[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ten sposób panią tutaj witam.Nazywam się Neeraj Bushan i jestem głównym ksenobiologiem.- Znam pańskie prace, ale nie wiedziałam, że zajmuje się pan również maczetami i orzechami kokosowymi.Zaśmiał się cicho się, jakby usłyszał nie przytyk, lecz żart.- W Indiach rozbiłbym kokos o podłogę.Tutaj by się od niej odbił.Witamy na "Arce".Carol Jeanne zachowała powagę.Rzuciła mu surowe spojrzenie i odłożyła połówkę orzecha na biurko.- Nie lubię kokosów - oznajmiła.Wiem, że to nieprawda.Skłamała, by okazać niezadowolenie.Mężczyzna widocznie tego nie zrozumiał.- Nie szkodzi.Ramanujan zje.Powitanie to ważna rzecz.Mniemam, że miała pani bezpieczną podróż.- Przecież tu jestem.Poważniejsze awarie w kosmosie to śmierć.- Rzeczywiście - odparł.Podniósł wzrok i wtedy mnie zauważył.Uśmiechnął się szeroko i skinął mi głową, po czym zwrócił się do Carol Jeanne: - Świadek z rękami.Ja czułem się rozdarty, wybierając między świadkiem z głosem a świadkiem z rękami.Czy brak mowy nie nastręcza mu trudności?Zaczął wykonywać jakieś niezrozumiałe gesty, wyraźnie adresowane do mnie.Automatycznie utrwaliłem je w pamięci, a później zajrzałem do tablic ze znakami języka migowego.Okazało się, że za pomocą palców Hindus powiedział: "Witaj, przyjacielu.Cieszę się, że będziemy razem pracowali".Neeraj był pierwszym człowiekiem, który potraktował mnie jak równego sobie, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem, ponieważ nigdy nie uczyłem się amerykańskiego języka migowego.Rozłożyłem ręce w wymownym geście, powszechnie używanym, gdy się czegoś nie rozumie.- Nie rozmawiam z nim na migi - wyjaśniła Carol Jeanne tonem, w którym wyczułem zniecierpliwienie.- On rozumie wszystko, co mówię, a oprócz tego potrafi pisać i umie posługiwać się komputerem.Gdyby znał język migowy, bez przerwy by gadał, a ja musiałabym nań stale patrzeć i nic innego nie mogłabym robić, nieprawdaż?Z jej ust nigdy nie słyszałem takiego uzasadnienia.Więc nie nauczono mnie języka migowego, bo za dużo bym gadał? O, przepraszam.Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej mnie bolało, że ona tak uważa.Czy nie przyszło jej do głowy, że może pragnę mówić, by ktoś mnie zrozumiał?- Wiem - odparł Neeraj.- W ośrodku szkoleniowym odradzają nowym właścicielom używania języka migowego w zawodowych kontaktach ze świadkami.Nie sądzi pani, że to tylko wydaje się słuszne? Podejrzewam, że prawdziwym powodem, dla którego nie chcą, by świadkowie migali, jest to, że wówczas niczym by się nie różnili od głuchoniemych ludzi.A skoro tak, to wtedy co dawałoby nam prawo do traktowania ich jak niewolników?Czułem, że Carol Jeanne sztywnieje.Była zła.Zastanawiałem się dlaczego.Przecież on nie powiedział nic przeciwko niej.Poza tym nie traktowała mnie jak niewolnika, lecz jak przyjaciela.Ale przyjacielowi uniemożliwiła opanowanie mowy, żeby jej nie przeszkadzał.Teraz mnie ogarnęła złość, i to taka, że aż się zdziwiłem.- Bzdura - rzekła Carol Jeanne.- Udoskonalone zwierzęta wcale nie są niewolnikami.To, co w nich usprawniono, służy określonej funkcji.Podobnie jak podkuwanie koni czyni z nich lepsze zwierzęta pociągowe.Neeraj z uśmiechem pokiwał głową.- Owszem, owszem, znam te argumenty i jeszcze wiele innych.Z pewnością bym zauważył ironię w jego głosie, gdyby mnie nie uderzyło określenie "zwierzęta pociągowe".- Poza tym języka migowego nigdy się nie uczyłam z braku czasu.Nie rozumiem dlaczego pan zadał sobie tyle trudu, żeby go opanować, skoro pański świadek umie mówić.- Przez kilka lat miałem głuchą przyjaciółkę.Twierdzę, że opowiadała mi znacznie ciekawsze rzeczy niż ludzie, którzy mówią, więc nauka migania sowicie mi się opłaciła.Kto wie, czy pani świadek.Jak on się nazywa?- Lovelock.- Aa.na cześć gajologa.Mój dostał imię po matematyku.Kto wie, czy ten pani Lovelock nie byłby czarującym rozmówcą.Zaśmiała się.- On rzuca swoim łajnem, Neeraj, co jest o wiele wymowniejsze od słów.Na moment zaślepiła mnie wściekłość.Przeskoczyłem z ramienia Carol Jeanne na biurową szafę i natychmiast poczułem, że robię mały bobek.Wziąłem go w rękę i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że jestem wściekły na moją przyjaciółkę.Nie, na moją panią.Osobę, którą najbardziej kochałem.Na moją właścicielkę.Nieważne, czym była.W każdym razie nie mogłem rzucić w nią bobkiem.Po pierwsze nie pozwalały mi na to moje odruchy warunkowe.Prócz tego, kochając ją do szaleństwa, czułem głęboki wstyd, że w ogóle wziąłem pod uwagę możliwość obrażenia jej w ten sposób.Mimo wszystko, dalej byłem na nią wściekły.Wobec tego, zeskoczywszy z szafy na biurko, delikatnie włożyłem bobek do mleka w połówce kokosa.- Jesteś obrzydliwy - rzekła Carol Jeanne.- Teraz nikt tego nie wypije.- Szkoda, że on nie umie mówić - odezwał się Neeraj.Spojrzałem nań.Na chwilę jego wesoła twarz posmutniała, ale zaraz się do mnie uśmiechnął.- Lovelocku, będę się z tobą kontaktował twoimi sposobami.Bardzo chciałbym zrozumieć twoje poczucie humoru.Coś mi się zdaje, że ten bobek w kokosie to jakiś kawał i żałuję, że nie chwyciłem sensu tego żartu.Od razu polubiłem Neeraja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]