[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jakiegoś psychopaty.Faceta z samochodem, nie mającego stałego ad­resu, włóczącego się po całym kraju.Wówczas, dwadzieścia dwa lata temu, rzadko spotykano ten typ przestępcy, cho­ciaż policja była już z nim trochę obyta: określiła sprawcę ja­ko seryjnego mordercę nie mającego związków z rodziną ani społeczeństwem - samotnika oderwanego od stada.Kobieta.Chłopiec.W tyle stajnia.- Zbrodniarz został odkryty dopiero po sześciu latach.Drgania silnika i śmigieł helikoptera, udzielające się jego konstrukcji, docierały do siedzenia Roya i rozchodziły się po jego kościach, niosąc z sobą wrażenie chłodu.Ów chłód nie był nieprzyjemny.- Chłopiec mieszkał nadal na farmie wraz z ojcem - po­wiedział Duvall.- Okazało się, że miał ojca.Kobieta.Chłopiec.W tyle stajnia.Roy wpatrzył się w ostatnią fotografię.Mężczyzna wśród cieni.Te przenikliwe oczy.- Chłopiec nie nazywał się Spencer Grant - oznajmił Ga­ry Duvall.Czarno-biała fotografia studyjna mężczyzny w wieku po­nad trzydziestu lat była nastrojowa: stanowiła artystyczne studium kontrastu światła i cienia.Osobliwe cienie, rzucane przez nierozpoznawalne przedmioty znajdujące się poza ka­drem, wydawały się przyciągane przez modela, jakby był władcą nocy i wszystkich jej potęg.- Chłopiec miał na imię Michael.- Ackblom.- Roy w końcu rozpoznał twarz mężczyzny mimo cieni, zakrywających potowe jego twarzy.- Michael Ackblom.Jego ojcem jest Steven Ackblom, malarz i morderca.- Rzeczywiście - powiedział Duvall, nieco rozczarowany, że nie mógł choćby jeszcze na parę sekund odwlec pointy.- Przypomnij mi.ile ciał tam znaleźli?- Czterdzieści jeden - odparł Duvall.- Poza tym zawsze im się wydawało, że gdzieś musi być ich więcej.- „Były takie piękne, kiedy cierpiały, a po śmierci wyglą­dały jak anioły” - zacytował Roy.- Pamiętasz to? - spytał zdziwiony Duvall.- To jedyne słowa, które Ackblom powiedział w sądzie.- Niewiele więcej powiedział policjantom, swojemu ad­wokatowi i w ogóle wszystkim innym.Nie czuł, że zrobił coś złego, ale dał do zrozumienia, że wie, dlaczego społeczeństwo ma inne zdanie.Przyznał się do winy, wyspowiadał się i przy­jął wyrok.- „Były takie piękne, kiedy cierpiały, a po śmierci wyglą­dały jak anioły” - wyszeptał Roy.Na przedniej szybie rovera migotały plamy porannego słońca, przebijające się przez iglaste gałęzie wiecznie zielo­nych drzew i padające z ukosa na pędzący z ogromną szyb­kością samochód.Gra jaskrawych świateł i cieni na przed­niej szybie była tak szalona i dezorientująca jak błyski lamp stroboskopowych w ciemnym wnętrzu nocnego klubu.Kiedy Spencer zamknął oczy, broniąc się przed atakiem światła, uświadomił sobie, że dokuczało mu nie tyle światło, ile skojarzenie, które wzbudzał w mózgu każdy jasny błysk.Każdy migotliwy refleks lub nagły rozbłysk przeradzał się w jego wyobraźni w piorun twardej zimnej stali, uderzający z mrocznych czeluści katakumb.Ciągle zdumiewał się i martwił tym, że przeszłość miała tak silny wpływ na jego życie i że próby zapomnienia o niej jeszcze bardziej rozbudzały pamięć.Wodząc czubkami palców prawej ręki po bliźnie, ode­zwał się:- Daj mi jakiś przykład.Opowiedz mi o jakimś skanda­lu zatuszowanym przez tę bezimienną organizację.Przez chwilę się wahała.- David Koresh.Obóz Sekty Dawidowej w Waco, w Tek­sasie.Pamiętasz?Jej słowa wstrząsnęły nim do tego stopnia, że otworzył szeroko oczy mimo oślepiających stalowych noży słońca i ciemnokrwistych cieni.Patrzył na nią z niedowierzaniem.- Koresh był maniakiem!- Na pewno.O ile wiem, był maniakiem na cztery różne sposoby i nie będę zaprzeczała, że lepiej, iż go już na świecie nie ma.- Ja też nie.- Natomiast Biuro Kontroli Alkoholu, Tytoniu i Broni Palnej chciało go zaaresztować za nielegalne posiadanie bro­ni.Mogli położyć na nim łapę w barze w Waco, gdzie często przesiadywał, słuchając zespołu muzycznego, który lubił, a dopiero potem wkroczyć na teren obozu, kiedy on byłby już unieszkodliwiony.Mogli tak właśnie postąpić, zamiast przypuszczać szturm na obóz przy użyciu oddziału SWAT.Na miłość boską - przecież tam były dzieci!- Te dzieci znalazły się w niebezpieczeństwie - przypo­mniał jej.- Masz rację.Spaliły się na popiół.- Cios poniżej pasa - powiedział sarkastycznie, grając ro­lę adwokata diabła.- Rząd nie przedstawił jako dowodu ani jednej sztuki po­siadanej nielegalnie broni.W sądzie utrzymywali, że znaleź­li w obozie broń przerobioną na w pełni automatyczną, ale to była nieprawda.Teksascy komandosi znaleźli tylko po dwa pistolety na każdego członka sekty - wszystkie zarejestrowa­ne.Teksas jest naszpikowany bronią.Na siedemnaście milionów mieszkańców przypada ponad sześćdziesiąt milionów sztuk broni palnej - po cztery na głowę.Ludzie z sekty mie­li zaledwie po dwa.- O tym wszystkim pisano w gazetach.Okazało się, że pogłoski o molestowaniu seksualnym dzieci nie odpowiada­ły prawdzie.O tym również donoszono, chociaż bardzo oględnie.Akcja przyniosła tragiczne żniwo w postaci śmier­ci dzieci, a przy tym odsłoniła metody działania Biura Kon­troli Alkoholu, Tytoniu i Broni Palnej.A co zrobiła anoni­mowa organizacja osłaniająca? To była brzydka, jawna wpadka rządu.- Och, oni świetnie ukryli najbardziej newralgiczny aspekt tej sprawy, polegający na tym, że pewien wysoko po­stawiony dygnitarz, zaufany Toma Summertona, a nielojal­ny wobec własnego wydziału, chciał wykorzystać sprawę Koresha jako precedens do objęcia organizacji religijnych pra­wem konfiskaty majątku.Szosa wiodła przez Utah w kierunku Modeny.Spencer w zamyśleniu skubał bliznę, zastanawiając się nad tym, cze­go się właśnie dowiedział.Drzewa rosły tu rzadziej i dalej od szosy.Cienie sosen i świerków przestały migotać na szybach samochodu.Mimo to Spencer zauważył, że Valerie od czasu do czasu mrużyła oczy i wzdrygała się lekko, jakby pamięć przywodziła jej na myśl jakieś przykre wydarzenia z przeszłości.Schowany za siedzeniami Rocky wydawał się nieświado­my wagi toczącej się rozmowy.Bycie psem, mimo pewnych ujemnych stron, wydawało się czasem korzystniejsze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl