[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jayowi brak pewnej dozy podłości, którą mam ja.Albo może mówił tak dlatego, że był już ojcem, a ja jeszcze nie.Wcale nie jestem już taki pewny, czy potrafiłbym napisać to opowiadanie po urodzeniu się moich dzieci.Wtedy jednak koszmarny sen Jaya - dziecko z płetwami zamiast rąk, topiące się w ubikacji - wydał mi się fascynujący, a nawet przejmujący.Byłem wówczas świeżo po lekturze jednego ze zbiorów opowiadań Harlana Ellisona i dostrzegłem motyw grzechu i kary pojawiający się w jego najokrutniejszych opowiadaniach, w których straszne rzeczy przytrafiają się tylko pewnym ludziom.Wydało mi się oczywiste, że aby wizja zdeformowanego dziecka przekształciła się w opowiadanie, stwór ten musi zjawić się w życiu kogoś, kto zasłużył na to, by go oglądać.Kiedy napisałem pierwszą wersję opowiadania, pokazałem ją Francois Camoinowi, profesorowi, który prowadził kurs pisania na Uniwersytecie w Utah.Uczestniczyłem już wcześniej w takich zajęciach i zdążyłem się zorientować, że poza sporadycznymi wskazówkami, jedynie zmuszały mnie do systematycznego pisania opowiadań i do przestrzegania terminów ich oddawania.Francois był inny - nie tylko naprawdę wiedział, jak pisać, lecz także, jak uczyć innych pisania; tymczasem ta druga umiejętność jest obecnie prawie niespotykana u prowadzących zajęcia z pisania w Ameryce.Francois nie wiedział wszystkiego, nikt zresztą wszystkiego nie wie, ale w porównaniu ze mną był wtedy niemal wszechwiedzący.Chociaż udawało mi się regularnie publikować opowiadania z fantastyki naukowej, nadal miałem jedynie mętne pojęcie, dlaczego niektóre z nich robią wrażenie na czytelnikach, a inne nie.Francois pomógł mi zrozumieć zalety i słabości mojego ówczesnego pisarstwa.Jako twórca sztuk teatralnych zauważyłem, że mam skłonność do pisania epigramów.Jeden z krytycznych przyjaciół stwierdził, iż bohaterowie moich sztuk wypowiadają słowa, które można wyryć w kamieniu nad wejściem do gmachu publicznego.Owa skłonność do dydaktyki była (i pewnie nadal jest) widoczna także w mojej prozie.Francois pomógł mi zrozumieć, że wprawdzie akcja opowiadania - wydarzenia i ich przyczyny - powinna być jasna, jednak jego znaczenie musi pozostać subtelne, enigmatyczne.Powinno znajdować się między linijkami tekstu, żeby czytelnik mógł je odkryć, nie może jednak nasuwać mu się zbyt jednoznacznie.- To jest opowiadanie o winie - powiedział Francois.- Tę winę potwierdza dziecko, mała Erynia.Jeśli pewne słowo jest kluczowe dla całości, samo nie powinno się pojawić.Więc w żadnym miejscu tego opowiadania nie używaj słowa “wina".Od razu wiedziałem, że ma rację.Rzecz jasna, nie chodziło jedynie o to, by wykreślić z tekstu słowo “wina".Musiałem usunąć także większość zdań, w których to słowo występowało, a czasem nawet całe akapity.Było to zadanie przyjemne, aczkolwiek nieco bolesne - jak zdzieranie spalonej słońcem martwej skóry.To, co zostało, było dużo silniejsze.Opowiadanie ukazało się w raczej skromnej antologii Chryzalis Roya Torgesona, w serii Zebra.Jednak Terry Carr uznał ją za najlepszą antologię fantastyki roku, co trochę podniosło jej rangę.Na opowiadaniu widnieje moje nazwisko, lecz sporą jego część zawdzięczam innym: Jayowi - wizję, która mnie natchnęła; Harlanowi - jego strukturę i Francois - że nie ma w nim zbędnych słów.WIECZNY ODPOCZYNEKPodobnie jak Erynie, to opowiadanie również zapoczątkował czyjś senny koszmar.Pewnego ranka moja żona obudziła się zdenerwowana dziwacznym snem.Mieszkaliśmy wtedy w wynajętym wiktoriańskim domu na J Street w dzielnicy Avenues Salt Lake City.Nasz dom znajdował się o jedną przecznicę od przytułku dla emigrantów domu modlitwy LSD, gdzie chodziliśmy na nabożeństwa.Krystynie przyśniło się, że zadzwonił do nas z przytułku biskup i powiedział, że następnego dnia odbędzie się pogrzeb pewnego człowieka, jednak nie ma gdzie zostawić trumny na noc.Spytał, czy zgodzilibyśmy się przechować ją w naszym salonie do rana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]