[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jaktam lekcje?Wyglądał tak przyjaznie i pogodnie, jak nigdy dotąd odkąd Nyara go po-znała.Jego pióra lśniły w słońcu, głowa i grzebień były dumnie podniesione.Jakgdyby nigdy nic się nie stało jakby nie zdradziła jego dzieci, nie zawiodłazaufania, nie uciekła z ukradzionym mieczem.Jakby nic ich nie dzieliło.Starała się nie pokazać zmieszania.Wyszła na dach. Chyba dobrze rzekła nieśmiało, jednocześnie kiwając głową Hydonie,stojącej obok Treyvana. Tak przynajmniej twierdzi Potrzeba.Kazała was po-zdrowić.Jak mnie znalezliście? Ssstój ssspokojnie, niech ci sssię przyjrzę powiedziała Hydona, prze-krzywiając głowę jak ptak, gdy go coś zaciekawi.Nyara znieruchomiała. Do-brze orzekła Hydona. Zlady ssskażenia znikły i wyglądasz mniej złowrr-różbnie.Oczywiście wiedzieliśmy, gdzie jesteś.Od Potrzeby. Oczywiście. rzekła cicho Nyara. Ktoś musssiał wiedzieć zauważył Treyvan, powiewając ogonem.A gdybyś tak ssspotkała kogoś silniejszego? Gdyby tak znalazły cię krrreaturr-ry twojego ojca? Potrzeba uznała, że w rrrazie czego cię obrrronimy, a póki co,zossstawiliśmy cię w ssspokoju. Barrrdziej ufała nam niż Brrraciom Sssokołom wtrąciła Hydona.Właśnie dlatego jesssteśmy tutaj: Ssskif i Zimowy Ksssiężyc.Odruchowo podniosła rękę do gardła. Są blisko? spytała.Nie spodzie-229wała się, że tak szybko spotka Skifa. Barrrdzo odpowiedział krótko Treyvan. Nie próbowałaś nawet za-cierać za sobą śladów.Nie uciekniesz przed Zimowym Ksssiężycem, gdy rrrazzłapie twój trrrop.Sssowy znajdą twoją krrryjówkę najpózniej jutrrro wieczorem.Hydona trąciła małżonka. Musssimy lecieć, jeśśli nie chcemy, by ssstałosię to zarrraz. Zawahała się chwilę. Nyarrra, wszszysscy ci wybaczyliśśmy.Rrrobiłaś, co mogłaśś.%7łyczymy ci jak najlepiej.A Skif może się okazać wssspa-niałym towarzyszem życia.Zrrresztą, to już sssama wiesz.Z tymi słowy zanurkowała z wieży, otworzyła skrzydła i poszybowała w niebo.Treyvan skinął głową i poszedł w jej ślady.Po chwili już ich nie było widać.Nyara śledziła ich wzrokiem.Bardzo ją po-cieszyli, ale z drugiej strony pomieszali szyki.Powoli zeszła do sypialni , wciążniepewna, co robić.Poczekać i pozwolić Skifowi się znalezć? Ukryć się gdzieś?Ukryć się tutaj i udawać, że jej nie ma?Poszukaj go, dziecko przemówiła Potrzeba. Znasz opinię Hydony, terazpoznaj moją.Zgadzam się z nią.Hydonie, być może tym bardziej zależy na waszympojednaniu, że sama ma towarzysza życia.Pewnie woli widzieć ludzi w związkachniż samotnych. Ale. zaczęła Nyara.%7ładne ale.Nie pozwól, by zdanie zaprzysięgłej starej panny wpłynęło na twojądecyzję. Potrzeba zachichotała. Słuchaj, dziecko, nigdy nie przypieram mo-ich właścicielek do muru, nie każę im wybierać między mną a mężczyzną.To, żezawsze bronię kobiet, nie oznacza, że pogardzam mężczyznami.Byłaby to głupo-ta równa głupocie tych, którzy nienawidzą kobiet! Nie mam zamiaru brać z nichprzykładu! Idz uporządkować swoje sercowe sprawy.Wyjdz Skifowi i ZimowemuKsiężycowi naprzeciw, zamiast czekać, aż cię wyśledzą. Ale ciągle nie wiem. zaczęła znów Nyara bezradnie.Nie musisz wiedzieć.Musisz sobie z tym poradzić.Dziewczyno, nie widzisz,że to twój najsłabszy punkt, coś, co twój ojciec wykorzysta przeciw tobie? Musiszzamienić go w silę! Ta zasada działa, pamiętasz?Pamiętała.Rzuciła się na ojca z pazurami, gdy uderzył Skifa.Zaskoczyła go,widziała to wyraznie w jego twarzy, zanim ją odepchnął.Ten łotr nie rozumie potęgi prawdziwych uczuć.Nigdy ich nie zrozumie.Dziękitemu nie przewidzi twojego postępowania.Wykorzystaj to radziła jej Potrzeba.Nyara westchnęła i podeszła do okna.Popatrzyła na spokojny krajobraz, którydo dzisiejszego poranka należał tylko do niej i był pełen światła.Teraz zaczęładostrzegać cienie.Były obecne cały czas, ale nie chciała ich widzieć. Chybapowinnam być wdzięczna za to, że jeszcze liże rany, zamiast mnie szukać.rzekła.Zaczynasz rozsądnie myśleć, dziewczyno.Gryfy byty moim atutem w walcemiędzy Skifem a Mornelithe em.Skif okazał się szybszy; za to też powinnyśmy być230wdzięczne.To dobry chłopak. Zatem owinęła się ciaśniej płaszczem jeśli poluje z Zimowym Księ-życem i sowami, na pewno jadą nocą.Trafne spostrzeżenie pochwaliła Potrzeba. Teraz powinni spać myślała głośno Nyara. Chyba dam radę się pod-kraść i nie zaniepokoić Cymry.Znajdą mnie, gdy się obudzą.Tak, pójdę zaraz.Mądra dziewczyna rzekło ostrze.Nyara z ironią zwróciła się do miecza: Założę się, że wiesz, gdzie oni są.Prowadz! rozkazała.Mornelithe Zmora Sokołów wyciągnął się na miękkich poduszkach w zaciem-nionej pracowni.Pałał zemstą niczym ranne, oszalałe z bólu zwierzę.Od swojegopowrotu nie opuścił gabinetu, był obolały, poraniony zarówno fizycznie, jak i du-chowo.Nie chciał jednak okazywać słabości; dla kogoś z jego pozycją było to nie-dopuszczalne.Każda oznaka zmniejszania się potęgi może obudzić niebezpiecznedomysły poddanych.Podwładni jednak unikali go jak ognia.Wysyłali niewolników z pożywieniem,a ci zostawiali wszystko pod drzwiami.Zresztą zbliżali się do drzwi tylko dlate-go, że strach przed chłostą przewyższał strach przed Mornelithe em.Uciekali na-tychmiast, uszczęśliwieni, że ich nie zauważył.Czasem tylko pechowy wysłanniknapotykał palący wzrok, utkwiony w sobie oczu świecących w ciemnościach.Potem inni usuwali sprzed drzwi pozostałości po nieszczęśniku.Nie był to przy-jemny widok.Zwykle brakowało panu części ciała.Nikt nie próbował ich szukaćw komnacie.Zmora Sokołów wykorzystał własną krew, by otworzyć wielką Bramę w ru-inach; zmusił ją do służenia jego celom.Była to jednak próba desperacka, niewiedział, czy uda mu się uciec, czy starczy mu sił, by otworzyć przejście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]