[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niebawem znalazłem się we wsi; widzę zbiegowisko; zbliżam się, wypytuję; opowiadająmi wydarzenie.Każę wołać komornika i idąc za popędem szlachetnego współczucia płacęwspaniałomyślnie pięćdziesiąt funtów, za cenę których pięć osób miało postradać dach nadgłową i możność pracy.Po tym uczynku tak prostym nie wyobrażasz sobie, markizo, jakiebłogosławieństwa posypały się na mą głowę, jakie łzy wdzięczności płynęły z oczu starca,głowy rodziny, i jaką pięknością uszlachetniły to oblicze patriarchy, które chwilę przedtembyło niemal wstrętne z piętnem najstraszliwszej rozpaczy! Przyglądałem się temu, gdy nagleinny wieśniak, młodszy, prowadząc za rękę żonę i dwoje dzieci i zbliżając się żywo, rzekł: Padnijmy wszyscy do nóg tego pana, dobrego jak sam Bóg. W tej chwili ujrzałem całą ro-31 dzinę klęczącą u mych kolan.Przyznaję się do słabości: oczy zwilżyły mi się łzami, uczułemwzruszenie niezależne od woli, ale pełne rozkoszy.Zdumiony byłem odkryciem, jak wieleprzyjemności znajduje się czyniąc dobrze, i skłonny jestem przypuszczać, że ci, których zwy-kliśmy nazywać cnotliwymi, nie mają może takiej zasługi, ja by się zdawało.Tak czy owak,uważałem za słuszne zapłacić biednym ludziom przyjemność, jaką mi sprawili.Wziąłem zsobą dziesięć ludwików; rozdałem je.Tak tedy pośród obfitych błogosławieństw całej rodziny wyglądałem sobie na jakiegoś bo-hatera dramatu w chwili szczęśliwego rozwiązania.Pojmujesz, że w tym tłumie główną osobąbył dla mnie gorliwy szpieg.Cel był osiągnięty; uwolniłem się od gromady i wróciłem dozamku.Razem wziąwszy, mogę sobie powinszować pomysłu.Ta kobieta warta jest niewąt-pliwie, aby sobie zadać dla niej tyle trudów; kiedyś staną się one dla mnie brzęczącą walutą;w ten sposób, zapłaciwszy niejako z góry, będę mógł rozrządzać jej osobą bez najmniejszegowyrzutu.Zapomniałem dodać, że chcąc już wszystko wyzyskać, prosiłem poczciwych ludzi, aby sięmodlili do Boga za spełnienie mych zamiarów.Zaraz przekonasz się, czy ich prośby nie zo-stały już w części wysłuchane.Ale oto oznajmiają mi, że wieczerza na stole; byłoby już zapózno na wysłanie listu, gdybym go miał kończyć dopiero udając się na spoczynek.Zosta-wiam więc r e s z t ę d o n a s t ę p n e j p r z e s y ł k i.%7łałuję bardzo, bo reszta jest najcie-kawsza.Do widzenia, miła przyjaciółko.Okradasz mnie o jedną chwilkę rozkoszy oglądaniamego bóstwa.Zamek***, 18 sierpnia 17**LIST XXIIPrezydentowa de Tourvel do pani de VolangesSądzę, iż rada pani będzie zapoznać się z pewnym rysem pana de Valmont, rysem, który o ile mi się zdaje  odbiega od tych, jakim go pani odmalowano.Tak przykro jest myśleć zleo kimkolwiek, tak boleśnie znajdować jedynie błędy w tych, którzy mieli wszelkie warunki,aby przedstawić cnotę we wszystkich jej powabach! Wreszcie, pani tak ceni pobłażliwość, żejedynie można się ucieszyć, dostarczając motywów cofnięcia nazbyt może surowego sądu.Zdaje mi się, że pan de Valmont miałby prawo do tej łaski, powiedziałabym, niemal do tejsprawiedliwości; i oto na czym buduję to mniemanie.Dziś rano wybrał się na jedną z owych przechadzek, które mogły pani nasunąć przypusz-czenie, że pan de Valmont ma już jakąś miłostkę w okolicy, przypuszczenie, którego  przy-znaję się do winy  chwyciłam się może zbyt żywo.Szczęściem dlań, a zwłaszcza szczęściemdla nas (ocala nas to od niesprawiedliwości), któryś z moich ludzi szedł właśnie w tę stronę13;dzięki temu ciekawość moja, karygodna, ale w tym wypadku zbawienna, została zaspokojona.Człowiek ów przyniósł wiadomość, że pan de Valmont, znalazłszy we wsi*** nieszczęśliwąrodzinę, której dobytek właśnie miano zająć, bo nie miała z czego opłacić podatków, nie tylkopośpieszył wyrównać dług biednych ludzi, ale nawet wręczył im dość znaczną kwotę.Bieda-cy wspominali również o jakimś służącym, który z opisu wygląda na służącego pana de Val-mont, a który poprzedniego dnia zasięgnął wiadomości o najbardziej potrzebujących pomocy.Jeżeli tak było w istocie, nie jest to nawet przelotne i wynikłe z przypadku współczucie; to jużzamiar czynienia dobrze; dobroczynność uprawiana ze zrozumieniem; najwznioślejsza cnotanajpiękniejszych dusz na ziemi.Zresztą, z rozmysłu czy z przypadku, jest to w każdym razieczyn zacny i chwalebny; samo opowiadanie o nim wzruszyło mnie do łez.Dodam więcej,13Czyżby pani de Tourvel nie śmiała wyznać, iż było to z jej rozkazu? (Przyp.aut [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl