[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.plazowa kopuła ponad nimi zajaśniałasrebrzystoniebieskim płomieniem.Thomas widział, że pomarańczowa kurtyna rozdziela się i opada na dół,unosząc piaszczystą mgłę osadów dennych.- Może chcesz, żebym ja to zrobiła? - spytała Waela.Thomas pokręcił przecząco głową.Wiedział, że onatakże musiała zauważyć jego strach.- Nie, dam sobie radę.Sposób postępowania był jasny: uwolnić wielokrążek, za pomocą którego byli przytwierdzeni do kablakotwicy, stopić śruby łączące gondolę dowodzenia z nośnikiem, nadmuchać zbiorniki i wznieść się gondoląku powierzchni.Po wypłynięciu na powierzchnię miała się automatycznie ustabilizować.Mogli wtedywystrzelić radiosondę i ustawić sygnały świetlne.Potem należało jedynie czekać na przybycie następnegoLOP-a.Thomasa ogarnęło poczucie klęski, kiedy zaczął przygotowywać drogę odwrotu.Przecież dopierorozpoczęli się porozumiewać.a ich plan był taki dobry.Morszczyn mógł odpowiedzieć.Wszyscy odczuli wstrząs spowodowany przez odrywające się sworznie.Gondola oddzieliła się i zaczęłaunosić w górę.Wynurza się jak perła z ostrygi, pomyślał Thomas.Kiedy popłynęli w górę, przez uwolnione przestrzenie plazowych szyb znów zobaczyli skrzące się algi.Waela wpatrywała się w mrugające światła, które pulsowały i jaśniały nieregularnie, a to jej cośprzypominało.Gdzie wcześniej widziałam coś takiego?Wspomnienie było tak wyrazne! Zwiatła niemal całkiem zielone i fioletowe mrugały do niej.Gdzie? Byłam na dole w.Przypomniała sobie nagle i powiedziała nawet się nie zastanawiając:- Jest dokładnie tak, jak poprzednim razem, gdy uciekałam.Zwiatła glonu były bardzo podobne do tychtutaj.- Jesteś pewna? - spytał Thomas.- Jestem pewna, wciąż je widzę - rozstępujący się morszczyn, robiący mi drogę do powierzchni.- Zwietliste rodzą się w morzu - powiedział Panille.- Może oni myślą, że jesteśmy świetlistą?- Niewykluczone - powiedział Thomas.Statku, czy właśnie to mieliśmy zobaczyć? - pomyślał.W tym pomyśle był pewien sens.Kolonia skopiowała świetliste chmury, chcąc dać LOP-owi swobodnydostęp do pandorańskiego nieba.Zwietliste nie atakowały LOP-a.Być może morszczyn także możnaoszukać w ten sposób.Trzeba to sprawdzić.Jednak teraz ważniejsze było, by przeżyć.Podejrzewającsabotaż, Thomas musiał się podzielić swymi myślami z zespołem.- Zciągnąć w dół LOP-a mogło tylko coś niezwykłego - powiedział.Panille przestał przyglądać się światłom, odwrócił się.- Sabotaż -powiedział Thomas.Tylko to przyszło mu na myśl.- Chyba sam nie wierzysz w to, co mówisz! - zaprotestowała Waela.Thomas wzruszył ramionami.Wpatrywał się w oddalające się pasma morszczynu.- Nie wierzysz w to - naciskała.- Wierzę.Przemyślał sobie swoją rozmowę z Oakesem.Czy ten człowiek przyjechał wtedy na inspekcję? Napewno nie zrobił nic dostrzegalnego gołym okiem.Były jednak sprzeczności w jego odpowiedziach -potknięcia.Panille gapił się przez plazowe ściany gondoli na klatkę tworzoną przez wodorosty.Teraz gwałtowniezwiększało się natężenie światła.Jasna tafla powierzchni zbliżała się, aż wreszcie znalezli się na wodachzalanych słonecznym blaskiem.Stworzenia pływające zbaczały ze swej drogi i krążyły w pobliżu.Oślepiające promienie przenikały przez barierę glonu.Połyskujące punkty przygasły i zniknęły.W czasiekrótszym niż kilka uderzeń serca gondola oswobodziła się i znalazła się na powierzchni.Thomas włączył program przeznaczony do użytku na powierzchni, gdy gondola zaczęła skakać izmieniać kierunek niesiona prądem zatokowym, wznosić się i opadać na niskiej fali.Niebo nad ich głowamibyło bezchmurne, ale w oddali widać było stado świetlistych.Kotwica morska wyskoczyła ze swego zewnętrznego pojemnika pod nimi, rozpostarła się w postaci lejkai wyhamowała płynącą kapsułę.Zwiatło obu słońc, przefiltrowane przez plazowe szyby, wypełniło gondolęmigotliwymi błyskami.Panille westchnął głęboko.Do tej pory wstrzymywał oddech chcąc zobaczyć, czy naprawdę gondolaustabilizuje się na powierzchni.Sabotaż?Również Waela rozmyślała o podejrzeniach Thomasa.On się musi mylić! Na skraju laguny, pośród liścimorszczynu, dryfowało nieco szczątków balonu LOP-a.Wszystko wskazywało na uderzenie pioruna.Z bezchmurnego nieba?Czy to w ogóle możliwe?A może w takim razie świetliste?Przecież wiecie, że świetliste nie atakują LOP-ów.Thomas ustawił radiosondę i nacisnął klawisz uruchamiający odpalenie ładunku.Usłyszeli huk i w górzepojawił się łuk czerwonej poświaty, skręcił w lewo, a potem zanurzył się w morzu.Pomarańczowy dymunosił się nad wodą, tam gdzie dotknął jej łuk, a potem popędził w kierunku grupy świetlistych halsującychponad horyzontem.Wszyscy widzieli, że liście morszczynu wykręcają się i podnoszą gwałtownie w miejscu, gdzie zniknęłaradiosonda.Thomas pokiwał głową.Wadliwa radiosonda.Waela uwolniła się z pasów bezpieczeństwa i sięgnęła, by uwolnić uchwyt górnego zaworu, ale Panillezłapał ją za ramię.- Nie! Zaczekaj.- O co chodzi? - Odwróciła się uwalniając z jego uścisku.Była zażenowana dotykając go po tamtej scenie z poprzedniej nocy.Jej gorąca skóra świeciła purpurowo,a nie mogła tego kontrolować.- On ma rację - powiedział Thomas.- Jeszcze niczego nie dotykaj.Thomas rozpiął własne pasy bezpieczeństwa, znalazł zestaw narzędzi będących wyposażeniem gondoli iwyjął z niego klucz, którym zaczął odkręcać pokrywę luku mechanizmu.Odskoczyła z trzaskiem i upadła napokład.Wszyscy zobaczyli dziwny zielony pakunek na stanowisku kontrolnym, gdzie zostałby zgniecionydzwignią, gdyby otworzono właz.Thomas wziął szczypce i uwolnił zieloną paczuszkę.Delikatnie ujął jądłońmi.Bardzo amatorska robota, pomyślał, przypominając sobie przeszkolenie, które przeszła załoga statkupróżniowego.Uczyli się wtedy postępowania w podobnych sytuacjach.Statek radził sobie znacznie lepiej,nawet zanim został Statkiem.To było dobre i potrzebne szkolenie.Nie trzeba powtarzać, w jaki podstępny ioszukańczy sposób statek próżniowy mógł zaatakować załogę matkę.Sabotaż rzucający się w oczy nie wyglądał na celową działalność Statku, już raczej Oakesa.alboLewisa.- Co jest w tej paczce? - spytała Waela.- Sądzę, że to trucizna, która miała się zacząć wydzielać, gdybyśmy spróbowali odkręcić właz -powiedział Thomas.Ostrożnie odłożył pakunek na bok i skoncentrował się na mechanizmie kontrolnym włazu.Systemwyglądał na nie ruszany.Powoli, niesłychanie ostrożnie, chwycił właz, odgiął mocowanie śruby i zaczął jąprzekręcać.Właz uniósł się ukazując brzeg szczeliwa i niebo nie przesłonięte otaczającą plazmą.Kiedy właz był całkiem otwarty, Raja jedną dłonią ujął zielony pakunek, wspiął się po kilku stopniachdrabiny i wyrzucił go.W momencie zetknięcia z wodą, z zapalnika zaczął się wydobywać cytrynowożółtygaz.Wiejący wiatr unosił go ponad pokrytymi glonem wodami.Piechy znajdujące się na powierzchni wiłysię pod wpływem dymu, skręcały i więdły.Waela złapała się słupa szukając oparcia, dłonią zakryła usta.- Kto?- Oakes - powiedział Thomas.- Dlaczego? - spytał Panille.Czuł, że bardziej to wszystko go fascynuje, niż przeraża.Statek mógłby ichuratować, gdyby zaszła taka potrzeba.- Pewnie nie chce, by w Kolonii żył więcej niż jeden Kaapee.- A ty jesteś Kaapee? - zdziwił się Panille.- Czy Waela nie powiedziała ci? - Thomas zszedł z drabiny.- Ja.- Oblała się głębokim rumieńcem.- Umknęło mi to z pamięci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]