[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za pół godziny wyjeżdżam.Teraz Tosia mnie maluje.Wyglądam świetnie.Cudownie.Ekstra.Tylko pamiętać — nie łączyć w jedno oka i ręki, oko i ręka nie!Mijam panią od jajek w biegu do stacji.Nie poznaje mnie! Hura!***Jola, dawniej przez nieuwagę zwana złotozębną, jest najcudowniejszą kobietą pod słońcem! Niech nigdy nie ma ospy, opryszczki, ubytków oraz nadwagi.Gdyby nie ona, nigdy bym przecież nie umówiła się na randkę z najcudowniejszym facetem pod słońcem! Nie wiedziałabym, jak się czuje kobieta, której mężczyzna nie dość że podaje płaszcz i zaprasza na cudowną kolację, to jeszcze czeka na nią na peronie z bukietem kwiatów!W ogóle nie wiedziałam, że takie kwiaty mogę dostać.Nie wiedziałabym, gdyby nie Jola! Niech im się wiedzie jak najlepiej.Jak mogłam być taką idiotką, żeby mieć do niej pretensje!Jak to człowiek nigdy nie wie, kiedy coś złego obraca się w samo dobre.A przecież Ula mi to już dawno powiedziała!Czekał z bukietem róż.Z pięć odmian tych róż w ośmiu kolorach.W życiu nie widziałam takiego bukietu! Objął mnie przy tych wszystkich narkomanach i podróżnych, pod tablicą „Uwaga, wysokie napięcie”.Możecie mi wierzyć — poczułam to! Świat mi się zakręcił, słowo daję.A potem kolacja.Przy szampanie trzymał mnie za rękę i opowiadał o sobie.Jak żona powiedziała, że chce żyć z innym, to odszedł.Wszystko jej zostawił — to znaczy mieszkanie i samochód, bo kobiecie jest zawsze trudniej zaczynać wszystko od nowa.Do dziś są w przyjaźni.Dzieci nie mieli, więc nie walczył, tylko uszanował jej decyzję.Bo jak człowiek prawdziwie kocha, to chce, żeby tej osobie było dobrze! On jest zupełnie inny niż wszyscy faceci na świecie!A potem — wiem, że trudno w to uwierzyć, sama w to nie wierzę — powiedział, że czekał na taką kobietę jak ja całe życie i poczeka jeszcze, i nie mam się od razu decydować, ale dać mu szansę, skoro nam ją los zesłał.Bo wygląda na to, że jestem kobietą jego życia.Dobrze, że mnie nie widział po fryzjerze.Wtedy nie wyglądałam w ogóle.Następnie całowaliśmy się na ulicy.A następnie jego kierowca odwiózł mnie do domu.O dwunastej telefon: czy dojechałam, czy będę o nim myślała itd.Wyjeżdża na dwa tygodnie do Londynu.Będzie emaliował.I dzwonił.Zakochałam się.JasnowidzMietek zginęła.Widziałam ją ostatni raz trzy dni temu.Szła w stronę pól z podniesionym ogonem.Nie wiem, co się stało.Nikt nie widział trzykolorowej kotki.Ula mnie pociesza i mówi, że koty wracają.Dlaczego mój nie chce wrócić?Karmię Zaraza mięsem, żeby sobie nie poszedł.Ale to jest mały, głupi kotek i poluje na szerszenie, które się już pojawiły.A przecież taki szerszeń może małego kotka zabić!Niebieski napisał do mnie bardzo miły list.Też odpisałam mu bardzo miło.A niech ma.Choć złośliwie mi przyłożył: gdybym nie była taka stara, jak piszę, wnioskowałby z nagłej zmiany tonu moich listów, że się zakochałam.Jasnowidz, czy co?Odpowiedziałam, żeby nie pisał więcej w sprawach prywatnych, bo jak mnie naczelny dorwie, to mogę mieć nieprzyjemności.List posłałam poza redakcją, przecież nie mogą mi płacić za wymianę uprzejmości z jakimś facetem.I jeszcze mu poradziłam, żeby zgłosił się do ośrodka terapeutycznego, to tam sobie spokojnie przepracuje problem z odrzuceniem.Bo ja jego terapeutką być nie mogę.Trochę mi żal, że już nie będziemy do siebie pisać.Hirek dzwoni codziennie.***Ale dzisiaj dzień — zupełnie jakby to był środek lata! Upał zrobił się niemożliwy, a ja muszę jechać po listy.Uwielbiam WKD.Po prostu uczy mnie życia jak nic na świecie.Ludzie wchodzą i wychodzą.Dzisiaj na ogół wchodzili.Robiło się coraz tłoczniej.Poza tym nudno.I wtedy weszła zgrabna dziewczyna ze zgrabnym malcem, pałętającym się w okolicach jej kolan.Malec nie chciał usiąść, tylko wodząc nosem po szybie, zadawał pytania.A dlaczego trawa? A dlaczego jedzie? A gdzie i po co? W świat? A co to jest świat? A dlaczego prąd? A co to jest?Nadstawiłam uszu, ponieważ do dzisiaj nie wierzę w prąd.Ale zanim jego matka, ta zgrabna dziewczyna, zdążyła mi wyjaśnić istotę prądu oraz powstania wszechświata, malec nagle zaproponował:— Daj loda.Dziewczyna schyliła się do torby i wyjęła jogurt.— Mam jogurt — powiedziała.— Chcę loda — powtórzył dobitniej chłopiec.— Mam dla ciebie pyszny jogurt — oświadczyła matka.— Loda! — krzyknął chłopiec.Nadzieja na podróż bardziej interesującą rosła z minuty na minutę.Głowy dwóch starszych pań schyliły się do siebie.Dzieci, które się kłóciły o miejsce przy oknie, zamilkły.— Może serek? — zapytała matka, a ton jej głosu nie podniósł się ani trochę, ku naszemu rozczarowaniu.Kolejka nadstawiła uszu.— Lo-da!— Lody dostaniesz w Warszawie.Zobacz, ten serek ma taką łyżeczkę.Chłopak siedzący na miejscu dla inwalidów otworzył oczy, ani chybi, ciekaw łyżeczki do serka.— Serek nie! Loda!Staraliśmy się wszyscy udawać, że nic się nie dzieje.Zapanowała jednak cisza i śledziliśmy wydarzenia w napięciu.Da w dupę czy nie da? Wszechświat poszedł w niepamięć razem z istotą prądu.— Ja chcę loda! — zawył malec, a napięcie sięgnęło zenitu.— Słuchaj — powiedziała zgrabna — posłuchaj, kochanie.Mam jogurt i serek.Nie mogę ci dać czegoś, czego nie mam.Mogę ci dać tylko to, co mam.Chłopiec otworzył i zamknął buzię.Patrzyliśmy w milczeniu.A potem zaordynował:— Na kolanka.Powiało rozczarowaniem.Potem wszechświatem.Potem młody człowiek z miejsca dla inwalidów ustąpił miejsca pani, która koło niego stała.— Pani siądzie — powiedział i poszedł do tyłu.Dzieci ustaliły, że będą się zamieniać po każdej stacji.Panie przymknęły oczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]