[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Uśmiechnęłasię kokieteryjnie, jakby w obawie, że mogłaby wyjść na rasistkę.Aleto prawda, nie wyglądam jakoś szczególnie charakterystycznie.Majowie są niscy i krępi, ale jestem półkrwi Ladino, a dzięki wapnu, które do-stawałem w Utah, oraz mleku - ponieważ, co zaskakujące, nie miałemskazy białkowej i wylądowałem na planecie, gdzie mleko uznawanoza jedyny odpowiedni napitek - wyrosłem jak wieża na prawie sześćstóp, przewyższałbym co najmniej o głowę każdego w rodzinie.Obec-nie ważyłem sto trzydzieści pięć funtów, więc do krzepkich raczej sięnie zaliczałem, a przez to twarz też miałem szczupłą.Twarze Majówczystej krwi są szerokie; z profilu przypominają sokoła, en face - sowę.A ja tylko trochę przypominałem ludzi ze stref tropikalnych.Czasami,gdy ktoś słyszał moje nazwisko, myślał, że jestem z Filipin.Sylvana,w pewnym sensie moja eks, zwykła powtarzać, że długie włosy upo-dobniają mnie do brzydszej wersji Keanu Reevesa z  Małego Buddy".Zastanawiałem się, czy powiedzieć o tym Marenie, ale zdecydowałem,że lepiej milczeć.Nie zaszkodzi trochę tajemniczości, na litość boską.Kiedy się nie odezwałem, Marena musiała poczuć zakłopotanie.-Ale nie uważa pan, że moja gra jest obrazliwa, mam nadzieję? -zapytała.-Och, nie, jasne, że nie.-Obawiałam się, że może Majowie wychodzą w niej na.czy jawiem? No.-Dzikusów?-Właśnie.-Cóż.Przynajmniej nie zrobiła z nich pani mięczaków.-Racja.-Zresztą myślę, że w tamtych czasach życie było okrutne.-Tak.Wyrywanie serc na żywca i takie tam.-Właściwie Majowie tego nie robili - zauważyłem.- To znaczyo ile wiadomo, to nie.-Naprawdę?-Może w pózniejszych wiekach, gdzieś w czternastym stuleciu.Ale nie w okresie klasycznym.Wyrywanie serc to raczejmeksykańska tradycja.-Och, proszę wybaczyć.Ale Majowie uprawiali kanibalizm, praw-da? -Nie wiem.Może to hiszpańska propaganda.Na pewno składaliludzi w ofierze od czasu do czasu, ale nie jest pewne, czy ichtakże zjadali.-Przepraszam.-Czemu to taki wielki problem? W tamtych czasach kanibalizmbył dość powszechny, jak dzisiaj golf.-No tak.-W dziewiętnastym wieku w Anglii stosowano kanibalizm zewzględów medycznych.-Prochy matki i inne takie?-Właśnie.Na przykład uważano, że krew kogoś, kto umarł gwał-towną śmiercią, leczy epilepsję, więc aptekarze wykrwawiali ciaławisielców po egzekucji i mieszali ich krew z alkoholem, by jąprzechować.Taki medykament można było kupić choćby waptece Harrisa.-Cudnie.-Prawda? A gdzieś działa chrześcijańska sekta, która praktykujedobrowolny kanibalizm.Nazywa się Kościołem %7ływej iPrawdziwej Komunii czy jakoś tak.-O, to, to! Słyszałam o niej.Ale może to kolejna bzdura lub fa-naberie mediów.-Może.-Ale ma pan rację, nie wiem, czemu to taki problem.Ja, na przy-kład, zjadłam swoje łożysko.To sprawiło, że zamarłem.-Proszę wybaczyć, zrobiło się panu niedobrze? - zapytała Ma-rena.-Trochę.Zmieniła szybko temat.- Taro mówił, że robi pan sztuczki z astronomii.-Doprawdy?-Aha.-A wspomniał, że umiem złapać frisbee ustami?-Och, proszę przestać.Niech się pan pochwali.-Dobrze.Proszę wybrać datę. -Jaką datę?-Dowolną.-Dobra.Hm.dwudziesty dziewiąty lutego.dwa tysiące pięćsetdziewięćdziesiątego czwartego roku.-To nie jest rok przestępny.-No to dwudziesty ósmy lutego.-To piątek - stwierdziłem.-Nabiera mnie pan.-Wcale nie.To naprawdę piątek.-Serio?-Tak.Mogę jeszcze powiedzieć, że - zakładając, że ten dzień na-dejdzie - słońce wzejdzie około szóstej pięćdziesiąt czasuGreenwich, a zajdzie mniej więcej o osiemnastej dwadzieściacztery.-Pewnie.A ja jestem Anastazja Romanowa.-Wiem jeszcze, że Wenus wzejdzie wtedy o ósmej pięćdziesiątsiedem rano, chociaż nie będzie tego widać gołym okiem, azajdzie o dwudziestej pierwszej pięćdziesiąt sześć.Oczywiście, oile się tam będzie i dokona stosownych obserwacji oraz pomiarów.A Saturn zajdzie o czwartej trzydzieści cztery rano.-Bzdury.-Proszę sprawdzić w Google.-Nieważne.- Uśmiechnęła się szeroko.- To boskie.Najwyrazniej  boskie" znaczyło teraz  wspaniałe".-Jak wielu ludzi potrafi to, co pan?-Nie znam nikogo.Ale są ludzie, którzy potrafią robić podobnerzeczy.-Niesamowite.- Zachichotała cicho.Tak, wiem, pomyślałem.Mam piękny umysł, jasne.Ułożę ci sta-rą kostkę Rubika, rozwiążę niedokończone sudoku w twoich krzy-żówkach, przeliczę podatki do szesnastu lat wstecz, tylko pokaż miksiążkę.-To prawda, że zna pan dwanaście języków? - zapytała.-O, nie, wcale - zaprzeczyłem stanowczo.- Mówię tylko w trzech.Chyba że doliczy się języki z rodziny maja.Znam większość. -Czyli mówi pan po angielsku, hiszpańsku i majańsku.-Właśnie.Kilka innych rozumiem.Na tyle, by w nich czytać.Może umiałbym też coś powiedzieć na tyle zrozumiale, by kupićpomidory.-W jakich językach pan czyta?-No, tych najczęściej spotykanych: niemieckim, francuskim,greckim.Dochodzą jeszcze nahuatl.i.mixtecki, otomi.-A co - przerwała mi wyliczankę - sądzi pan o końcu świata?Czy czeka nas zagłada?-Cóż.- zawahałem się.Houston, mamy problem.Wbrew sobietrochę się niepokoiłem końcem kalendarza.Ale też nie miałemżadnego dowodu uzasadniającego ten niepokój [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl