[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Naprawdę tak uważam.Powiedz mi to, co chcę wiedzieć, a ja wyjawię ci.- przerwał, bo ogarnęły go wątpliwości; nie, jednak powie.- Wyjawię ci, kim jest Carlos.- Nie jestem tym specjalnie zainteresowany - odrzekł były „meduzyjczyk” patrząc na Jasona uważnie.- Powiem ci, co będę mógł.Czemu miałbym cokolwiek ukrywać? Oczywiście, na policję nie pójdę, ale gdybym wiedział coś, co ułatwiłoby ci schwytanie Carlosa, to świat stałby się dla mnie bezpieczniejszy, nieprawdaż? Wolałbym jednak nie być zamieszany w to osobiście.- Nie jesteś nawet ciekaw?- Co najwyżej akademicko, bo wyraz twojej twarzy mówi mi, że mnie zaskoczysz.Stawiaj więc swoje pytania, a potem wpraw mnie w zdumienie.- Będziesz zaskoczony.Bez żadnego uprzedzenia d’Anjou powiedział cicho:- Bergeron?Jason zamarł; przyglądał mu się w milczeniu.D’Anjou kontynuował.- Wiele razy o tym myślałem.Ilekroć rozmawialiśmy ze sobą, patrzyłem na niego i zastanawiałem się, czy to on.Ale za każdym razem oddalałem od siebie tę myśl.- Dlaczego? - przerwał mu Bourne, nie przyznając jednak „meduzyjczykowi”, że trafił w sedno.- Widzisz, pewności nie mam, ale czuję, że to nie tak.Być może dlatego, że o Carlosie dowiedziałem się najwięcej właśnie od René Bergerona.Ma fioła na jego punkcie; pracuje dla niego od dawna i szczyci się jego zaufaniem.Jedyne, co mnie zastanawia, to to, dlaczego aż tyle o nim mówi?- Może to ego Carlosa przemawia przez tego, którego udaje?- Niewykluczone, ale z kolei nie zgadzałoby się z nadzwyczajnymi środkami ostrożności podejmowanymi przez Carlosa, z tym nieprzeniknionym w ścisłym tego słowa znaczeniu murem, jakim się otoczył.Pewności nie mam, oczywiście, ale nie chce mi się wierzyć, żeby to mógł być Bergeron.- Ty wymieniłeś to nazwisko, nie ja.D’Anjou uśmiechnął się.- Nie masz czego się obawiać, Delta.Słucham twoich pytań.- Ja też myślałem, że to Bergeron.Przepraszam.- Nie przepraszaj, bo to może być on.Powiedziałem ci, że nic mnie to nie obchodzi.Za kilka dni będę się uganiał w Azji za frankami, dolarami czy jenami.My, „meduzyjczycy”, należeliśmy do zaradnych, nie?Jason nie bardzo wiedział, dlaczego nagle stanęła mu przed oczyma mizerna twarz André Villiersa.Obiecał sobie, że dowie się dla niego wszystkiego, czego będzie mógł.Taka okazja mogła się już nie powtórzyć.- A na czym polega rola żony Villiersa?D’Anjou uniósł brwi.- Angélique? - spytał.- Sam przecież powiedziałeś o Parc Monceau, nieprawdaż? Skąd?.- Szczegóły nie są teraz ważne.- Na pewno nie dla mnie - zgodził się „meduzyjczyk”.- Co z nią? - naciskał Bourne.- Przyjrzałeś się jej z bliska? - spytał d’Anjou.- Jej cerze?- Z dość bliska.Opalona.Bardzo wysoka i bardzo opalona.- Dba o to, żeby jej ciało było zawsze opalone.Riwiera, wyspy greckie, Costa del Sol, Gstaad; nie występuje inaczej niż z brązową opalenizną.- Do twarzy jej z nią.- Tak, a zarazem jest to sprytny kamuflaż.Pozwala ukryć prawdziwy kolor skóry.Jej nie zagraża jesienna lub zimowa bladość na twarzy, ramionach, czy bardzo długich nogach.Jej skóra ma zawsze atrakcyjny odcień.Z pomocą St.Tropez, Costa Brava, Alp lub bez.- O czym ty mówisz?- O tym, że wprawdzie wszyscy biorą ją za paryżankę, zachwycająca Angélique Villiers, paryżanką nie jest.Jest Hiszpanką.Ściślej mówiąc, Wenezuelką.- Sanchez - wyszeptał Bourne.- Iljicz Ramirez Sanchez.- Tak.Nieliczni wtajemniczeni mówią, że jest bliską kuzynką Carlosa i kochanką od czternastego roku życia.Mówią też - ci wtajemniczeni - że poza nim samym, jest jedyną osobą, na której mu zależy.- A Villiers jest nieświadomym niczego trutniem?- Słowo „meduzyjczyka”, Delta? Rzeczywiście.- D’Anjou skinął głową.- Villiers to truteń.Carlos nadzwyczaj sprytnie podłączył się do wielu bardzo tajnych organów rządu francuskiego, a nawet do komórki zajmującej się jego sprawą,- Nadzwyczaj sprytnie - powtórzył Jason, coś sobie nagle przypominając.- Nieprawdopodobne.- Właśnie.Bourne pochylił się ku d’Anjou.- A teraz Treadstone - powiedział ściskając przed sobą oburącz szklankę.- Powiedz mi coś o Treadstone-71.- Co mógłbym tobie powiedzieć?- To, o czym wiedzą.O czym wie Carlos.- Czy ja mam o tym pojęcie? Dochodzi do mnie czasem to i owo, składam to do kupy, ale o zdanie pytają mnie co najwyżej w sprawach „Meduzy”, jeszcze rzadziej mi się zwierzają.Jason z trudem się opanował, żeby nie zasypać go pytaniami o „Meduzę”, Deltę, Tam Quan, nocne wichury, ciemność i błyski, oślepiające go, ilekroć słyszał te słowa.Czuł, że tak należy; pewne rzeczy trzeba było przyjąć na wiarę, a sprawę utraty pamięci pominąć, nie zdradzać się z tym.Pierwszeństwo miał Treadstone.Treadstone-71.- Co do ciebie doszło? Co ci się udało z tego złożyć?- To, co do mnie dochodziło, nie zawsze do siebie pasowało.Ale pewne rzeczy były dla mnie oczywiste.- Na przykład jakie?- Jak cię zobaczyłem, od razu się domyśliłem.Oto Delta wziął dobrze płatną robotę dla Amerykanów.Kolejną dobrze płatna robotę, ale chyba inną niż poprzednie.- Wyrażaj się jaśniej, dobrze?- Dziesięć lat temu poszła plotka z Sajgonu, że zimny Delta bierze największą forsę ze wszystkich „meduzyjczyków”.W moich oczach byłeś najlepszy, więc mnie to nie dziwiło.Za to, co robisz obecnie, z pewnością wytargowałeś więcej.- To znaczy? Co mówią?- Co wiedzą? To, czego dowiedzieli się w Nowym Jorku.Mówiono mi, że Mnich potwierdził to przed śmiercią.Zresztą, wszystko na to wskazywało od samego początku.Bourne skupił się na szklance, omijając spojrzenie d’Anjou.Mnich.Mnich, Nie pytaj.Mnich nie żyje i nie ma znaczenia, kim i czym był.Nie liczy się już.- Powtarzam pytanie - powiedział Jason.- Czym według nich się zajmuję?- Wiesz, Delta, to przecież ja wyjeżdżam.Nie ma sensu.- Proszę - przerwał mu Bourne.- No dobrze.Zgodziłeś się być tym Kainem.Tym mitycznym mordercą mającym na swym koncie mnóstwo fikcyjnych, całkowicie zmyślonych kontraktów, co potwierdzają wszystkie dostępne źródła.Celem jest rzucenie wyzwania Carlosowi, „bezustanne podrywanie jego autorytetu” - jak to ujął Bergeron, obniżenie jego ceny, rozprzestrzenianie pogłosek o jego słabości i twojej nad nim wyższości.W efekcie chodzi o wywabienie Carlosa z nory i schwytanie go
[ Pobierz całość w formacie PDF ]