[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Leć szybciej - polecił pilotowi.- Za chwilę uderzy Teksas!ROZDZIAŁ LVIWładow i jego ludzie zajęli pozycje.Rourke obejrzał się.Przeciwległy koniec tunelu zablokowali gwardziści.Teraz dywersanci nie mieli już drogi odwrotu, musieli tylko posu­wać się do przodu!- Czy to ja sprowadziłam na ciebie te wszystkie kłopoty, John? - szepnęła Natalia.- Nie, to ja je sprowadziłem na ciebie.Gdybyś mnie nie spotkała, nie zabiłbym Karamazowa i on by dowodził w tej chwili bazą KGB, a ty byłabyś z nim, mając przeznaczoną dla siebie komorę kriogeniczną.- Nigdy bym tego nie pragnęła.- Wiem.Ja także.Położył dłoń na jej ustach.- Zawsze będę cię kochał!Przyciągnął do siebie dziewczynę i pocałował gorąco.- Byłoby dla nas lepiej, gdybym tu zginęła.- Nie mów tak! Ani nigdy nie myśl podobnie! Twoje życie jest zbyt wiele warte, abyś miała się go tak łatwo wyrzec.Pamiętaj, że jeżeli ty zginiesz, będę walczył z nimi tak długo, dopóki nie zastrzelę ostatniego z nich albo aż oni mnie nie zabiją.W oczach dziewczyny pojawiły się łzy.- Ale ty masz już żonę, a nie jesteś mężczyzną, który by.- Nie jestem! Ale musisz mi zaufać.- Wiesz, kiedyś mój wuj przynosił mi najpiękniejsze bajki świata, jak byłam małą dziewczynką.Czytałam śliczną opo­wieść o śpiącej królewnie, którą piękny królewicz obudził pocałunkiem.Czy ty.czy po przebudzeniu ze snu w gazie narkotycznym mógłbyś.- Pochyliła głowę, przytulając się policzkiem do silnej męskiej dłoni, spoczywającej na jej ramieniu.- Obudzić cię pocałunkiem?Bardzo tego pragnął, ale nie wiedział, czy to uczyni.Jednak teraz wziął ją w ramiona i pocałował mocniej niż kiedykol­wiek.ROZDZIAŁ LVIIRourke wskoczył na motor.Spojrzał na Tiemierownę sie­dzącą za kierownicą forda.Radzieccy komandosi starli się już z gwardzistami.Amerykanin wsunął pod obie pachy pistolety maszynowe gotowe do strzału.- Kocham cię, John! - Natalia wychyliła się z kabiny.- I ja ciebie kocham! - zawołał, zapalając silnik.- Rożdiestwieński, ty stary dupku, zobaczymy, czy potrafisz mnie powstrzymać! - mruknął sam do siebie, pędząc z ogromną szybkością w wir walki.ROZDZIAŁ LVIIIRourke był pewien, że obroną laboratorium dowodzi sam pułkownik Rożdiestwieński! Wiedział, że dla oficera KGB była to nie tylko walka o przetrwanie, o uratowanie kapsuł, ale też sprawa honoru.Po raz pierwszy Rożdiestwieński miał szansę wygrać ze znienawidzonym wrogiem!Amerykanin położył się prawie na motocyklu, blokując kierownicą klatkę piersiową, i otworzył ogień z obu pistoletów maszynowych.Minął biegnących komandosów i wjechał do wielkiej, wysokiej i rzęsiście oświetlonej sali, zastawionej kontenerami i pakami, za którymi kryli się gwardziści.Zanim wyczerpały się magazynki w M-16, trafił siedmiu przeciwników.Odrzucił bezużyteczną broń i wydobył zza pasa Pythony.Skierował swój pojazd pod ścianę i okrążając salę, przegonił gwardzistów zza kontenerów.Wtargnięcie Johna spowodowało niewielkie zamieszanie w szeregach wrogów, ich ogień nieco przycichł, pozwalając żołnierzom Władowa dotrzeć do sali.Zawrzała walka wręcz!Żołnierze przestrzeliwali sobie głowy, przykładając lufy niemalże do skroni, rozpruwali brzuchy bagnetami, podrzyna­li gardła, miażdżyli czaszki kolbami karabinów.W tej fazie walki przewaga była po stronie komandosów.Byli lepiej wyszkoleni, silniejsi, sprawniejsi i bardziej zdeter­minowani.Rourke zastrzelił kolejnego przeciwnika.Ujrzał, jak gwar­dzista mierzy z karabinu w Daszrozińskiego.Przedostatnim pociskiem przestrzelił napastnikowi gardło.Objechał kontener i wpadł wprost na czterech żołnierzy KGB.Ostatnią kulą strzaskał głowę najbliższego, po czym rzucił rewolwery.Gdy przed oczami ujrzał wylot lufy, jedną ręką podbił karabin przeciwnika, drugą wyciągając małego automatycznego Detonics’a 45.Każdy strzał trafiał w cel.Żołnierze byli tak blisko, że tryskająca z ich ran krew zalała twarz i ubiór Amerykanina.- Wynoś się stąd, doktorze! - rozległo się wołanie Władowa.- Ty i major Tiemierowna musicie wykonać wasze zadanie, my zajmiemy się walką!Przez wylot bocznego korytarza wbiegło do sali kilkunastu gwardzistów.Rourke zatoczył motocyklem kółko prawie przed ich nosem i pomknął w kierunku forda.Trzech napast­ników uczepiło się skrzyni, chcąc dotrzeć do szoferki.Nie przyhamowując doktor schylił się i porwał z ziemi upuszczonego przez kogoś Kałasznikowa, zobaczył, że w ma­gazynku pozostało jeszcze dwanaście pocisków i przybliżywszy się do samochodu, zestrzelił wszystkich trzech gwardzistów.Przystanął obok okienka.- John! Jesteś ranny?! - zawołała przerażona Natalia, widząc krew na jego twarzy.- Nawet nie draśnięty! Widzisz? - Wskazał na jeden z bocznych korytarzy.- Ta droga musi prowadzić do laborato­rium! Jedziemy tam!- Dobra!- Władow, niech cię Bóg chroni! - krzyknął Rourke do kapitana.Oficer przebijał właśnie bagnetem pierś powalonego wroga.- I ciebie także! - odkrzyknął.Zza kontenera wyskoczył rosły gwardzista i rzucił się z pięściami na Amerykanina.Ten spokojnie poczekał, aż prze­ciwnik zbliży się, po czym jednym ruchem myśliwskiego noża podciął Rosjaninowi gardło.ROZDZIAŁ LIXWjechali po wąskiej rampie do mrocznego tunelu.Gwar walki pozostał w tyle, cichnąc coraz bardziej.- Zatrzymaj się! - zawołał Rourke do Natalii.Stanęli i załadowali broń.Amerykanin stracił swoje rewol­wery, nie mogąc odszukać ich na pobojowisku, zdobył za to Kałasznikowa.Posiadając dodatkowo M-16, dwa Detonics’y oraz pistolet automatyczny, nie mógł czuć się bezbronny.- Ludzie Władowa są najlepszymi żołnierzami Związku Radzieckiego - powiedziała z dumą dziewczyna.- Już niedłu­go.zostaną wyeliminowani - posmutniała.- Na jednego komandosa przypada dziesięciu gwardzistów.Nie wytrzyma­ją takiego naporu.- Wiem - przytaknął Rourke.- Kiedy dostaniemy się do laboratorium, nasze szansę przeżycia wzrosną.Ludzie Rożdiestwieńskiego będą obawiali się strzelać do nas, by nie uszkodzić butli z gazem narkotycznym czy komór kriogeni­cznych.Z głębi korytarza dobiegała coraz silniejsza kanonada.Lu­dzie Władowa bronili się dzielnie.Kiedy ostatni strzał ucich­nie, oznaczać to będzie, iż wszyscy już polegli.Doktor nie sądził, by któryś z tych walecznych “mołodców” dał się poj­mać.- Wynośmy się stąd! - zakomenderował, ruszając w dalszą drogę.ROZDZIAŁ LXPozostało przy nim tylko pięciu ludzi.Reszta, wśród nich obaj żołnierze wywiadu, zginęła w walce.- Towarzyszu kapitanie, nie widziałem nigdzie Rożdiestwieńskiego - powiedział Daszroziński.- Jestem pewien, że gdzieś tu jest! Może zaszył się w pobliżu laboratorium.Walka na kilka minut ustała.Oddziały KGB wycofały się w głąb pasażu, przegrupowując się do ostatecznego szturmu.- Myślę, towarzysze, że powinniśmy dokonać kontruderzenia, uprzedzić ich zamiary.Nic innego nam nie pozostało -Władow uśmiechnął się nieznacznie.- Tak, towarzyszu kapitanie, ja myślę podobnie - oświadczył porucznik.- Kiedy ruszą, wypadniemy na nich! Pokażemy, jak walczą prawdziwi Rosjanie!- Dobrze.Sprawdźcie broń i przygotujcie bagnety.- Oficer spojrzał w głąb korytarza.Poczuł szum w głowie po uderzeniu kolbą.Krwawiły jego liczne powierzchowne rany.Założył bagnet na lufę swego karabinu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl