[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powinien.ale nie wzbudził i nie zmusił ich.Neame uśmiechał się, biegnąc wzdłuż skraju Pustyni Błędnej.Wywołaniew obozie pogan alarmu i danie im czasu na przygotowanie się do nadchodzą-cej potyczki stanowiło część jego chytrego planu.Sami rozumiecie, to, jak dobrzeuzbrojeni są D vanouini, nie jest w istocie ważne tak w każdym razie myślałNeame, mający za sobą wiele lat praktyki jako pasterz.Kariera zawodowa na-uczyła go, że potężny, wredny baran z kręconymi rogami jest grozny tylko wtedy,gdy ma sposobność do szarży.Czy ktoś kiedyś słyszał o pasterzu poturbowanymprzez spokojnie przechadzającego się merynosa? Ale wystarczy kilkaset jardówrozbiegu, a.Właśnie dlatego pasterze spędzają owce zbite w tak ciasne gromady.Bezpie-czeństwo i Higiena Pracy to podstawa.Tak więc do zwycięstwa nad nomadami wystarczy spędzić ich wszystkichw jedno miejsce i pilnować, by przebywali ciasno stłoczeni, co uniemożliwi imwywijanie zabójczymi jataganami.Okrążyć i oskórować.Banał.Gdyby atakowali stado niewiernych owiec, bez wątpienia odnieśliby sukces.Istniały jednakże dwa drugorzędne aspekty, których Neame nie przewidział.Popierwsze, owce z zasady nie dosiadają bojowych wielbłądów dwugarbnych; po69drugie, owce nigdy nie wypracowały skutecznej strategii trójklinowego manewruokrążającego.Po trzydziestu sekundach zażartego dzgania i cięcia Neame zdał sobie sprawę,że być może ocenił sytuację zbyt pochopnie.W jego stronę mknął właśnie kolejny dosiadający wielbłąda, drący się wnie-bogłosy nomada.* * *Jeśli nie zwracać uwagi na ciągły szum lawy w podpodłogowym ogrzewa-niu, krzyki cierpiących katusze potępionych dusz, dochodzące zza okna hałasygodziny zgrzytu i złowrogi stukot pazurów na obsydianowym stole, cisza panu-jąca w tym biurze mogłaby doprowadzić kogoś do szaleństwa.Zwłaszcza gdybyten ktoś odwrócił się i ujrzał złowieszczy wyraz twarzy stojącego tyłem do lampylawowej demona.Miał wykrzywione usta, zaciśnięte zębiska i mocno zmrużoneoczy.Był maksymalnie skoncentrowany.Nabab przygotował kolejny naostrzony stalaktyt, skupił wzrok na portreciewiszącym na przeciwległej ścianie i rzucił.Pocisk ze świstem przemknął przezpokój, wbijając się ostatecznie na głębokość kilku cali w tętnicę szyjną szefaUrzędu Imigracyjnego.Z portretu sterczało już dwadzieścia pięć innych stalak-tytów.Nabab zaklął siarczyście, żałując, że nie rzuca w prawdziwego Seirizzima.Gdyby tak było, nie miałby innych konkurentów do funkcji Naczelnego Grabarza,w jego łapach znalazłaby się cała władza w Mortropolis i w końcu wyrwałby sięz tego przeklętego biura.Zasady były jasne: musiał udowodnić swoją wartość w tradycyjny, najszla-chetniejszy i najświetniejszy sposób przekupstwem.Lub wyślizgując blizniegoswego.Składały się na to klasyczne chwyty, umiejętne zachowywanie równowagii drobne oszustwa wszystko do kupy.Polityka skutecznego smarowania.Regu-ły nie mówiły nic o sabotowaniu przeciwnika.Za kilka minut ustać miał cały ruchna Flegetonie.Nie będzie więcej żadnych nowych dusz w Hadesji, żadnego pobie-rania opłat, żadnych wpływów do kasy niejakiego Mrocznego Lorda d Abaloha.I nikt, nawet Seirizzim nie da rady przywrócić działania systemu.Nikt z wyjątkiem starego Nababa, który w zamian za nadanie tytułu Naczel-nego Grabarza.Kolejny stalaktyt opuścił pazury demona, poszybował przez pokój, po czymskończył w podobiznie lewego nozdrza Seirizzima.Nagle drzwi do biura otwarły się z hukiem i do środka wtoczył się młodszy70kancelista obłożony stosem świeżo wypełnionych formularzy na niepłonnym per-gaminie.Ledwie dostrzegając cokolwiek zza pliku arkuszy, podszedł zygzakiemdo biurka Nababa, jakimś cudem odłożył pergaminy bez spowodowania wypadkui wyszedł z biura, by po chwili wrócić z drugim stosem. Co do.? jęknął Nabab, wyglądając zza góry czekającej go pergamin-kowej roboty. Właśnie przyszły wydyszał kancelista
[ Pobierz całość w formacie PDF ]