[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.niesprawiedliwe? A jak jej sięnie spodoba, to co usłyszy? Ale: - Dobrze, skoro to dla ciebie takie ważne - powiedział.- Japostrzegam życie jako pewien proces poznania.Rodzimy się i nie wiemy nic, poza tym, żejesteśmy głodni.Rośniemy i zaczynamy uczyć się różnych rzeczy.W końcu jesteśmy wykształceni"; zdaje się nam, że zjedliśmy wszystkie rozumy! Tylko że życie takie nie jest,jak się nam wydaje.Im stajemy się starsi, tym więcej musimy pojąć i tym mniej mamy czasu,żeby wszystko zrozumieć.I kiedy mamy umierać - (było to coś, o czym doskonale wiedział!)- dochodzimy do wniosku, że nic z tego, kurwa, nie rozumiemy! I wtedy naprawdę stajemysię mądrzejsi, tylko że jest za pózno! Ponieważ wtedy już nie możemy nikomu powiedzieć, jacyjesteśmy mądrzy.- A gdyby się nie starzeć? - zapytała B.J.- No, jakbyśmy nie musieli.Jeśli jest sposób,by tego uniknąć.- Wiedziała, że stąpa po kruchym lodzie.Musiała być ostrożna, żeby niepołożyć kładki pomiędzy świadomością i podświadomością Harry'ego.Niedobrze by było,gdyby wiadomości z jednej zaczęły przeciekać do drugiej.Niepotrzebnie się martwiła, ponieważ Harry jej nie słuchał.Nagle zacisnął dłoń nadrugim ramieniu, aż kłykcie mu zbielały, i wlepił spojrzenie w boczne lusterko.B.J.spojrzała we wsteczne lusterko w samochodzie.i aż podskoczyła!- Co jest?.Wczorajsze kombi z przynajmniej dwoma pasażerami w czerwonych szatach zbliżałosię do nich jak jastrząb do ofiary.A sposób, w jaki się zbliżali, świadczył o tym, że kierowalisię na ich samochód, że chcieli w nich uderzyć! I nagła myśl przyszła Harry'emu do głowy: Oto chodzi? Widziałem klasztor.To umiejętność Kyle'a ostrzegała mnie wtedy.Czy ci ludzienapiszą ostatni rozdział mojej historii? Banda mnichów-kamikadze starających się zepchnąćnas z drogi? Tak po prostu? I czy to mnie niepokoiło, bo wiedziałem, że coś się do mniepodkrada?Samochód z tyłu wjechał gwałtownie na środek drogi, jakby chciał ich wyprzedzić.AB.J.aż zatkało: - Czy wszyscy tu muszą się zachowywać jak niedzielni kierowcy? Co zakretyn wydał prawo jazdy temu idiocie?!Ustąpiła mu z drogi i wdusiła hamulec.co prawdopodobnie uratowało im życie.Kombi wystrzeliło do przodu, a następnie skręciło ostro w lewo, zagradzając im drogę.Po zderzeniu tyłu kombi z maską samochodu Starego Johna zarzuciło ten drugi na lewo.Potej stronie jezdni na poboczu biegł równolegle zarośnięty chaszczami rów, ale właśnie w tymmiejscu znajdowała się przerzucona przez niego drewniana kładka, która była początkiemleśnej drogi.Harry nie był w stanie powiedzieć, w jaki sposób B.J.udało się opanowaćsamochód i skręcić na kładkę.Wydawało się, że sprawił to impet uderzenia, który wyrzuciłsamochód na lewą stronę.Po chwili zaskrzypiał i zatrzeszczały deski leśnej kładki podciężarem kół samochodu i zatrzymali się cali i zdrowi na leśnej drodze.- Niedzielny kierowca? - wykrztusiła.- To nie był niedzielny kierowca.On to kurwazrobił specjalnie!Harry patrzył na wprost.- Ta ścieżka skręca w prawo, prawdopodobnie wraca do drogi.Nie zatrzymuj się,tylko jedz w las.Jeśli zrobili to specjalnie, to mogą pojechać za nami.- I co to da?Zgrzytnął zębami i powiedział: - Przynajmniej będziemy wiedzieli, że to byłoumyślne.Będziemy uważać na siebie i będziemy im mogli dowalić.- Dowalić? - Zahamowała gwałtownie, zatrzymała się i z rozmachem otworzyła drzwi.- Jak, Harry? Jesteśmy w całkowitej głuszy i nie mamy broni.No, z jednym wyjątkiem.W bagażniku starego samochodu znajdowała się jej kusza.Wyjęła ją stamtąd, usiadłana fotelu kierowcy i podała broń Harry'emu.Spojrzał na nią i nieomal wykrzyknął: - Co?Przedpotopowy silnik zaczął wyć na wysokich obrotach.- Chciałeś im dowalić, prawda? - wrzasnęła.(Ponieważ dotarło do niej, że sytuacja jestpoważna.Spodziewała się tego od bardzo dawna i wiedziała, że w końcu musi się towydarzyć.Ale w taki sposób?) - Bonnie Jean, co się do diabła dzieje? - zapytał, cedząc słowa.(Czy to ma coś wspólnego z nim - ze sztuką Aleca Kyle'a - czy z nią? A jeśli z nią todlaczego? W końcu była niewinna! Ale niewinna czego?) - Och, załaduj to kurestwo! -warknęła.A kiedy jej posłuchał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]