[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następne dni upływają na organizowaniu życiaw obozie i płaceniu należności nadprogramowym tragarzom.Tak się fatalnie skła-da, że większość tragarzy chce odejść.Nie lubią Fotse, którzy są niewierni i jedzązakazane pożywienie.Któregoś ranka Yusef oznajmia, że chce odejść razem z innymi.Po tymoświadczeniu przed namiotem Jonathana dochodzi do awantury.Krzyki budzą goz koszmarnego snu, w którym ciemne, skaliste zbocze groziło runięciem na jegołóżko. Co się dzieje? pyta, wyzierając z namiotu i przecierając oczy.Nie dosta-je odpowiedzi, ponieważ Marchant wyłania się ze swojego namiotu, wymachującrewolwerem.Yusef dygocze, przekonany, że Marchant zaraz go zastrzeli.Reszta tragarzyrzuca się naprzód z nożami i maczetami.W zamieszaniu Marchant strzela na po-strach w powietrze.Do południa niewielu udaje się przekonać, żeby zostali.Mó-wią, że to inni boją się zanieczyszczenia, ale oni sami nie.Nie są przesądni.Sądzielnymi ludzmi.Ale są także biedni i chcą więcej pieniędzy.Profesor nie mawyjścia.Musi dać, ile chcą.Przez kilka następnych godzin w dolinie niesie się radosna pieśń wspomaganaklaskaniem.Odgłosy odchodzącej kolumny Yusefa i tragarzy działają na wszyst-kich deprymująco.Nikt nie odzywa się do Marchanta, który chwyta za łopatęi wynosi się poza obręb obozu, by wykopać pierwszą latrynę.Przez długi czas Fotse unikają białych.Wokół obozowiska nie ma wścib-skich obserwatorów, nikt tamtędy nie przechodzi.Owa wrogość wzmaga napięciewśród członków ekspedycji.I choć profesor utrzymuje, że to niepotrzebne, Greggi Marchant postanawiają trzymać straż.Którejś nocy Jonathan siedzi przed swoim namiotem.Przypatrując się Greg-gowi, który robi obchód obozu ze strzelbą w zagięciu ręki, dostrzega na skałachpojedyncze migoczące światełka.Stopniowo dołączają do nich następne, aż zbo-cze jarzy się od nich jak kopiec termitów.Przez następne godziny światełka nieznikają.Jonathan patrzy jak zahipnotyzowany.Jego pusty notes leży nietknięty nakolanach.Kolejnej nocy światełka znów się pojawiają.Grupują się wokół wylotów ja-skiń, w których Fotse składają swoich zmarłych.Do obozu dochodzą niskie, regu-larne dzwięki bębnów.Jeden po drugim zaintrygowani biali wychodzą z namio-tów.Zapatrzony w świetliste punkciki profesor wygląda na poruszonego.327 Nigdy przedtem tego nie robili mówi. Zbliżanie się do jaskiń pozmroku było tabu. A czy jest coś, co robili przedtem i co nadal robią? pyta szyderczoMarchant.Profesor z trudem hamuje wybuch. To szczyt wszystkiego pryska śliną ze wzburzenia. Bezczelny z panatyp.Marchant wykonuje nieprzyzwoity gest (Jonathan widział go już wiele razy,ale dla profesora Chapela jest zupełną nowością).Od tej chwili ekspedycja nie-odwołalnie dzieli się na dwa stronnictwa.Gregg i Marchant przenoszą swoje na-mioty na jedną stronę ognia, profesor, Gittens i Morgan na drugą.A raczej to tra-garze przenoszą wszystkie namioty.Biegając tam i z powrotem, starają się spełnićsprzeczne żądania obu grup.Po inauguracyjnej wymianie obelg konflikt przebiega w tradycyjnie angielskisposób.Wojujące strony przestają zauważać swoją obecność, kulturalnie unikająkontaktu wzrokowego, rozmów i jednoczesnego przesiadywania w latrynach, przyognisku i przy stole w namiocie jadalnym.Trwa lodowate milczenie, przerywa-ne jedynie lakonicznymi zdaniami i wydawaniem poleceń.Ponieważ nikt nic niemówi, Jonathan błędnie zakłada, że spór się skończył.Choć zmiany w rozstawie-niu namiotów wprawiają go w zakłopotanie, sam zostaje na starym miejscu, czymnieświadomie wzbudza w towarzyszach podejrzenia.Zwłaszcza Gittens przyglą-da mu się dziwnie na drugi dzień.Wieczorem, gdy Jonathan przynosi w pobliżeognia dwa składane krzesła, profesor nie chce z nim usiąść, wymawiając się ocho-tą na przechadzkę.Tej nocy Jonathan nie może spać.Wokół wylotów jaskiń znów drgają świateł-ka.Niepokojące dudnienie bębnów wypełnia duszny namiot.Po północy Jonathanpostanawia wyjść na zwiady.Nie tyle chce zobaczyć, co robią Fotse, ile boi się,co będzie, jeśli tego nie sprawdzi.Powraca uczucie z wachty na Nelly.Oszale-je, jeśli nie nada swoim obawom konkretnych kształtów.Z ociąganiem ubiera sięi rusza w stronę zbocza.Mijając latrynę, zauważa jakąś postać manipulującą przy szortach. Mówiłem! Mówiłem! Dokąd się wybierasz?To Gittens.Przysysa się do Jonathana w przekonaniu, że odkrył jakiś spisek. Oszalałeś! krzyczy wojowniczo, gdy Jonathan wyjaśnia mu, dokąd idzie.Jednak podejrzenia wygrywają ze strachem. Idę z tobą postanawia. Myślę,że to w porządku.Mam broń.Maca w poszukiwaniu pasa, klnie i wraca po niegodo latryny.Kierują się ku miejscu, skąd dobiega dudnienie bębnów.Księżyc oświetla imdrogę.Rytm uderzeń sprawia, że przyspieszają kroku.Nie sposób ocenić, ile osóbwali w bębny.Wydaje się, że setki.W miarę zbliżania się do jaskiń Jonathan i Git-tens stąpają coraz ostrożniej.Aączy ich świadomość, że naruszają pewne granice
[ Pobierz całość w formacie PDF ]