[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może gdyby krzyknął, pojawiłoby się kilku gwardzistów.Może oni zdoła­liby ją zabić.Otworzył szerzej usta - i wtedy wlała się do nich gęsta galareta, rozwierając przemocą szczęki tak szeroko, że aż zatrzeszczało mu w uszach.Z rozdętymi nozdrzami za­sysał gwałtownie powietrze.Mógł jeszcze oddychać, ale krzy­czeć już nie.Z ust dobywały się jedynie stłumione pojękiwania niczym odgłosy kobiecego łkania zza ściany.A chciało mu się krzyczeć.- Jesteś wyjątkowo zabawny - odezwała się w koń­cu kobieta o włosach barwy miodu.- Jaichim.To imię do­bre dla psa, jak sądzę.Chciałbyś zostać moim psem, Jaichi­mie? Jak będziesz bardzo grzecznym psem, to może któregoś dnia pozwolę ci popatrzeć na umierającego Randa al'Thora, tak?Upłynęła chwila, nim zrozumiał to, co powiedziała.Skoro miał zobaczyć umierającego Randa al'Thora, to ona nie.Nie miała zamiaru go zabić, obedrzeć żywcem ze skóry, robić tych wszystkich rzeczy sfabrykowanych przez jego umysł, w po­równaniu z którymi obdarcie ze skóry byłoby wyzwoleniem.Po twarzy Carridina popłynęły łzy.Wstrząsnął nim szloch ulgi, na tyle, na ile wciąż uwięziony w pułapce, mógł w ogóle choć­by drgnąć.Więzy zniknęły znienacka; upadł na czworaki, wciąż łkając.Nie potrafił przestać.Kobieta uklękła obok i wplątała dłoń w jego włosy, zadzie­rając głowę do góry.- Posłuchasz mnie teraz? Śmierć Randa al'Thora nastąpi w przyszłości i zobaczysz ją tylko pod takim warunkiem, że będziesz grzecznym psem.Przeniesiesz Białe Płaszcze do Pa­łacu Panarcha.- S-skąd w-wiesz?Potrząsnęła jego głową z boku na bok, bynajmniej nie de­likatnie.- Grzeczny pies nie zadaje pytań swej pani.Ja rzucam patyk, ty go przynosisz.Ja mówię "zabij", ty zabijasz.Tak? Tak.- Jej uśmiech ograniczył się do błysku zębów.- Czy będą jakieś trudności z przejęciem Pałacu? Stacjonuje tam Le­gion Panarch, tysiąc mężczyzn, śpią na korytarzach, w salach wystawowych, na dziedzińcach.Nie masz aż tylu tych twoich Białych Płaszczy.- Oni.- Musiał przerwać i połknąć ślinę.- Oni nie przysporzą kłopotów.Uwierzą, że Amathera została wybrana przez Zgromadzenie.To Zgromadzenie.- Nie zanudzaj mnie, Jaichimie.Nie obchodzi mnie, czy wymordujesz całe Zgromadzenie, bylebyś tylko utrzymał Pałac Panarch.Kiedy się przenosisz?- To.Miną trzy, cztery dni, zanim Andric dostarczy gwarancje.- Trzy albo cztery dni - mruknęła, po części do siebie.- Bardzo dobrze.Nieco dłuższa zwłoka w niczym nie za­szkodzi.Zastanawiał się właśnie, o jakiej to zwłoce ona mówi, i w tym momencie usunęła ten niewielki kawałek gruntu, jaki wciąż jeszcze miał pod stopami.- Przejmiesz władzę nad Pałacem i przegonisz zeń tych chwackich żołnierzy Panarch.- To niemożliwe - wystękał, a ona poderwała jego gło­wę tak mocno, że nie wiedział, czy zaraz pęknie mu kark, czy raczej włosy oderwą się od czaszki.Nie próbował się opierać.Kłuło go tysiąc niewidzialnych igieł w twarz, pierś, plecy, ra­miona, nogi, wszędzie.Niewidzialnych, ale czuł z całą pew­nością, że wcale przez to nie mniej realnych.- Niemożliwe, Jaichimie? - spytała cicho.- Niemoż­liwe to słowo, którego nie lubię słyszeć.Igły wkręciły się głębiej; jęknął, ale musiał wyjaśnić.To, czego ona chciała, było niemożliwe.Zaczął aż sapać w ushzż­nym pośpiechu.- Amathera, gdy już zostanie jej nadany tytuł Panarch, przejmie władzę nad Legionem.Jeśli spróbuję przejąć pałac, skieruje żołnierzy przeciwko mnie, a Andric jej pomoże.Nie ma sposobu, bym się obronił przed Legionem Panarch i tym, co Andric jest w stanie wykroić z fortów Pierścienia.Przypatrywała mu się tak długo, że aż zaczął się pocić.Nie odważył się wzdrygnąć, prawie nie mrugał nawet; ten tysiąc ostrych, drobniutkich ukłuć nie pozwalał.- Z Panarch się rozprawimy - powiedziała wreszcie.Igły zniknęły, a ona wstała.Carridin również wstał, usiłując się nie chwiać.Może uda się dobić jakiegoś targu; teraz ta kobieta wyglądała na chętną do usłuchania głosu rozsądku.Nogi mu drżały po przeżytym przed chwilą szoku, postarał się jednak, by jego głos zabrzmiał możliwie jak najbardziej stanowczo.- Nawet gdybyś potrafiła wpłynąć na Amatherę.Przerwała mu.- Powiedziałam ci, że masz nie zadawać pytań, Jaichimie.Grzeczny pies jest posłuszny swej pani, nieprawdaż? Obiecuję ci, że jeśli nie okażesz posłuszeństwa, to będziesz mnie jeszcze błagał, bym znalazła jakiegoś Myrddraala, żeby się z tobą po­bawił.Rozumiesz mnie?- Rozumiem - odparł, ciężko wzdychając.Nadal wpa­trywała się w niego, aż po chwili zrozumiał wreszcie.- Zro­bię, jak każesz.pani.Zaczerwienił się na widok jej przelotnego, pochwalnego uśmiechu.Ruszyła w stronę drzwi, odwracając się do niego plecami, jakby naprawdę był psem, i to psem pozbawionym zębów.- Jak.? Jak się nazywasz?Uśmiech tym razem był czuły i zarazem drwiący.- Tak.Pies powinien znać imię swej pani.Nazywam się Liandrin.Jednakże to imię nie powinno nigdy zagościć na war­gach psa.Będę z ciebie wielce niezadowolona, gdyby tak się stało.Gdy drzwi się zamknęły za nią, zatoczył się w stronę krzes­ła z wysokim oparciem, intarsjowanym kością słoniową, i zwa­lił się na nie bezwładnie.Brandy była tam, gdzie ją zostawił; tak go skręcało w żołądku, że pewnie by ją zwymiotował.Z jakiegoż to powodu tak interesowała się Pałacem Panarch? Może i niebezpiecznie o to pytać, ale nawet jeśli oboje służyli temu samemu panu, nie mógł do wiedźmy z Tar Valon czuć nic prócz wstrętu.Nie wiedziała aż tak dużo, jak sądziła.Z gwarancjami króla w ręku mógł odpędzić Tamrina i armię od swego gardła, stra­sząc ujawnieniem wszystkiego, podobnie zresztą poradzi sobie z Amatherą.Wciąż jednak mogli prowokować motłoch do za­mieszek.Lord Kapitan Komandor zaś mógł się ustosunkować bardziej niż nieprzychylnie względem całej sprawy, mógł na­brać przekonania, że Carridin sięga po władzę dla siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl