[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przecież, mimo wszystko, to jest ich miasto.Bardzo miłe geblingi.- Tak.Weźcie nas wszystkich - powtórzył Ruin.Jakieś ręce pomogły mu wstać.Inni podtrzymali Reck, która była zbyt wyczerpana, by zrobić choć krok o własnych siłach.Patience szła przed nimi, szepcząc:- Idę, no idę, to nie jest droga.- Ale oczywiście, że to jest droga.My znamy drogę, czyż nie? Czy to nie jest droga?Na obu końcach długiego, niskiego pokoju płonął ogień.Było wręcz gorąco.Ruin i Reck usiedli po bokach Patience i trzymali ją za ręce.Zwrócili twarze w stronę paleniska.Starzy ludzie kręcili się wokół nich, rzucając cały czas jakieś bezsensowne uwagi.Patience starała się nie zważać na nich.Zamartwiała się, jak wyrwą się z tego miejsca.Oczywiście burza śnieżna nie miała nic wspólnego z Nieglizdawcem.Ale potrafił ją znakomicie wykorzystać do własnych celów.Teraz bała się zasnąć.Jeżeli nie będzie przez cały czas czuwać, nie uda jej się uchronić Ruina i Reck.Zabiją się albo uciekną.To wszystko było takie skomplikowane.Potrzebowali jej pomocy, by dostać się do Nieglizdawca.Ona potrzebowała ich, by zabili Nieglizdawca, zanim się z nią połączy.A Nieglizdawiec był taki silny.Nie mogli się z nim mierzyć.Nikt nie mógł się z nim mierzyć.- Nie - powiedziała Reck.- Czy on tobie robi to samo? - zapytał Ruin.- Czuję rozpacz.Wiem, że nie może się nam udać.Patience skinęła głową.Paplający staruszkowie zainteresowali się ich rozmową:- O czym te dzieciaki rozmawiają? Głowa do góry, nie ma nad czym rozpaczać.To jest szczęśliwe miejsce, więc nie róbcie takich ponurych min.Może zaśpiewamy, co?Kilku rozpoczęło śpiew, ale ponieważ nikt nie pamiętał słów, melodia też wkrótce zamarła.- Potrzebujemy Willa - powiedziała Reck.- Po co? - zapytał Ruin.- Tutaj nie ma nic do orania, a jedyną osobą z naszego towarzystwa, która doszła tak wysoko, jest Angel.- Potrzebujemy go - powtórzyła Reck.Ale wyjaśnienia udzieliła Patience:- Potrzebujemy człowieka, który się nigdy nie ukorzył przed Nieglizdawcem.- Nieglizdawiec! - krzyknął jeden ze staruszków, a reszta przyłączyła się do niego.- Nieglizdawiec! Nieglizdawiec!Patience udało się ignorować starców aż do tej pory.- Co o nim wiecie?- O, my jesteśmy starzy przyjaciele!- Przyszliśmy tutaj, by go odwiedzić, a on pozwolił nam zostać tak długo, jak nam się będzie podobało.- Nikt z nas nigdy nie wrócił do domu.- Niektórzy oczywiście pomarli.Właściwie już całkiem sporo.- Czy Nieglizdawiec was również zaprosił?Łyse i siwe głowy pochyliły się nad nimi.Staruszkowie zachowywali się jak małe dzieci, ani chwilę nie mogli ustać spokojnie.Ich zgrzybiałość zmyliła czujność Patience.Dopiero teraz uprzytomniła sobie, że jej ścieżka była tą samą, którą już inni przeszli poprzednio.- Tak - powiedziała - Nieglizdawiec nas zaprosił.Ale zgubiliśmy drogę w śnieżycy.Czy możecie nam powiedzieć, gdzie jesteśmy?- Przed złotymi drzwiami - wyjaśnił jeden.Inni przytaknęli.- Ale nie możecie wejść wszyscy razem.Tam wchodzi się pojedynczo.- On chce, byśmy przyszli razem - odparła Reck.- Kłamczucha, kłamczucha! - krzyknął jeden ze starców.Patience spojrzała na Reck, a jej wzrok mówił: ty jesteś pustelnicą, ja zaś dyplomatką.Zostaw to mnie.Ale prawdę mówiąc nie miała pojęcia, jak sobie poradzić z tymi ludźmi.Wydawali się całkowicie nieszkodliwi.A jednak znali Nieglizdawca, a Nieglizdawiec znał ich, więc mogli okazać się kłopotliwi.- Teraz musimy odpocząć - powiedziała.- Tylko żadnych sztuczek - ostrzegł najmłodszy z mężczyzn, którego włosy nie zdołały jeszcze całkowicie posiwieć, choć skóra na jego twarzy obwisła.- Czy mogłabym poznać pańskie imię? - zapytała Patience.- Wymiana! - krzyknął mężczyzna.- Ty powiedz pierwsza.- Nazywam się Patience.- Patience, nie powinnaś spacerować w tak cienkim ubraniu podczas burzy śnieżnej.- Roześmiał się, jakby powiedział najlepszy dowcip.- Teraz twoje imię.- Oszukałem cię - powiedział.- Ja nie mam imienia.- Myślałam, że miało być bez sztuczek.Wyglądał na kompletnie zgnębionego.- Ale Nieglizdawiec zabrał nasze imiona i nie oddał ich - powiedział staruszek.Patience nie była pewna, w co gra, ale próbowała wykonać następny ruch.- Jeśli straciliście imiona, musicie być bardzo niezadowoleni.- Och, nie.- Wcale nie.- Kto by potrzebował imion?- Jesteśmy bardzo szczęśliwi.- Mamy wszystko, co trzeba.- Ponieważ niczego nie potrzebujemy - to powiedział najmłodszy z nich.Sam sobie potakiwał głową, jak przemądrzałe dziecko.Ale jego oczy nie były oczami dziecka.Wypełniał je smutek i poczucie straty.Nagle Patience przyszło do głowy, że za tą czczą paplaniną może kryć się potrzeba kontaktu.Posiadamy wszystko, co trzeba, ponieważ nic nie potrzebujemy.To oznacza, że nie posiadają nic.Delikatnie zaczęła badać sprawę.- Co jeszcze dobrego zrobił dla was Nieglizdawiec? - zapytała.- Och, zabrał wszystkie nasze zmartwienia.- Teraz nigdy już o nic nie musimy się martwić.- Niedobrze mi się od tego robi - nagle wtrącił się Ruin.Staruszkowie zamilkli.Patience uśmiechnęła się do niego, rzucając mu jednocześnie mordercze spojrzenie.- Może Nieglizdawiec sprawi, że przez kilka minut poczujesz się lepiej i nie będziesz musiał nic mówić.Ruin zrozumiał aluzję i powrócił do ognia.- A co zrobił z waszymi zmartwieniami? - chciała się dowiedzieć Patience [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl