[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mało prawdopodobne,ale co mi szkodzi spróbować. Kiedy zostałem pobity, powiedziałem panu,że napadli na mnie przy centrum handlowym,prawda?Kiwa głową. Skłamałem.Prawda jest taka& Patrzę naAleksa, który mnie zachęca. Zostałemzwerbowany przez jednego gościa.Nazywa sięDevlin. Wiem, kim jest Devlin mówi profesor.Nie znam go, ale o nim słyszałem.Zajmuje sięprzemytem narkotyków. Patrzy zwężonymioczami i wyczuwam w nim odrobinę tegotwardziela. Lepiej nie handluj narkotykami dlaDevlina. W tym właśnie problem mówię. Albobędę handlował, albo mnie zabije.Z dwojgazłego już wolę handlować, niż umrzeć. Nie stanie się ani jedno, ani drugie mówiWestford. Devlin jest człowiekiem interesu.Dla niegoważne jest tylko saldo końcowe. Saldo końcowe, mówisz?Westford odchyla się w krześle, a trybiki wjego mózgu pracują na przyśpieszonychobrotach.Krzesło przechyla się tak mocno, żeprofesor chwyta się biurka, żeby utrzymaćrównowagę.No dobra, niezły z niego twardziel.Od czubka głowy aż do szykownychmokasynów. Jakieś propozycje? pyta Alex. Bo my niemamy pomysłów.Westford podnosi palec. Może będę mógł pomóc.Kiedy masz się znim spotkać? Dziś wieczorem. Idę z tobą mówi Westford. Ja też wtrąca Alex. Och, świetnie.Założymy własny gangrenegados. Wybucham krótkim śmiechem.Nie możemy tak sobie pójść do Devlina. Uwierz mi mówi Westford.Wydostaniemy cię, bez względu na środki.Czy ten facet sobie żartuje? Nie łączą naswięzy krwi.Powinien mnie traktować jak ciężari zobowiązanie, a nie kogoś, o kogo wartowalczyć. Dlaczego pan to robi? pytam. Bo mojej rodzinie na tobie zależy.MyślęCarlos, że to dobry moment, żebym ciopowiedział o swojej przeszłości.Musiszwiedzieć, skąd pochodzę.Nie mam wyjścia, muszę go wysłuchać.Odchylam się w krześle i przygotowuję narozwlekłą i łzawą historię o tym, że miał podłychrodziców, bo nie kupili mu na szóste urodzinytakiej zabawki, o jakiej marzył.Albo o tym, że wliceum ktoś go pobił i zabrał pieniądze na lunch.Może miał doła, bo rodzice kupili mu naszesnaste urodziny używany samochód zamiastnowego.Czy profesor naprawdę sądzi, że będęmu współczuć? W rywalizacji na łzawe historiewygrywam, bez dwóch zdań.Westford kręci się na krześle, wyrazniezakłopotany, po czym bierze głęboki oddech. Moi rodzice i brat zginęli w wypadkusamochodowym, kiedy miałem jedenaście lat.Rany.Tego się nie spodziewałem. Wracaliśmyw nocy do domu, padał śnieg i tata straciłpanowanie nad pojazdem.Zaraz. Pan też jechał samochodem?Potwierdza skinieniem. Gwałtownie skręcił, samochód się obrócił.Przerywa z wahaniem. Pamiętam, że uderzyław nas ciężarówka.Wciąż mam w uszach krzykmamy, kiedy zobaczyła pędzące prosto na niąświatła tego kolosa.I pamiętam spojrzenie brata,który błagał mnie wzrokiem o pomoc.Chrząka i przełyka, a moja aroganckapewność, że wygrałbym rywalizację o to, czyjedzieciństwo było gorsze, szybko się ulatnia. Gdy po zderzeniu moje ciało przestałopodskakiwać jak szmaciana lalka, otworzyłemoczy.Wszędzie było pełno krwi.Nie wiedziałem,czy mojej, czy rodziców& czy brata. Jego oczyrobią się szkliste, ale powstrzymuje łzy.Wyglądał, jakby był w kawałkach, Carlos.Chociaż każdy ruch sprawiał mi ból i myślałem,że zaraz umrę, musiałem go ratować.Musiałemich wszystkich ratować.Brat miał rozwalonybok.Przyciskałem ręce do rany tak długo, jakmogłem, a ciepła, świeża krew wypływała mimiędzy palcami.Ratownicy musieli odrywaćmnie siłą, bo nie chciałem go puścić.Niemogłem pozwolić mu umrzeć.Miał tylko siedemlat, rok więcej niż Brandon. Tylko pan przeżył wypadek?Kiwa głową. Nie miałem krewnych, którzy mogliby mniewziąć, więc przez następne siedem lat tułałemsię po rodzinach zastępczych. Patrzy mi prostow oczy. Prawdę mówiąc, z większości mniewykopnęli. Za co? To, co zwykle.Bójki, narkotyki, ucieczki&ale nie tylko.Potrzebowałem zrozumienia ikogoś, kto by mnie poprowadził, ale nikt niemiał chęci ani czasu, żeby mnie naprostować.Skończyłem osiemnaście lat i wyrzucili mnie naulicę.Trafiłem do Boulder, gdzie było mnóstwotakich dzieciaków jak ja.%7łycie na ulicachoznaczało brud, samotność i brak pieniędzy.Pewnego dnia błagałem jednego faceta opieniądze, a on się żachnął i powiedział: Czytwoja matka wie, gdzie jesteś i co robisz zeswoim życiem? W tym momencie przyszłozastanowienie.Gdyby moja matka patrzyła namnie z nieba, to byłaby maksymalnie wkurzona,że nie próbuję czegoś ze sobą zrobić.Uświadomiłem sobie, że bójki nie przywrócąmi rodziny.%7łe żadna ilość narkotyków niewymaże z mojej pamięci spojrzenia bratabłagającego o pomoc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]