbrew Jego woli, lecz przed samym końcem wzywał swego Boga, by im wybaczył.— To też trzeba uznać za zgodność.— A czegóż innego by się pan spodziewał, panie Fontine? Pomysłowość dla zachowania życia.“Niczego nie zmienia, a jednak zmienia wszystko".— W jakim stanie znajduje się pergamin?— Jest znakomicie zakonserwowany.Nasycony chyba jakimś roztworem tłuszczu zwierzęcego i pokryty warstwą ciężkiego szkła skalnego.— A pozostałe dokumenty?— Nie przyglądałem im się, tyle tylko, żeby zobaczyć, który z nich jest tym pergaminem.Te, które, jak przypuszczam, śledzą wprowadzenie kanonu Filioąue z punktu widzenia jego przeciwników, są w znacznie gorszym stanie.Zwój aramejski jest oczywiście metalowy i odczytanie go będzie wymagało wiele czasu i zabiegów.— Czy to jest dosłowne tłumaczenie zeznania? — spytał Adrian siadając i wskazując palcem na kartkę, którą trzymał w ręku uczony.— W zasadzie tak.Nie wygładziłem go.Nie przedstawiałbym go w tej formie na żadnym forum naukowym.— Czy mogę je zatrzymać?— Może pan zatrzymać wszystko.— Shire wyciągnął rękę.Adrian wziął od niego tłumaczenie.— Pergamin, resztę dokumentów.Są pańskie.— To nie należy do mnie.— Wiem.— Dlaczego więc mi je pan oddaje? Sądziłbym raczej, że będzie je pan za wszelką cenę chciał zatrzymać.Zbadać.Zaskoczyć nimi świat.Uczony zdjął grube szkła.Oczy oplatała mu siatka zmarszczek zmęczenia.— Dostarczył mi pan bardzo dziwnego odkrycia — powiedział stłumionym głosem.— I dość przerażającego.Jestem za stary, żeby wziąć to na swoje barki.— Nie rozumiem.— Proszę się zastanowić.Kwestionuje ono śmierć, nie życie.Ale ta śmierć stanowiła symbol.Jeśli poda pan w wątpliwość ów symbol, ryzykuje pan zwątpieniem we wszystko, co ten symbol z biegiem czasu zaczął oznaczać.Nie jestem pewien, czy mam do tego prawo?Adrian milczał przez chwilę.— Cena prawdy jest zbyt wysoka? Czy to chce pan powiedzieć?— Jeśli to jest prawda.Ale jak powiadam, ten dokument nosi straszliwe piętno autentyczności.Ludzie akceptują różne rzeczy, tylko dlatego, że one istnieją.Homer tworzył fikcję, ale wiele wieków po nim ludzie odtwarzają szlaki morskich wypraw jego bohaterów w poszukiwaniu jaskiń zamieszkanych przez jednookich gigantów.Froissart pisze kroniki wydarzeń, które nigdy nie miały miejsca, i zostaje okrzyknięty prawdziwym historykiem.Proszę pana o rozważenie konsekwencji.Adrian wstał z krzesła i podszedł bez celu do ściany.Do tego samego miejsca, w które wpatrywał się uporczywie Land; płaskiego, słabo oświetlonego kawałka ściany, pokrytego białą farbą.Nic.— Czy może pan to wszystko zatrzymać tutaj przez jakiś czas?— Można to zmagazynować w sejfie w podziemiach laboratorium.Mogę panu przysłać pokwitowanie.Fontine odwrócił się.— W podziemiach?— Tak, w podziemiach.— Mogłem je zostawić pod ziemią zupełnie gdzie indziej.— Może trzeba było.Jak długo, panie Fontine?— Co jak długo?— Jak długo miałyby tu zostać?— Tydzień, miesiąc, wiek.Nie wiem.Stał przy oknie hotelowym wychodzącym na panoramę Manhattanu.Nowy Jork udawał, że śpi, ale niezliczone światła ulic w dole zadawały temu kłam.Rozmawiali od wielu godzin, sam już nie wiedział od ilu.Właściwie to on mówił; Barbara tylko słuchała, delikatnie nakłaniając go, by wyrzucił z siebie wszystko.Tyle jeszcze musiał zrobić, przez tyle przejść, nim znów będzie sobą.Nagle rozległ się dzwonek telefonu.Ten dźwięk nie wiedzieć czemu wydał mu się przerażający.Odwrócił się na pięcie, czując ogarniającą go panikę i mając świadomość, że widać to po jego oczach.Barbara wstała z krzesła i z pełnym opanowaniem podeszła do niego.Ujęła jego twarz w dłonie.Panika ustąpiła.— Nie chcę z nikim rozmawiać.Nie teraz.— To nie rozmawiaj.Powiedz temu, kto dzwoni, żeby zatelefonował rano.To było takie proste.Mówić prawdę.Dzwonek rozległ się ponownie.Adrian podszedł do nocnego stolika przy łóżku i podniósł słuchawkę, pewien swych zamiarów, zwojej siły.— Adrian? Na miłość boską! Przekopaliśmy za tobą cały Nowy Jork.Dopiero jakiś pułkownik Tarkington dał nam numer tego hotelu.Dzwonił jeden z prawników z Departamentu Sprawiedliwości, przyjęty do pracy przez Nevinsa.— O co chodzi?— Stało się! Wszystko, nad czym pracowaliśmy, zaczyna grać! Jakby kto bombę podłożył pod całe to miasto! W Białym Domu panika! Jesteśmy w kontakcie z senacką komisją sprawiedliwości.Potrzebujemy specjalnego prokuratora.Nie da się załatwić tego inaczej.— Macie konkretne dowody?— Więcej.Świadków, zeznania.Złodzieje próbują się maskować.Wracamy do roboty, Fontine.Jesteś z nami? Teraz możemy naprawdę coś zrobić!Adrian tylko chwilę się zastanawiał, nim odpowiedział: — Tak, jestem z wami.Najważniejsze było coś robić.Jedne walki ciągnąć dalej.Inne uznać za zakończone.Cała mądrość w tym, żeby wiedzieć które
[ Pobierz całość w formacie PDF ]