[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Strych wypełniało światło dnia.Zimne, szare je-sienne światło; tak jakbyśmy znajdowali się w środku listopada, a nie w lipcu.W dodatku całe pomiesz-czenie było prawie zupełnie puste.Zniknęły gdzieś konie na biegunach, stare meble, zrolowane dywanyi owinięte w koce obrazy.Stało tu teraz tylko kilka zakurzonych wiklinowych koszy, pudła na kapeluszei staroświecka, zaopatrzona w pedał maszyna do szycia.Za świetlikiem nie zobaczyłem drugiego dachu  ale nie koniec na tym; okienko było otwarte i unie-sione na wsporniku.To stąd właśnie płynął ten wilgotny przeciąg  chociaż nie miałem pojęcia, w jakisposób jest to możliwe, kiedy świetlik pozostaje zamknięty, a dach zamurowany. To samo miejsce, inny czas  wyszeptałem.Byłem przestraszony i zdezorientowany, ale wszystkoto wypełniało mnie również piekielnym podnieceniem: myśl, że po przejściu kilku schodków znalezliśmysię w Fortyfoot House takim, jakim był w roku tysiąc osiemset osiemdziesiątym ósmym. Uważam, że nie powinniśmy posuwać się dalej  ostrzegł mnie Dennis Pickering.Miał bardzo po-nurą minę i z całej siły trzymał się balustrady. Wyjrzę tylko przez świetlik  stwierdziłem.Widziałem płynące po niebie chmury i słyszałem szummorza i cichy szelest opadających liści.Zmienił się nie tylko rok i pora dnia, ale również pora roku.Dennis Pickering trząsł się niczym człowiek ciężko chory na grypę i mimo że był duchownym Ko-ścioła anglikańskiego, dwukrotnie się przeżegnał. To diabelska sprawka, nie ma co do tego cienia wątpliwości.Wyglądając przez ten świetlik, Davi-dzie, zajrzysz prosto w piekielną otchłań. Proszę, potrzymaj mi tylko latarkę  poprosiłem i stąpając po zakurzonych surowych deskachpodszedłem pod świetlik.Wysoko nad głową niebo wydawało się całkiem normalne.Dzień był wietrz-ny i dostrzegłem dwie albo trzy przelatujące mewy i kilka miedzianych liści, ale ani jednej fruwającej namiotle czarownicy, ani jednego nietoperza i ani jednego kłębu dymu z piekielnych czeluści. Błagam cię  odezwał się Dennis Pickering.128  Jedno spojrzenie, to wszystko.Pokręcił zdenerwowany głową.Podobnie jak zrobił to przed samą śmiercią Harry Martin, podsunąłem pod sam świetlik ciężki drew-niany kufer, a potem wdrapałem się nań i wyjrzałem przez otwarte okno.Tutaj na górze dął silny wiatri w oczach szybko stanęły mi łzy.Odwróciłem twarz w bok i zobaczyłem, że Dennis Pickering podszedłbliżej.Zdumienie i ciekawość okazały się silniejsze od strachu. Może to nie jest jednak diabelska sprawka  oświadczył przejęty grozą. To takie niezwykłe.Czegoś takiego mógłby dokonać tylko Pan. A może to robota innych ludzi  zasugerowałem. Dziś wieczorem, wracając z wiejskiego skle-piku, spojrzałem na dach i jego kształt prawie do złudzenia przypominał zburzony przez Turków sume-ryjski ziggurat.Może to robota tej podopiecznej starego pana Billingsa, Kezi Mason. Nie wiem  mruknął Dennis Pickering. Po raz pierwszy w życiu tak się boję.Może nie tyle sięboję, co czuję zagubiony.W ogóle tego nie rozumiem.To jest takie obce.Z każdą mijającą minutą nabie-ram coraz większego przekonania, że to musi być coś innego.Nie wydaje się dziełem Szatana i nie wyda-je się dziełem Boga.To coś innego.Coś zupełnie innego.Nie przestawał mruczeć i głośno myśleć, a ja wystawiłem ponownie głowę na zewnątrz.Popatrzy-łem na różany ogród, który opadał w dół w stronę zegara słonecznego.Trawa była równo przystrzyżona,a wszystkie krzaki róż przycięte.W oddali, za drzewami, dostrzegłem iskrzące się niczym stłuczone szkłowody kanału La Manche. Przypominał sumeryjski ziggurat, powiadasz?  powtórzył Dennis Pickering. Co widzisz? Czywszystko jest takie same? Czy widzisz ogród? Tak, owszem  odparłem. Ale nie jest taki sam.O wiele lepiej utrzymany.a drzewa o wieleniższe.wiesz, te drzewa, które rosną przy strumieniu.Niektóre z nich to zaledwie sadzonki. W takim razie cofnęliśmy się w czasie, nie sądzisz?  zapytał.Przysłoniłem dłonią oczy i spojrzałem w lewo, w stronę kaplicy.Stała zupełnie nie uszkodzona i po-kryta szarą jak gołębie pióra, błyszczącą dachówką.W ciemnych witrażowych oknach odbijało się świa-tło, a trawę na cmentarzu niedawno skoszono.Dostrzegłem tylko kilkanaście grobów, wszystkie świeżei opatrzone nie marmurowymi nagrobkami, lecz prostymi drewnianymi krzyżami. Tak  potwierdziłem. Chyba cofnęliśmy się w czasie. Nie sądzisz, że mógłbym sam rzucić na to okiem?  zapytał nerwowo Dennis Pickering. Tylkoprzez chwilę.to wszystko jest takie niezwykłe. Oczywiście, proszę bardzo  odparłem.Ale zestawiając nogę z kufra, dostrzegłem nagle dwa prze-suwające się szybko przez ogród cienie, schowane w połowie za krzakami i pergolą z róż.Trudno byłoje rozpoznać.Poruszały się tak szybko, że przypominały postaci widziane z pędzącego pociągu.Potemwyszły na otwartą przestrzeń, na okrągły wystrzyżony trawnik wokół zegara i natychmiast rozpoznałemjedną z nich: wysokiego mężczyznę z krzaczastymi bokobrodami, ubranego w czarny frak i wysoki cylin-der.Młody pan Billings miał ziemistą cerę i wydawał się niezwykle wzburzony.Towarzyszyła mu mniej-sza postać w brązowym płaszczu z kapturem, która idąc obok niego, bez przerwy kucała, pochylała sięi zataczała kręgi, zupełnie tak, jakby wykonywała jakiś niezwykły taniec.129 Ogarnęło mnie przerażenie tak intensywne, że popuściłem mimowolnie krótki strumień moczuw spodnie.To nie była fotografia, trwało prawdziwe popołudnie, nawet jeśli miało miejsce ponad sto lattemu.To był żywy, niezwykle wzburzony młody pan Billings, a ta biegnąca u jego boku niewielka kosma-ta istota, to musiał być Brązowy Jenkin.Z góry nie mogłem się zorientować, co młody pan Billings robi bądz mówi.Bezustannie gestykulowałprawą ręką, podnosząc ją i opuszczając w dół, niczym staroświecki semafor albo ucinający ogony wołomrzeznik.Sprawiał wrażenie bardzo zdenerwowanego, ale niewielka zakapturzona postać właściwie wcalenie zwracała uwagi na jego przemowę.Bez przerwy kucała, pochylała się, zataczała kręgi i wybiegała na-przód, zmuszając młodego pana Billingsa do ciągłej zmiany kroku.Natężałem, jak mogłem, słuch, ale przez szum wiatru i monotonne krzyki mew dotarły do mnie tyl-ko wykrzyczane głośno słowa:  nie obchodzi mnie, czego ona chce.uzgodniliśmy to.możesz wziąć tyl-ko tyle, ile. Proszę  odezwał się z dom Dennis Pickering.Ale ja nie ruszałem się z miejsca, stojąc na koniuszkach palców i przekrzywiając w bok głowę, żebyusłyszeć, o czym takim rozprawiają ze sobą młody pan Billings i postać w brązowym płaszczu.Głos mło-dego pana Billingsa przypominał szczekanie psa, a zakapturzona postać nadal kucała i tańczyła, tak jak-by miała to wszystko w nosie, wydając z siebie co jakiś czas stłumiony chichot i wysoki piskliwy śmiech [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl