[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gówno! Koniec ze mną, ale głupio, ot tak, po prostu, zaryć nosem w ziemię.- Co z tobą? - zapytał Rourke.- Dostałem dzidą w ramię.- Pokaż! - Rourke przesunął się do tyłu, wyjął nóż z pochwy i odciął rękaw.Rana była zakrzepła, brudna i wymagała oczyszczenia.- John! Ta kurtka była jeszcze całkiem dobra - jęknął Paul.- Zamknij się - warknął doktor.- Boli? Potem się za to wezmę!Rubenstein spojrzał na niego, poprawiając okulary w drucianych oprawkach.- Mogło być gorzej, John.Co by to było, gdybym zgubił okulary?- No tak.Co by to było? - Rourke oparł się o ciężarówkę.- Pamiętasz jeszcze, jak się uruchamia silnik?- Coś sobie przypominam.- Daj mi pukawkę i wskakuj.Jak będziesz już na pełnych obrotach, startujemy do bunkra.Postaraj się rozjechać po drodze tylu dzikich, ilu zdołasz, jasne?Rubenstein uśmiechnął się szeroko, oddał mu broń i sięgnął do klamki.- Cholera! Zamknięte!- Ja to zrobię - rzekł Rourke.- Odsuń się.Wyjął z kabury Pythona, wymierzył w zamek i strzelił, odwracając głowę w bok.- Spróbuj teraz.Paul pociągnął za klamkę.- Gorąca - syknął.Klamka odpadła i drzwi otwarły się na oścież.Paul wyszczerzył zęby w uśmiechu i wlazł do kabiny.Śmigłowiec Natalii po raz kolejny podchodził do ataku.Strzelanina rozlegała się też na ziemi.Z obu stron nacierała grupa desantowa.Rourke przeczołgał się pod ciężarówką na drugą stronę.Ciężarówka zatrzęsła się, zakasłała i ruszyła.- John!- Dobra! - Rourke pozbierał zapasowe magazynki.Wskoczył na siedzenie obok Paula.- Potrafisz prowadzić jedną ręką?- Zmieniaj bieg, kiedy ci powiem! - krzyknął Rubenstein.- W porządku!John przymknął drzwi, nie wypuszczając z dłoni Pythona.Nadbiegali dzicy.Rourke uniósł rewolwer.Strzelał.Długa seria oddana przez konającego dzikusa zadudniła na przedniej szybie ciężarówki, zarysowując pajęczynę pęknięć.- Cholera! - zaklął Rubenstein.Ciężarówka ruszyła.Rourke wrzucił pustego Pythona do kabury.Podał Paulowi karabin.- Ustaw prosto wóz i trzymaj kierownicę kolanem.- Rozumiem.- Paul jedną ręką ujął karabin i wysunął go przez strzaskaną szybę.Rourke złapał Detonics, na oślep wypalił w czepiającego się maski dzikusa.Ciężarówka powoli toczyła się naprzód.- Zmień bieg! - krzyknął Paul.John lewą ręką sięgnął do drążka.Zamienił się w słuch.Usłyszał zgrzyt sprzęgła.Przerzucił na dwójkę.Samochodem szarpnęło.Rubenstein przestał strzelać i opanował wóz.Przez resztki szyby doktor dostrzegł człowieka pod drzwiami bunkra.Drzwi uchyliły się.- Cole!Rozdział XXXIIINatalia sprawdziła pułap lotu.Śmigłowiec wykonał zwrot.Zerknęła na sztuczny horyzont, wprowadziła poprawkę i wyszła z zakrętu, kierując się ku największemu zbiegowisku dzikusów.Otaczali wysoką ciężarówkę na ogromnych kołach.Za kierownicą dostrzegła Rubensteina, a obok niego Rourke’a.Na przeciwległym krańcu płaskiego wzniesienia zobaczyła O’Neala, a w jego rękach znajomy kształt AK-47.- Strzelec, kiedy będziesz gotów - ognia! Równam lot! - rzuciła przez ramię.- Tak jest! - odkrzyknął strzelec.Posłyszała terkot pokładowego karabinu maszynowego M-60.Miała nadzieję, że śmigłowiec zaopatrzony jest w boczną osłonę, chroniącą nogi strzelca.Marynarz pruł po atakujących ciężarówkę dzikusach.Gęsty ogień podniósł się w kierunku śmigłowca.Nagle serce zamarło jej w piersi.Do bunkra wchodził człowiek.Był to Cole!Ściągnęła do siebie stery, wspinając się na manewrową wysokość.Rzuciła maszynę w ostry zakręt.- Trzymaj się, strzelec! - Okay!Helikopter leciał teraz wprost na bunkier.Gwałtownym łukiem ustawiła go burtą do drzwi.- Strzelec! Skoś tego faceta, który wchodzi do bunkra!W odpowiedzi rozległ się terkot karabinu maszynowego.Natalia patrzyła, jak pociski gonią cel, ryjąc bruzdy w ziemi.Seria uderzyła w drzwi, ale Cole już zniknął we wnętrzu bunkra.- Do diabła! - syknęła.Ściągnęła stery, ponownie zakręciła nabierając wysokości.Zanurkowała.Musiała teraz rozpędzić okrążających ciężarówkę dzikusów, żeby Rourke i Rubenstein mogli dogonić Cole’a.Rozdział XXXIVRourke załadował oba pistolety i wysunął je przez okno.W tej samej chwili na maskę ciężarówki rzucił się dzikus uzbrojony w maczetę.- John! - krzyknął Rubenstein.Doktor wystrzelił.Ciało zsunęło się z maski.Wóz podskoczył.Spod kół ciężarówki dobiegł nieludzki wrzask.Do bunkra było już nie więcej niż sto jardów.Rourke cały czas strzelał w tłum.Od czasu do czasu ciężarówka zarzucała raptownie, kiedy Paul puszczał kierownicę, żeby nacisnąć spust karabinu wystawionego przez boczne okienko.Cole zniknął.Nad ich głowami huczał śmigłowiec Natalii, siekąc pociskami w tłum napastników, usiłujących zatrzymać ciężarówkę zwartą ścianą ciał.Powietrze gęste było od krzyżujących się serii.Pod drzwiami bunkra pojawiła się kolejna sylwetka.Był to O’Neal.John widział, że oficer cofa się, z całej siły kopie w drzwi bunkra, potem usiłuje rozbić zamek serią ze zdobycznego AK-47.Rourke raz po raz naciskał języki spustowe Detonics’ów.Ciężarówka toczyła się naprzód, roztrącając atakujących, miażdżąc kołami ciała.Kolejna seria trafiła w przednią szybę.Doktor wychylił się i dwoma strzałami położył dzikusa, uzbrojonego w pistolet maszynowy.Jeszcze pięćdziesiąt jardów.Rourke wymienił zużyte magazynki.Wystrzelił przez okno, kładąc następnego szaleńca, otworzył drzwi kabiny i stanął w nich, trzymając się dachu ciężarówki.- Cofnij się! - krzyknął do O’Neala.- Staranujemy drzwi! - Paul! Zostaw wóz na dwójce i gaz do dechy! Przykucnij za kierownicą, ja zdążę wyskoczyć!- Dobra! - odkrzyknął Paul.Rourke schował jeden z pistoletów do kabury na biodrze.Wychylił się.Jeszcze dwadzieścia pięć jardów! Teraz biegł w ich stronę potężny mężczyzna odziany w coś, co wyglądało na psie skóry.W rękach miał pistolet maszynowy.Za chwilę na ciele mężczyzny wykwitły jaskrawe, czerwone plamy.Upadł do tyłu, przewracając tłoczących się za nim ludzi.Jeszcze dziesięć jardów! Ryk silnika przybrał na sile.Wzmogła się też wibracja.Pięć jardów od bunkra Rourke wyskoczył, oglądając się przez ramię na Rubensteina.Ciężarówka ryknęła jeszcze głośniej, kiedy Paul z całej siły przycisnął gaz do dechy.John wyskoczył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]