[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za marną cenę, ale.Milczała. Bankowi się spodoba.Przebiegła palcami po zdjęciach.Szara zabudowa Humleby.Ogródek. Ale jeśli się namyśliłaś. Nie, nie.Przyjmij ofertę.Spojrzała na niego. Potrzebujemy pieniędzy, prawda? Pieniędzy powtórzył.Lund znalazła taksówkarza, Leona Freverta, gdy polerował swojegomercedesa na postoju przy przystanku promu turystycznego w Nyhavn.Nie chciał rozmawiać.Po trzech monosylabicznych odpowiedziach rzekł: Powiedziałem wam wszystko, co wiem.Wziąłem pasażerkę,zawiozłem ją gdzieś.Co tu jeszcze jest do gadania? Miała torbę?Wbił wzrok w przednią szybę.Pomyślała o Ditte z pralni.Frevert niespojrzał jej w oczy. To było prawie trzy tygodnie temu.Pani żartuje. Miała torbę?Odłożył ścierkę i spojrzał na nią. Może miała portfel w torbie, nie wiem. Miałam na myśli torbę podróżną.Walizkę.Plecak. Nie, nie miała. Na pewno? Gdyby miała, wsadziłbym ją do bagażnika.Samochód z przodu odjechał.Frevert był teraz drugi w kolejce.Napewno najchętniej odjechałby przy pierwszej okazji. Mówiła panu, dokąd jedzie pózniej?Wyglądał teraz na chudszego niż poprzednio.Na bardziej znękanego. Już mówiłem.Ratusz, a potem Gronningen.Nic więcej nie wiem.Odjechał pierwszy samochód.Frevert był następny. Nie wspomniała nic o lotnisku? Na pewno nie.Zawiózłbym ją.To dobry kurs. Podrapał się porzednących włosach. Ale jak tak pani teraz spytała. Co? Prosiła, żebym poczekał. Poczekał? Tak, teraz pamiętam.Mówiła, że musi pójść za róg, a potem odrazu wraca.Więc czy mógłbym poczekać.Roześmiał się. W piątek wieczorem? Miło było zawiezć młodą do ratusza.Aleklientów było mnóstwo.Nie mogłem tam stać. Spuścił głowę smętny izawstydzony. Jezu.A gdybym zaczekał? Gdzie Nanna chciała jechać potem?Frevert myślał. Chyba na Dworzec Główny.Dworzec znajdował się naprzeciwko Tivoli.Lund przychodził na myśltylko jeden powód, dla którego Nanna miałaby tu przyjeżdżać.Skierowała się prosto do przechowalni bagażu.Za ladą siedziałusłużny młodzieniec w granatowym uniformie.Wyjaśnił, że po trzechdniach wszystkie schowki są opróżniane, a nieodebrane rzeczy trafiają domagazynu. Jeśli da mi pani kluczyk, znajdę ten bagaż dodał. I trzebabędzie uiścić opłatę. Nie mam kluczyka. A jaki to był numer? Nie znam numeru. W takim razie odparł pogodnie żadnego bagażu pani nieodbierze. To torba podróżna.Zostawiona w ostatnich dniach pazdziernika.Wyglądał na jakieś osiemnaście lat.W głębi za ladą widziałamagazyn.Całe rzędy toreb. Czy ta torba przypadkiem należy do pani? Jeśli mnie pan wpuści i powie, gdzie szukać, to ją znajdę.Skrzyżował ramiona. Jeszcze jakieś życzenia? Darmowy bilet, pierwsza klasa doHelsingor? Cheeseburgera?Wyciągnęła wizytówkę i podała mu. Sarah Lund.Wzywano nas w sprawie podejrzanej walizki.Wsadził wizytówkę do kieszeni. Jeszcze poproszę dowód tożsamości.Już przełaziła przez stalową bramkę. Sama znajdę.Minęła go zdecydowanym krokiem, ignorując jego okrzyki, przeszłana tył, wyciągnęła torbę z półki.Data niedawna.Torba Nanny musiała byćgdzie indziej. Proszę przestać.Jestem pracownikiem kolei! Staram się pomóc powiedziała Lund, biegnąc szybko wzdłużpółek. Będę zły.Stał, krzyżując chude ramiona. Ty się robisz zły? wrzasnęła. Ja przychodzę w wolny dzień, boktoś z transportu prosił mnie o przysługę.I trafiam na pryszczategonastolatka.Zejdz mi z oczu, idz się pobujać na huśtawce, synku.Doroślimuszą pracować.Twarz mu poczerwieniała, zaczął biadolić i wymachiwać rękami. Pani.och.proszę pani. Myszka Miki czeka dodała, wskazując Tivoli. Proszę tu zostać! pisnął. Idę po szefa.Lund przyspieszyła.Tyle toreb.Większość czarna.Takie kupują mężczyzni.Nanna była ładna i lubiła ładne rzeczy.Słyszała, że ktoś się zbliża.Głosy przybierały na sile.Lund prawie biegła, aż ją zobaczyła.Różowa i modna.Markowa.JensHolck mógłby taką kupić na koszt Ratusza.Spojrzała na przywieszkę z nazwiskiem.Po jednej stronie LiceumFrederiksholm.Po drugiej Vesterbrogade 95, adres Lotte.Oczywiście, że Nanna ją tam trzymała.Nie chciała, żeby Theis iPernille się dowiedzieli.Lund chwyciła torbę i pobiegła z nią, ignorując wymachującegorękoma, piszczącego nastolatka przy kontuarze.Meyer odebrał jej telefon. Masz listy pasażerów? spytała. Nie.Odniosła wrażenie, że niechętnie z nią rozmawia. Jedziesz gdzieś, Meyer? SAS strajkuje.Jadę na lotnisko.Dobra? Dobrze.Mam jej torbę.Znowu siedziała w zielonym garbusie, przetrząsając rzeczy Nanny wwalizce leżącej na fotelu pasażera. Masz jakieś wskazówki, dokąd jechała? spytał.Szkicownik.Tenisówki.Kostium kąpielowy.Ciepłe ubrania.Nawiększości metki.Wyliczała to wszystko Meyerowi. A coś sugeruje, z kim jechała? Nie.Lund wzięła z domu zapasowe rękawiczki ochronne.Zębamiotworzyła paczkę i naciągnęła je na dłonie. Jadę spytać Birk Larsenów rzuciła. Na miłość boską, nie rób tego.Wczoraj im powiedziałem, żezamknęliśmy sprawę.Oni muszą mieć trochę wytchnienia. Tak, rzeczywiście.No to coś wymyślę. Lund!Birk Larsen punktualnie stawił się pod indyjską restauracją.ZadzwoniłaPernille. Bank nam nie pomoże, Theis
[ Pobierz całość w formacie PDF ]