[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Na zawsze, zwłaszcza dla potomków klanu Średniej Rzeki z Gniazda Wytwórców Włóczni.To coś, czego bardzo pragnę.Chcę, abyś do końca życia była moją żoną.* * *Miri zajrzała do pustego kubka.— Nie ma już kawy?— Mogę zaparzyć drugą.— Ale?— Ale wolałbym z tej okazji napić się dobrego wina.Nie wstając, przysunęła się tuż do niego.— Mamy wino?— Owszem — mruknął — tylko powinnaś wiedzieć, że to zielony nogalin.Całkiem spora flaszka.Znacząco uniosła brwi.— Afrodyzjak? W dodatku zakazany przez większość terrańskich światów?— Właśnie.Pokręciła głową.— A Szlifierz wydawał się takim niewiniątkiem! — Urwała.— Mężu?Dzięki bogom, pomyślał.— Żono?— Odkorkuj wino.Z uśmiechem nachylił się w jej stronę.— Za chwileczkę.* * *Miri zerwała się na równe nogi z pistoletem w ręku, zanim jeszcze przebrzmiał pierwszy ryk syreny.Val Con już znikał w głębi korytarza.Jego cień tańczył po ścianach zalewanych widmowym światłem.— Szybko do sterówki!— Co to? — spytała Miri, zatrzymując się tuż za drzwiami.— SOS.— Dłonie Val Cona migały po tablicy.Czujnie wpatrywał się w ekran.— Ale nie widzę.Jest.Wrzucił powiększenie i Miri też to zobaczyła: obły kształt, dryfujący w czarnej przestrzeni.Obcy statek.Nie odrywając wzroku od ekranu, wsunęła pistolet do kabury i powoli podeszła do tablicy.Val Con przemówił w języku handlowym.Każde słowo wymawiał wolno i wyraźnie.— Tutaj dowódca Zwiadu Val Con yos’Phelium na statku Clutchów.Jesteśmy na stycznej orbicie.Słyszeliśmy wasze wezwanie o pomoc; idziemy wam na ratunek.Podajcie stan załogi i raport o zniszczeniach.Dotknął różowej gałki i nasłuchiwał chwilę.Miri stanęła tuż za nim.— Przecież nie możesz wprowadzić ludzi na ten zwariowany statek! Zupełnie poszaleją!Pokręcił głową i wskazał na ekran.— To chyba lepsze od nieuchronnej śmierci?Położyła mu ręce na ramionach i popatrzyła na dryfującą jednostkę.— Dlaczego zawsze ja muszę odpowiadać na wszystkie trudne pytania?* * *Kiedy tylko wyszli w normalną przestrzeń, głośnik przebudził się do życia.Usłyszeli jękliwe SOS i czysty donośny głos, który podawał imię i nazwisko, położenie statku oraz zapewnienie, że pomoc jest już w drodze.Tanser podskoczył na fotelu jak oparzony i sklął pilota.— Dawaj powiększenie! Skąd oni.Są!Po prawej burcie, nieco nad nimi i nad wrakiem, wisiała nieduża asteroida.Pilot, zgodnie z rozkazem, powiększył obraz do maksimum i podciągnął go jak najwyżej.Od asteroidy oderwał się pokaźny kamień i pomknął w stronę wraku.Tanser wyszczerzył zęby.— Ukryj nas — warknął.— Co takiego?— Ukryj nas! Pośpiesz się, bałwanie! Wiesz, co to takiego?Pilot gwałtownie wciskał klawisze, kierując statek w stronę rojowiska kosmicznych śmieci.— Nie.— To ta parka, której szuka Hostro.— Skąd wiesz? — zamruczał pilot.Grube krople potu ściekały mu po twarzy.Dopasował szybkość statku do szybkości dryfujących śmieci i zawisł w środku chmury.— To statek Clutchów, prawda? — spytał Tanser, w gruncie rzeczy wyłącznie po to, żeby popisać się swoją inteligencją.— Tak — westchnął pilot.— Ale nazwisko Val Con yos’Phelium nie brzmi za bardzo po żółwiemu.Wniosek stąd, że mamy do czynienia z naszą małą dziewczynką i jej przyjacielem.Mili ludzie, naprawdę.Zobacz, z jaką ochotą śpieszą bliźnim na pomoc.— Tanser rozparł się wygodnie w fotelu i westchnął ze złośliwą satysfakcją.— Co robimy, Borg? — zagadnął pilot, wyczuwając, że powinien zadać to pytanie.— Przyczaimy się i poczekamy, aż dotrą do wraku.A potem ich zgarniemy.— Tanser znów westchnął i pozwolił sobie na niewielki uśmiech.— Złapiemy ich jak parę szczurów, Tommy.Aż wstyd, że to takie łatwe.* * *Jefferson spojrzał z wściekłością na monitor.Sygnał umilkł już dobry kwadrans temu, a on wciąż nie mógł znaleźć przyczyny usterki.Wreszcie z trzaskiem zamknął pokrywę i podszedł do interkomu, by wezwać mechanika.Ręce tak mu się trzęsły, że musiał dwa razy wystukać właściwy numer.ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGIVal Con wyrównał prędkość i tor lotu, dobił do śluzy i sprawdził wnętrze wraku.O ile Miri prawidłowo odczytała wyniki na wskaźniku, atmosfera na obcym statku wciąż nadawała się do oddychania.Nie zanotowano żadnych przecieków.Ekstra.Wniosek stąd, że muszą wybrać się do środka.Jeśli nawet ktoś przeżył, to nie odpowiadał na żadne wezwania.Może był ranny lub miał zniszczone radio?.Miri odruchowo poprawiła pistolet w kaburze.Val Con zablokował stery i spojrzał na nią z uśmiechem.— Gotowa?— Jak najbardziej — skłamała.Nie podobał jej się ten pomysł.To była śmierdząca sprawa.Śmierdząca jak wszyscy diabli.Val Con ruszył pierwszy, przecisnął się przez śluzy i zniknął.Po minucie nieznośnej ciszy rozległo się jego wołanie:— Wszystko w porządku! Chodź, Miri!Nabrała tchu, przeturlała się przez krawędź włazu i zwinnym ruchem zerwała się na nogi, mierząc z pistoletu w czeluść korytarza.Na statku paliły się tylko światła awaryjne, a grawitacja była odrobinę mniejsza od przeciętnej.Gdzieś z dala dobiegał szum aparatury podtrzymywania życia.Val Con szedł w milczeniu w głąb korytarza.Miri z ulgą dostrzegła broń w jego dłoni.Niechętnie pobiegła za nim.Zastanawiała się, czy mu powiedzieć, że na wraku nie ma żywych istot.Robertson, jesteście jakąś popieprzoną wróżką? — pomyślała.Nie, sierżancie — odpowiedziała sobie w duchu.To świetnie.Jazda naprzód i kryjcie Val Cona.* * *Wszystkie informacje, jakie w ciągu pół godziny zebrano na temat Clutchów, wiele o nich mówiły, ale nie brzmiały zbyt optymistycznie.Prawnik, z którym rozmawiał Hostro, wyraźnie dał do zrozumienia, że słowo żółwia znaczy więcej niż wszystkie spisane umowy.W dziewięćsetletniej historii wzajemnych kontaktów Terran z Clutchami nie zdarzyło się, by któryś żółw złamał dane przyrzeczenie.— Na twoim miejscu niczym bym się nie przejmował, Justin — zapewniał go kordialnie prawnik.— Co Clutch obieca, na pewno zrobi.Nie ma od tego żadnych wyjątków.Nigdy nie przyłapano ich na kłamstwie.Justin Hostro podziękował mu serdecznie, pożegnał się i spojrzał w akta, które podsunął mu usłużny Matthew.Opis struktury społeczeństwa Clutchów oparty był w zasadzie na domysłach.Wiedziano tylko, że jest zróżnicowane, hierarchiczne i bardzo wojownicze.Hostro przerzucał kolejne kartki, nie wiedząc właściwie, czego szuka.W przeszłości Yxtrangowie uważali Clutchów za zwierzynę łowną.W kronikach zapisano, że przed ośmiuset laty dość często napadali na ich powolne statki.Ale później ataki ustały.Yxtrangowie, spotkawszy Clutchów w wolnej przestrzeni, lecieli dalej spokojnie, bez zaczepek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl