[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I dopiero potem na Bourne’a.Zaparło jej dech - poraziło ją straszliwe skojarzenie.Oczy mało nie wyszły jej z orbit.- Puśćcie ja - odezwał się Jason.- Ona jest w drodze do Kanady: Nigdy jej więcej nie zobaczycie.- Bądź rozsądny, Bourne.Przecież ona nas widziała.Obaj jesteśmy profesjonalistami, ostatecznie obowiązują chyba jakieś reguły.- Mężczyzna błyskawicznie podbił Bourne’owi brodę lufą, a następnie Jason poczuł jej ucisk na gardle.Facet obmacał go, znalazł broń w kieszeni, wyjął.- Tak przypuszczałem - powiedział i zwrócił się do krępego mężczyzny.- Weź ją do tego drugiego wozu.Limmat.Bourne zamarł.Zamierzają zabić Marie St.Jacques i wrzucić jej ciało do rzeki Limmat.- Chwileczkę.- Jason zrobił krok do przodu, ale nadział się szyją na lufę, która rzuciła go na maskę samochodu.- Jesteś głupi! Ona pracuje dla rządu kanadyjskiego.Za chwilę będzie ich tu w Zurychu pełno.- Ciebie chyba głowa o to nie boli.Ciebie tu nie będzie.- Bo to niepotrzebna strata! - wykrzyknął Bourne.- Jesteśmy zawodowcami, już zapomniałeś?- Nudzisz mnie.- Morderca zwrócił się do krępego mężczyzny: - Machen Się mal los! Der Guisan Quai.- Drzyj się wniebogłosy! - krzyknął Jason.- Wrzeszcz! Nie przestawaj ani na chwilę.Spróbowała krzyknąć, ale paraliżujący cios w gardło położył kres jej wysiłkom.Upadła na chodnik, a jej przyszły kat powlókł ją w stronę niewielkiego czarnego samochodu nieokreślonej marki.- To dopiero było głupie - rzekł morderca wpatrując się w twarz Bourne’a przez swoje złote okulary.- W ten sposób po prostu przyspieszasz to, co i tak nieuchronne.Z drugiej strony tylko nam ułatwiłeś sytuację.Mogę zluzować jednego człowieka, który zajmie się naszymi rannymi.Strasznie to wszystko brzmi po wojskowemu, co? Prawdziwe pole bitwy.- Zwrócił się do mężczyzny z latarką: - Daj sygnał Johannowi, żeby szedł tam do budynku.Wrócimy po nich później.Facet dwukrotnie zapalił i zgasił latarkę.Czwarty mężczyzna, który otworzył skazanej drzwi samochodu, skinął głową.Marie St.Jacques została wrzucona na tylne siedzenie, a drzwi samochodu dokładnie zamknięte.Mężczyzna imieniem Johann ruszył ku betonowym stopniom, kiwając teraz głową w stronę tego, który miał wykonać wyrok.Jasonowi zrobiło się niedobrze, kiedy widział, jak mały samochód na pełnym gazie oddala się od krawężnika, a jego pogięty, błyszczący zderzak znika w mrocznej perspektywie Steppdeckstrasse.A w tym samochodzie kobieta, którą po raz pierwszy w życiu zobaczył dopiero trzy godziny temu.Zabił ją.- Widzę, że nie cierpisz na brak żołnierzy - powiedział.- Gdyby się znalazło i stu ludzi, którym mógłbym zaufać, zapłaciłbym im z ochotą.Jak to się mówi, jak cię widzą, tak cię piszą.- A gdybym tak ja zapłacił tobie; byłeś w banku, wiesz, że mam forsę.- Prawdopodobnie miliony, ale ja bym nie tknął banknotu frankowego.- Dlaczego? Boisz się?- Jasne.Bogactwo jest proporcjonalne do czasu, w jakim możesz z niego korzystać.Ja bym nie miał nawet pięciu minut.- Morderca zwrócił się do swego podwładnego: - Weź go do samochodu, i rozbierz.Chcę mieć jego zdjęcie nago - zanim nas opuści i potem.Znajdziesz przy nim kupę forsy; niech przy nim zostanie.Ja poprowadzę.- Spojrzał na Bourne’a.- Carlos weźmie pierwszą odbitkę.A ja nie mam wątpliwości, że resztę dobrze sprzedam na wolnym rynku.Pisma ilustrowane płacą bajońskie sumy.- A dlaczego niby Carlos miałby ci wierzyć? Dlaczego ktokolwiek miałby ci wierzyć? Przecież nikt nie wie, jak ja naprawdę wyglądam.- Zabezpieczyłem się - odparł Szwajcar - wystarczająco.Dwóch bankierów z Zurychu zidentyfikuje cię jako Jasona Bourne’a.Tego samego Jasona Bourne’a, który spełnił najsurowsze warunki, jakimi prawo szwajcarskie obwarowało dostęp do konta specjalnego.To wystarczy.- Tym razem zwrócił się do bandziora: - Pospiesz no się, prędzej! Mam jeszcze nadać depesze, i odebrać od wierzycieli pieniądze.Potężne ramię ujęło szyję Bourne’a w żelazne imadło, a pchnięcie lufą w plecy zalało jego klatkę piersiową falą bólu, kiedy wciągano go do samochodu.Mężczyzna, który się nim zajmował, był zawodowcem; nawet gdyby Jason nie był ranny, nie mógłby marzyć o wyrwaniu mu się.Sprawność fachowca nie zadowoliła jednak szefa tej akcji.Usiadł za kierownicą i wydał następne polecenie:- Połam mu palce.Na chwilę ucisk potężnego ramienia pozbawił Jasona tchu, podczas gdy lufa pistoletu raz po raz spadała na jego dłoń - dłonie.Bourne instynktownie lewą ręką osłonił prawą.Kiedy trysnęła krew, splótł palce tak, żeby przeciekła i na prawą rękę.Zdławił krzyk - uchwyt zelżał i wtedy Bourne wrzasnął:- Moje ręce! Połamaliście mi ręce!- Gut.Ale dłonie Jasona nie były połamane.Lewa wprawdzie została zmasakrowana w stopniu praktycznie uniemożliwiającym posługiwanie się nią, ale nie prawa.Poruszył palcami w mroku; prawa ręka była w porządku.Samochód mknął jakiś czas Steppdeckstrasse, a następnie skręcił w boczną ulicę kierując się na południe.Jason jęcząc opadł na oparcie siedzenia.Bandzior zaczął go szarpać za ubranie, rozdarł mu koszulę, zerwał pasek.Jeszcze kilka sekund i będzie do pasa nagi, a paszport, papiery, karty kredytowe i pieniądze, jednym słowem wszystko, co niezbędne do tego, żeby mógł się wydostać z Zurychu, zostanie mu zabrane.Teraz albo nigdy.Wrzasnął.- Moja noga! Moja cholerna noga! - I rzucił się do przodu, jednocześnie prawą ręką rozpaczliwie manipulując w ciemności i macając wewnątrz nogawki spodni.Jest.Kolba automatu.- Nein! - ryknął facet za kierownicą.- Uważaj na niego! - Wiedział; wiedział instynktownie.Ale było już za późno.Bourne trzymał broń w ciemności przy podłodze, gdy potężny żołnierz go pchnął.Jason poleciał do tyłu trzymając automat na poziomie pasa, wycelowany prosto w pierś napastnika.Strzelił dwa razy; mężczyzna wygiął się do tyłu.Jason poprawił - tym razem cel miał pewny.Mężczyzna, z kulą w sercu, zwalił się na składane siedzenie.- Rzuć to! - wrzasnął Bourne, przekładając automat przez oparcie fotela kierowcy i wciskając mu wylot lufy w nasadę czaszki.- Rzuć to!Kierowca rzucił broń, oddychając nierówno.- Pogadamy - powiedział ujmując kierownicę.- Obaj jesteśmy zawodowcami.Pogadamy.- Wielka limuzyna wyrwała do przodu nabierając szybkości, w miarę jak kierowca cisnął gaz.- Wolniej!- Co ty na to? - Samochód przyspieszył.Widzieli przed sobą światła pojazdów; opuszczali rejon Steppdeckstrasse i wjeżdżali w bardziej ruchliwą dzielnicę miasta.- Chcesz się wydostać z Zurychu i ja cię mogę z Zurychu wywieźć.Beze mnie ci się nie uda.Wystarczy, że skręcę kierownicę i walnę w krawężnik.Nie mam nic do stracenia, Herr Bourne.Wszędzie tu dokoła jest pełno policji.Nie sądzę, żebyś miał ochotę na spotkanie z policją.- Pogadamy - skłamał Jason.Wszystko zależało od synchronizacji, precyzyjnej, co do ułamka sekundy.Dwóch zabójców w pędzącej pułapce.Żaden z nich nie zasługiwał na zaufanie, i obaj o tym wiedzieli.Jeden wykorzysta te pół sekundy, które drugi straci.Zawodowcy.- Noga na hamulec!- Rzuć broń na siedzenie koło mnie.Jason wypuścił automat z ręki.Upadł na broń mordercy wydając brzęk, kiedy ciężki metal zetknął się z metalem.- Załatwione.Kierowca zdjął nogę z pedału gazu i przeniósł ją na pedał hamulca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]