[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każdy, kto byłby równie wrażliwy na magię jak on, odczułby to samo.Spojrzał Księciu prosto w oczy.– Na razie jednak, zanim nie przeprowadzę dokładniejszego i bardziej dogłębnego badania, aby stwierdzić, w jakim celu zwój został napisany, wolałbym nie łamać pieczęci, którą został opatrzony.Złamanie zaklętej pieczęci bywa niebezpieczne, jeżeli nie dokona się tego we właściwy sposób.Jeżeli ktoś będzie majstrował przy pieczęci, zwój może ulec samounicestwieniu albo, co gorsza, może unicestwić tego, kto próbował ją naruszyć.Widziałem już kilka zwojów o wielkiej mocy, opatrzonych taką pułapką.Borric przez chwilę bębnił palcami o blat stołu.– No dobrze.Odroczymy na razie naradę.Zbierzemy się ponownie, kiedy tylko pojawi się coś nowego.Albo coś ze zwojem, albo od rannego.– Zwrócił się do Tully'ego;– Zobacz, jak on się czuje.Gdyby się ocknął, użyj całego kunsztu swej sztuki, aby wyciągnąć od niego jak najwięcej informacji.– Wstał.Inni poszli w jego ślady.– Lyam, wyślij wiadomość o tym, co zaszło, do królowej Elfów i do Krasnoludów z Kamiennych Gór i Szarych Wież.Poproś o radę.Pug otworzył drzwi.Książę opuścił salę, a za nim reszta zebranych.Tomas i Pug wyszli ostatni.Szli korytarzem.Tomas nachylił się do Puga.– Ale rozpętaliśmy burzę.Pug potrząsnął przecząco głową.– Po prostu my pierwsi odnaleźliśmy tego człowieka.Jeżeli nie my, ktoś inny by to zrobił.Tomasowi najwyraźniej ulżyło, kiedy wreszcie wyszedł z komnaty i znalazł się poza zasięgiem badawczego wzroku Księcia.– Jeżeli coś pójdzie nie tak, mam nadzieję, że będą o tym pamiętali.Kulgan poszedł na górę do pokoju w wieży.Tully ruszył do siebie, gdzie jego pomocnicy czuwali przy rannym.Książę z synami udał się do swych komnat.Chłopcy zostali sami w korytarzu.Przeszli do kuchni skrótem przez spiżarnię.Megar nadzorował krzątającą się służbę.Kilka osób pomachało do nich na powitanie.Na widok syna i wychowanka Megar uśmiechnął się.– No i co tym razem zbroiliście, chłopaki? Co? Megar poruszał się zawsze swobodnym i rozkołysanym krokiem.Miał płowe włosy i był przyjaźnie nastawiony do całego świata.Przypominał Tomasa tak, jak roboczy szkic przypomina gotowy rysunek.Był dobrze wyglądającym mężczyzną w średnim wieku, lecz nie posiadał klasycznych rysów, które wyróżniały Tomasa.Zaśmiał się.– Ten człowiek u Tully'ego, wszyscy cicho-sza, cicho-sza.Posłańcy latają jak opętani na wszystkie strony.Nie widziałem podobnego zamieszania od czasów wizyty księcia Krondoru, siedem lat temu!Tomas porwał jabłko z tacy.Podskoczył i z rozmachem usiadł na stole.Pomiędzy kolejnymi kęsami opowiedział wszystko ojcu.Pug oparł się o blat i słuchał.Opowieść Tomasa była zwięzła, sucha i pozbawiona wszelkich ozdobników.Kiedy skończył, Megar pokręcił głową.– No, no.Obcy, co? Mam nadzieję, że to nie piraci maruderzy.Mieliśmy ostatnio dość spokojne czasy.Już dziesięć lat minęło, odkąd to Bractwo Mrocznego Szlaku.– udał, że spluwa z obrzydzeniem na podłogę – niech piekło pochłonie dusze tych morderców, rozpętało zamieszki z goblinami.Nie mogę powiedzieć, abym oczekiwał z radością podobnego zamieszania.Ekspediowanie zaopatrzenia do odległych wiosek.Musieliśmy pichcić z tego, co najszybciej się psuło, a jednocześnie najdłużej nadawało do jedzenia.Czy uwierzycie, że przez miesiąc nie mogłem przygotować ani jednego przyzwoitego posiłku?Pug uśmiechnął się.Megar posiadał zdolność rozpatrywania najbardziej skomplikowanych okoliczności poprzez sprowadzanie ich do podstawowych elementów, to znaczy – jak dalece mogą one utrudnić mu pracę w kuchni.Tomas zeskoczył ze stołu.– Chyba będzie lepiej, jak wrócę do koszar i poczekam tam na mistrza Fannona.Do zobaczenia.Wybiegł z kuchni.– Czy to coś poważnego, Pug? Chłopiec pokręcił głową.– Nie mam pojęcia.Naprawdę.Wiem tylko jedno.Tully i Kulgan są zaniepokojeni.A Książę przejął się na tyle, że chce rozmawiać z Elfami i Krasnoludami.Więc może tak.Megar wyjrzał przez drzwi, przez które wyszedł Tomas.– Zły to czas na wojowanie i zabijanie.Pug spostrzegł na jego twarzy z trudem skrywaną troskę.Nie miał pojęcia, co się mówi ojcu, którego syn właśnie w takiej chwili został żołnierzem.Odsunął się od stołu.– No, na mnie też już czas.Pomachał ręką na do widzenia do krzątającej się po kuchni służby i wyszedł na dziedziniec.Był zaniepokojony poważnym tonem obrad w komnatach Księcia i nie miał nastroju do nauki.Co prawda nikt nie wystąpił z tym oficjalnie i nie powiedział tego głośno, jednak było oczywiste, że obradujący dopuszczali w duchu możliwość, że to część przedniej straży floty inwazyjnej.Pug ruszył przed siebie wolnym krokiem.Po trzech schodkach wszedł do małego ogródka Księżniczki.Usiadł na kamiennej ławie.Żywopłoty i rzędy krzewów różanych zasłaniały go przed widokiem z dziedzińca.Widział jedynie straże patrolujące wysoko na murach.Może mu się tylko wydawało, ale wartownicy sprawiali wrażenie, jakby byli dzisiaj wyjątkowo czujni.Zwrócił się w stronę, z której dobiegł go odgłos delikatnego pokasływania.Po przeciwnej stronie ogródka stała księżniczka Carline w towarzystwie szlachcica Rolanda i dwóch młodszych dam do towarzystwa.Ponieważ Pug nadal uchodził wśród mieszkańców zamku za pewnego rodzaju znakomitość, dziewczęta powstrzymywały uśmiechy.Carline odprawiła je ruchem ręki.– Chciałabym porozmawiać na osobności z szlachcicem Pugiem.Roland zawahał się przez moment, a potem skłonił sztywno przed Księżniczką.Puga zirytowało mroczne spojrzenie, jakim go chłopak obdarzył, odchodząc z dziewczętami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]