[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeœli tak, to znaczy, ¿e jest Ÿle.Nie mia³a czasu, by ci¹gn¹æ tê sprawê w nieskoñczonoœæ.Teraz - nie mia³a czasu.37- £uczywo - powiedzia³a z chrypk¹ Lerena.Raladan sta³ i patrzy³ w ciemny, niedu¿y otwór.- S³ysza³eœ? W ³odzi s¹ ³uczywa.A jeœli nie ma, to p³yñ po nie na „Gwiazdê”! - cisnê³a.- Nie odejdê st¹d - zastrzeg³a groŸnie, gdy otworzy³ usta.Ruszy³ z powrotem do ³odzi.- Prêdzej! - wrzasnê³a z furi¹.Gdy powróci³ z p³on¹c¹ pochodni¹ w jednej, a hubk¹ i krzesiwem w drugiej rêce, sta³a tak, jak j¹ zostawi³.Wyrwa³a mu pochodniê i wsunê³a siê w ciemny otwór.Pod¹¿y³ jej œladem.- Uwa¿aj - uprzedzi³a.- Tu jest szczelina.Omin¹³ pu³apkê.Zaraz za ciasnym wejœciem korytarz rozszerza³ siê znacznie, a grunt ucieka³ w dó³ tak, ¿e wkrótce mo¿na by³o stan¹æ prosto.Przeszli nadspodziewanie d³ugi kawa³ek drogi, nim Lerena stanê³a.- Nie mogê uwierzyæ - powiedzia³a.Byli w sporych rozmiarów jaskini.Migotliwy blask pochodni wydobywa³ z ciemnoœci niektóre jej partie, inne pogr¹¿aj¹c w cieniu tym g³êbszym.Poœrodku piêtrzy³ siê jakiœ nieforemny stos, przykryty ¿aglowym p³ótnem.Raladan ujrza³, oczyma wyobraŸni, majtków w pocie czo³a dŸwigaj¹cych ciê¿kie kufry, a obok olbrzymiego, ponurego mê¿czyznê z pochodni¹ w d³oni, patrz¹cego posêpnie spod namarszczonych brwi.Lerena odda³a pilotowi pochodniê i zaczê³a œci¹gaæ okrycie.Zsunê³o siê, ods³aniaj¹c piramidê skrzyñ najró¿niejszej wielkoœci i kszta³tu.Upad³a na kolana i odemknê³a wieko olbrzymiej, najwiêkszej, stoj¹cej osobno u podnó¿a stosu.Wewn¹trz by³y kolczugi.Rzuci³a siê do innej, niewielkiej, stoj¹cej na szczycie.Przez chwilê zagl¹da³a do œrodka, po czym wyci¹gnê³a rêce i cofnê³a je zaraz, trzymaj¹c spl¹tane naszyjniki z pere³, przeplecione jakimiœ ³añcuszkami.Zerwa³a siê, okrêci³a w miejscu i triumfalnie wyrzuci³a ramiona w górê.- Raladan! - zaœpiewa³a niemal.- Raladan!Riolata wysz³a z mrocznego k¹ta jaskini.- By³am pierwsza - powiedzia³a.Cz³owiek za ni¹ zrzuci³ ciemny p³aszcz, ods³aniaj¹c bia³¹ tunikê ¿o³nierza.Pod p³aszczem ukryta by³a kusza.Drugi mê¿czyzna pojawi³ siê za plecami Raladana, wyrwa³ mu pochodniê i zagrodzi³ drogê do wyjœcia.Lerena wci¹¿ sta³a z rêkami nad g³ow¹, z twarz¹ stê¿a³¹ w uœmiechu.- Trzymaj rêce z daleka od miecza, siostro, i stój tam, gdzie stoisz, a ocalisz dwa ¿ycia - rzek³a Riolata, rzucaj¹c pilotowi kawa³ sznura.- Usi¹dŸ i zwi¹¿ sobie nogi, Raladan.Dok³adnie i mocno, bêdê patrzeæ.Nie, ¿eglarzu - uœmiechnê³a siê ironicznie - ten wêze³ rozwi¹¿esz jednym ruchem.O, teraz dobrze.Lerena ju¿ nie trzyma³a r¹k w górze, ale ci¹gle sta³a w miejscu.Dochodzi³a do siebie.- Co dalej, siostrzyczko? - zapyta³a.- Mam tu¿ obok pó³torej setki ludzi.¯o³nierze Riolaty wci¹¿ trzymali broñ w pogotowiu.W milcz¹cym zdumieniu spogl¹dali to na jedn¹ kobietê, to na drug¹.Ró¿ni³y je tylko stroje.- Pó³torej setki? Sk¹d wiesz, ilu ja mam na tej wyspie?- A zmieœci siê tu wiêcej jak dwóch?- O! - Riolata uœmiechnê³a siê lekko.- Sk¹d ten dobry humor, Lereno? Pokiwa³a g³ow¹ z namys³em.- Rozbierz siê - poleci³a.Lerena unios³a brwi.- Czy zostanê zgwa³cona? - zapyta³a z sarkazmem.- Zrzuæ te szmaty albo ka¿ê je z ciebie zwlec.Piratka spojrza³a z pogard¹, po czym odpiê³a pas z mieczem, zdjê³a koszulê, buty i szerokie hajdawery.- Zwi¹¿ j¹ - rozkaza³a Riolata, odbieraj¹c kuszê z r¹k Nosacza.- A ty rêce tamtemu.- Wyci¹gnê³a d³oñ po pochodniê.¯o³nierz, trzymaj¹c sznur, pochyli³ siê nad pilotem.Ten poda³ rêce do skrêpowania, zerkn¹³ w bok, po czym odezwa³ siê po raz pierwszy od chwili, gdy weszli do skarbca:- Próbuj, Piêkna.Nim s³owa przebrzmia³y, pochwyci³ ¿o³nierza.Lerena odepchnê³a Nosacza, rzucaj¹c siê na siostrê.Ta upad³a, wypuszczaj¹c kuszê - ale nie ³uczywo.W nastêpnej chwili Lerena zawy³a.Nosacz zerwa³ siê z ziemi i przytrzyma³ j¹, Riolata w mgnieniu oka znalaz³a siê przy dusz¹cym ¿o³nierza pilocie, wpychaj¹c mu p³omieñ pod pachê.¯o³nierz rykn¹³, bo i jemu osmali³o twarz, ale Raladan puœci³ go, a wtedy z ca³ej si³y uderzy³a ¿agwi¹.- Wi¹¿ go! - wrzasnê³a do poparzonego ¿o³nierza.Raladan potrz¹sa³ g³ow¹, oszo³omiony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]