[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.(Niektórzy uważają, że historia obrony Biblioteki przez studentów jest w znacznej mierze zmyślona.)W każdym razie, Biblioteka przetrwała okres zniszczeń.Ebling Mis pracował w nietkniętej Bibliotece otoczonej zewsząd ruinami, kiedy to znalazł się o krok od odkrycia położenia Drugiej Fundacji (tak przynajmniej przedstawiały to świadectwa z tamtych czasów, w które nadal wierzył jedynie lud Fundacji, historycy bowiem odnosili się zawsze do tych relacji z rezerwą).Trzy pokolenia Darellów - Bayta, Toran i Arkady - odwiedziły, każde w swoim czasie, Trantor.Jednak Arkady nie zwiedziła Biblioteki, a od jej czasów Biblioteka nie związała się już ani razu z historią Galaktyki.Od stu dwudziestu lat nie odwiedził Trantora nikt z Fundacji, ale nie było powodu przypuszczać, że Biblioteka nie stoi dalej, nietknięta, na swoim miejscu; To, że Biblioteka nie pojawiła się więcej w historii, było najlepszym dowodem na jej dalsze istnienie, jej zagłada bowiem narobiłaby z pewnością hałasu.Biblioteka była przestarzała, archaiczna - była taką już w czasach Eblinga Misa - ale to było nawet lepiej.Pelorat zawsze zacierał ręce z zadowolenia, kiedy słyszał o jakiejś starej czy przestarzałej bibliotece.Im jakaś biblioteka była starsza, tym większe było prawdopodobieństwo, że zawiera to, czego on szuka.Marzył nawet czasami, że wchodzi do biblioteki i pyta z biciem serca: “Czy ta biblioteka została zmodernizowana? Może wyrzuciliście stare taśmy i dyski?" I zawsze wyobrażał sobie, że.stary, zakurzony bibliotekarz odpowiada: “Wszystko jest tak, jak dawniej".I oto teraz jego marzenia miały się spełnić.Zapewniła go o tym sama pani burmistrz.Nie był pewien, skąd dowiedziała się, nad czym pracuje.Opublikował niewiele artykułów.Mało z tego, co zrobił, było na tyle solidnie podbudowane, żeby nadawało się do druku, a to, co się ukazało, przeszło bez echa.No, ale mówiono, że żelazna Branno wie o wszystkim, co się dzieje na Terminusie i ma wszędzie oczy i uszy.Pelorat byłby skłonny w to uwierzyć, ale jeśli wiedziała o jego pracy, to dlaczego, na Galaktykę, nie doceniła jej wagi i nie przyznała mu wcześniej choćby niewielkich funduszy?Jakoś tak się składa, myślał z tą niewielką dozą goryczy, na jaką mógł się zdobyć, że Fundacja ma wzrok utkwiony w przyszłość.To, co ich pochłania, to ich przeznaczenie i Drugie Imperium.Nie mają czasu ani ochoty, aby spojrzeć wstecz i irytują ich ci, którzy to robią.Oczywiście tym więksi z nich głupcy, ale sam nie mógł wyplenić głupoty.A poza tym może i lepiej, że jest tak właśnie.Może sam prowadzić te ważne poszukiwania i nadejdzie jeszcze chwila, w której wspomną o nim jako o wielkim pionierze tego, co istotnie ważne.Znaczyło to, oczywiście (i miał tyle intelektualnej uczciwości, żeby to przyznać), że również on pochłonięty był myślą o przyszłości, przyszłości, w której zostanie uznany i doceniony i będzie stawiany na równi z Harim Seldonem.Prawdę mówiąc, on nawet będzie ważniejszą postacią, bo jak można porównywać wypracowanie planu na wyraźnie przedstawiające się przyszłe tysiąc lat z przecieraniem drogi przez minione dwadzieścia pięć tysięcy?I nadszedł właśnie ten dzień, to był ten dzień.Burmistrz zapowiedziała, że stanie się to zaraz po ukazaniu się obrazu Seldona.To był jedyny powód zainteresowania Pelorata Kryzysem Seldona, który od miesięcy zajmował umysły wszystkich na Terminusie i prawie wszystkich w Fundacji.Dla niego to, czy stolica Fundacji pozostanie na Terminusie czy też zostanie przeniesiona gdzie indziej, nie robiło większej różnicy.A teraz, kiedy kryzys został zażegnany, Pelorat nie był pewien, którą stronę poparł Hari Seldon, a nawet czy ta sprawa w ogóle została przez niego wspomniana.Ważne było, że Seldon się ukazał i że teraz nadszedł jego dzień.Były dwie minuty po drugiej, kiedy przed stojącym nieco na uboczu domem, już właściwie poza granicami miasta, zatrzymał się samochód.Rozsunęły się tylne drzwiczki.Wysiadł strażnik w mundurze służby ochrony burmistrza, za nim młody mężczyzna i na koniec jeszcze dwóch strażników.Wywarło to na Peloracie wielkie wrażenie.A więc burmistrz nie tylko wiedziała nad czym pracuje, ale uważała też, że jego praca ma ogromne znaczenie.Mężczyzna, który miał być jego towarzyszem podróży, przyjechał w honorowej asyście, a w dodatku obiecano dać im do dyspozycji statek pierwszej klasy, którym miał sterować jego towarzysz.To było naprawdę wzruszające.Naprawdę.Gosposia Pelorata otworzyła drzwi.Mężczyzna wszedł do środka, a towarzyszący mu strażnicy stanęli po obu stronach drzwi.Pelorat widział przez okno, że trzeci strażnik został na zewnątrz i że podjechał drugi samochód.Z dodatkową strażą! To doprawdy zadziwiające!Kiedy się odwrócił, młody mężczyzna był już w pokoju.Pelorat stwierdził z zaskoczeniem, że rozpoznaje w nim człowieka, którego widział w holowizji.- Pan jest tym radnym - powiedział.- Pan jest Trevize!- Zgadza się.Golan Trevize.Profesor Janov Pelorat?- Tak, tak - odparł Pelorat.- To pan ma.- Będziemy towarzyszami podróży - powiedział sztywno Trevize.- Tak przynajmniej mi mówiono.- Ale pan przecież nie jest historykiem.- Nie.Jak pan rzekł, jestem radnym, politykiem.- Tak.tak.Ale co ja tu wygaduję! Ja jestem historykiem, więc po co jeszcze drugi? Pan potrafi prowadzić statek kosmiczny.- Tak, nawet bardzo dobrze.- I to jest to, czego nam trzeba.Wspaniale! Obawiam się, młodzieńcze, że nie należę do ludzi zaradnych i praktycznie myślących, więc jeśli przypadkiem pan do takich należy, to stworzymy dobry zespół.- W chwili obecnej nie zachwycam się akurat praktycznymi skutkami moich znakomitych pomysłów, ale wydaje się, że nie pozostaje nam nic innego, jak spróbować stworzyć dobry zespół.- Miejmy zatem nadzieję, że potrafię przełamać swoje opory przed znalezieniem się w przestrzeni.Musi pan wiedzieć, panie radny, że nigdy jeszcze tam nie byłem.Jestem “świstakiem".Zdaje się, że tak się właśnie określa takich ludzi? Przepraszam, może napije się pan herbaty? Powiem Kłodzie, żeby nam coś przygotowała.Przypuszczam, że mamy jeszcze parę godzin do odlotu, prawda? Zresztą ja jestem już gotowy.Mam wszystko, co będzie nam potrzebne.Pani burmistrz okazała naprawdę wielką pomoc,.To naprawdę zadziwiające, jak bardzo interesuje się tym projektem.- A więc pan już wiedział o tym? - spytał Trevize.- Od dawna?- Burmistrz zagadnęła mnie - Pelorat zmarszczył lekko czoło, jakby dokonywał w myśli jakichś obliczeń - dwa, może trzy tygodnie temu.Byłem zachwycony.A teraz, kiedy już uświadomiłem sobie jasno, że potrzebuję pilota, a nie drugiego historyka, jestem ponownie zachwycony tym, że to pan, drogi przyjacielu, będzie moim towarzyszem podróży.- Dwa, może trzy tygodnie temu - powtórzył Trevize, lekko oszołomiony.- A więc już od kilkunastu dni była na to przygotowana.A ja.- urwał.- Słucham pana?- Nic takiego, profesorze.Mam zwyczaj mówić sam do siebie.Jeśli nasza podróż potrwa dłużej, to będzie pan się musiał do tego przyzwyczaić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]