[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Próbowała protestować, ale tylko z trudem łapała oddech, nie mogąc wymówić słowa.Kiedy na wpół prowadzono, a na wpół niesiono ją do wyjścia, usiłowała wyjaśnić, że nie może tak odjechać, zostawiając Grillo, ale trudno było ją zrozumieć.Obok przepłynęła twarz Rochelle poczuła na twarzy nocny chłód, ale to nieprzyjemne odczucie jeszcze bardziej wzmogło Jej oszołomienie.Pomóżcie jej.pomóżcie jej.- słyszała głos Lobo; zanim zdążyła się zorientować, co się dzieje, już Ją ułożono w samochodzie na siedzeniu pokrytym sztucznym futrem.- Grillo.- zdążyła powiedzieć, zanim zatrzasnęły się drzwiczki.W progu domu stał jej prześladowca, ale samochód już sunął w kierunku bramy.- To najdziwaczniejsze przyjęcie w moim życiu, niech skonam - powiedział Lobo.- Wynośmy się stąd do diabła."Przepraszam, Grillo - pomyślała Eve, zanim straciła przytomność.- Nie daj się im".Stojący przy bramie Clark machnął limuzynie Lobo na pożegnanie i spojrzał na dom.- Ile ich tam jeszcze zostało? - zapytał Raba.- Może ze czterdzieści - odparł Rab, patrząc na listę gości.- Nie będziemy tu stać całą noc.Czekając na pozostałych gości, samochody nie mieściły się już na Wzgórzu - krążyły więc w dole ulicami Grove i czekały na wezwanie radiowe, by podjechać po swoich pasażerów.Kierowcy byli już do tego przyzwyczajeni; przeważnie urozmaicali sobie nudę oczekiwania żartobliwymi pogaduszkami przez mikrofalówkę.Ale dziś nie było żadnych plotek na temat życia miłosnego pasażerów ani "męskich" rozmów o tym, co będą robić kierowcy po skończeniu dyżuru.Przeważnie w eterze panowała cisza, jakby kierowcy nie chcieli ujawniać miejsca swojego postoju.Kiedy już ktoś przerywał milczenie, to po to, by rzucić jakąś zdawkową uwagę na temat miasteczka.- Zdechła pipidówa - określił je któryś z szoferów.- Zupełnie jak cmentarz, jak pragnę podskoczyć.Uciszył go Rab:- Jak nie masz nic mądrego do powiedzenia, to siedź cicho.- O co ci chodzi? - obruszył się tamten.- Obleciał cię strach przed duchami?Zanim mu odpowiedziano, włączył się inny kierowca:- Jesteś tam, Clark?- Tak, kto mówi?- Halo, słyszysz mnie? - połączenie było marne, chwilami głos zupełnie zanikał.- Idzie paskudna kurzawa - mówił kierowca.- Nie wiem, czy mnie słyszysz.ta wichura zerwała się tak nagle, nie wiadomo skąd.- Powiedz mu, żeby stamtąd odjechał - powiedział Rab.- Clark! Przekaż mu to!- Słyszę cię.Kierowco, odjedź stamtąd! Odjeżdżaj!- Czy ktoś mnie słyszy?! - wrzeszczał tamten; jego słowa ginęły w wyciu wichru, rozkręcającym się jak spirala.Nie dokończył pytania; jego słowa zagłuszył trzask rozbijanego samochodu.- Cholera! - zaklął Clark.- Czy któryś z was wie, kto to był? Albo gdzie był?Pozostałe samochody milczały.Jeśli nawet któryś kierowca wiedział, gdzie tamten jest, żaden nie zaproponował, że pospieszy mu z pomocą.Rab patrzył w dół na miasto przez szpaler drzew, ciągnący się wzdłuż drogi.- No tak - powiedział.- Dosyć tego burdelu.Zmywamy się.- Zostaliśmy tylko my dwaj - przypomniał mu Clark.- Jeśli masz trochę oleju w głowie, to też się stąd wyniesiesz - stwierdził Rab, rozwiązując krawat.Nie wiem, co się tu dzieje, ale niech się o to martwią ci bogacze.- Jesteśmy na służbie.- Właśnie zszedłem z dyżuru! - wypalił Rab.- Nie płacą mi tyle, żebym brał na siebie całą tę awanturę! - rzucił radiotelefon Clarkowi.Radio wydawało nieartykułowane dźwięki.- Słyszysz? - zawołał.- Chaos! Nadchodzi chaos!W dole miasta Tommy-Ray zmniejszył szybkość, by popatrzeć na strzaskaną limuzynę.Duchy po prostu uniosły ją w górę i przewróciły kołami do góry.Teraz wyciągały zza kierownicy szofera.Jeśli nie był jeszcze gotów, by dołączyć do ich grona, to szybko załatwiły sprawę, szarpiąc na strzępy jego mundur i ciało.Tommy-Ray zabrał upiorny orszak ze Wzgórza, by w spokoju obmyślić jakiś sposób dostania się do willi.Nie chciał powtórki upokarzającej sceny przy szlabanie wjazdowym, kiedy strażnicy obrazili go, a potem rozpętało się to piekło.Chciał, by ojciec, ujrzawszy go w nowym wcieleniu jako Chłopca Śmierci, widział, że Tommy-Ray panuje nad sytuacją.Ale te nadzieje szybko nikły.Im bardziej opóźniał powrót, tym bardziej niesforne były jego zastępy.Już zdążyły zdemolować luterański kościół pod wezwaniem Księcia Pokoju, dowodząc - jakby dowody były komuś potrzebne - że kamień równie łatwo poddaje się zniszczeniu jak ludzkie ciało.Jakąś cząstką swojej duszy - tą, która szczerze nienawidziła Palomo Grove - pragnął, by duchy siały tu zniszczenie.Niech zrównają z ziemią całe miasto.Ale wiedział, że jeśli pofolguje tej chęci, straci nad nimi wszelką władzę.Poza tym, gdzieś w Grove była jedyna ludzka istota, którą pragnął ustrzec od złego: Jo-Beth.Kiedy burza rozszaleje się na dobre, dla nikogo nie zrobi wyjątku.Jo-Beth zginie, jak zginą wszyscy inni.Widząc, że już wkrótce duchy nie zdołają powściągnąć niecierpliwości i zniszczą miasto za Jego zgodą czy bez niej, Tommy-Ray podjechał pod dom matki.Jeśli Jo-Beth nie wyjechała z miasta, to będzie tutaj; a gdyby doszło do najgorszego, porwie ją i zawiezie do dżaffa, a ten będzie już najlepiej wiedział, jak uciszyć zawieruchę.Dom matki, jak większość domów na tej ulicy, a i w całym Grove, był pogrążony w ciemności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]