[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usłyszałyśmy, że auto skręciło także w przecznicę, i po chwili jego latarnie zalały nas smugą białego światła.Wydawało się nam, że ten snop światła rozbiera nas do naga, przygważdża do wilgotnego muru i wyblakłych, podartych plakatów, i zatrzymałyśmy się.Zirytowana Gizela powiedziała do mnie półgłosem:- Cóż to za dzikie zachowanie?.Czy nie przyjrzeli nam się dostatecznie na Corso?.Mam ochotę wracać do domu.- Nie, nie - powiedziałam szybko, proszącym tonem.Sama nie wiedziałam dlaczego, ale chciałam za wszelką cenę poznać tych dwu mężczyzn, siedzących w samochodzie.- Co ci szkodzi? Wszyscy tak robią.Wzruszyła ramionami i w tej samej chwili światła zgasły, auto zatrzymało się przy chodniku, tuż przed nami.Kierowca, różowawy blondyn, wychylił się przez okienko i powiedział dźwięcznym głosem:- Dobry wieczór.- Dobry wieczór - odpowiedziała sucho Gizela.- Dokąd to idziecie takie same, samiuteńkie? - ciągnął dalej tamten.- Czy możemy dotrzymać wam towarzystwa?Chociaż przemawiał ironicznym tonem człowieka, który uważa, że jest wyjątkowo dowcipny, były to słowa oklepane, które słyszałam już setki razy.Gizela odpowiedziała głosem pełnym rezerwy:- To zależy.- Ona także mówiła zawsze to samo.- No więc - nalegał mężczyzna w samochodzie - od czegóż to zależy?- Ile nam dacie? - zapytała Gizela zbliżając się i opierając się ręką o drzwi auta.- A ile chcecie?Gizela wymieniła sumę.- Drogie jesteście - zanucił tamten - bardzo jesteście drogie - ale wydawało mi się, że gotów jest się zgodzić.Jego towarzysz, którego twarzy nie widziałam, nachylił się i powiedział mu coś do ucha; blondyn wzruszył ramionami i zwracając się do nas dorzucił: - Dobrze.wsiadajcie!Jego towarzysz otworzył drzwiczki, przesiadł się na tylne siedzenie, otworzył od wewnątrz drugie drzwi i zaprosił mnie gestem, żebym wsiadła.Gizela usadowiła się koło blondyna, który spojrzał na nią i zapytał:- No więc dokąd jedziemy?- Do Adriany - odpowiedziała Gizela i podała adres.Zazwyczaj w towarzystwie mężczyzn, czy to w samochodzie, czy gdzie indziej, byłam sztywna i milcząca i czekałam, aż oni pierwsi zaczną mnie zabawiać.Wiedziałam z doświadczenia, że nie trzeba ich zachęcać, bo tylko czekają na to, aby wziąć inicjatywę w swoje ręce.Także tego wieczoru siedziałam obojętna, nie odzywając się ani słowem, podczas gdy samochód pędził przez ulice miasta.Miejsca, które zajęłyśmy w samochodzie, wskazywały, że sąsiad mój przeznaczony mi był tej nocy na kochanka; widziałam tylko jego dłonie, podłużne, białe, oparte o kolana.On także milczał i siedział bez ruchu w cieniu, z odrzuconą do tyłu głową.Pomyślałam, że musi być nieśmiały, i nagle poczułam do niego sympatię: ja także byłam nieśmiała i nieśmiałość wzruszała mnie zawsze, bo przypominała mi, jaka byłam przed poznaniem Gina.Gizela rozmawiała ze swoim sąsiadem.Lubiła, kiedy tylko nadarzała się okazja, prowadzić eleganckie i inteligentne rozmowy, jak dama w towarzystwie pełnych dla niej uszanowania mężczyzn.Usłyszałam jej zapytanie:- Czy to pański samochód?- Tak - odpowiedział jej towarzysz - nie zdążyłem go jeszcze zastawić.Podoba ci się, co?- Jest bardzo wygodny - odpowiedziała niedbale Gizela - ale ja wolę Lancie.są szybsze i lepiej resorowane.Mój narzeczony ma Lancię.Była to prawda, Riccardo miał Lancię.Tylko że nigdy nie był narzeczonym Gizeli i już od dłuższego czasu wcale się nie widywali.Blondyn zaczął się śmiać i powiedział:- Twój narzeczony ma pewnie Lancię na dwóch kołach.Gizela była bardzo wrażliwa i obrażała się o byle co.Zapytała dotknięta:- Może mi pan powie, za kogo nas pan bierze?- Nie wiem.powiedzcie same, kim jesteście - odrzekł blondyn - nie chciałbym zrobić fałszywego kroku.Gizela miała jeszcze inną manię, a mianowicie chciała uchodzić wobec swoich przygodnych kochanków za to, czym nie była: za stenotypistkę, tancerkę lub osobę z towarzystwa.Nie zdawała sobie sprawy, że te jej pretensje nie przystoją osobie, która pozwala się zaczepiać i od razu wysuwa kwestie pieniężne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]