[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ta ucieczka uwolniła mnie od wielu kłopotów.Zamordowaliby tegoAmerykanina mimo moich sprzeciwów, ale urzędnicy w Kairze całą odpowiedzialność zrzucilibyna mnie.Zdajesz się być mądrym człowiekiem i chciałbym, cię prosić o przysługę. Mów! Nie rozpowiadaj w mieście o tym wydarzeniu i do czego mogłoby jeszcze dojść! Także lu-dzie w hotelu będą milczeć, bo pogłoski o tym, że zwiedzający piramidy są narażeni na śmiertel-ne niebezpieczeństwo zmniejszyłyby bardzo ich liczbę.Ten zadziorny szejk z Bahr Bela Ma nieodważy się wprawdzie wejść do Menahouse, lecz tak rozstawi swoich ludzi wokół hotelu, żeAmerykanin będzie musiał wpaść w ich ręce.Bardzo się tym martwię.Nie mogłeś mu powie-dzieć, aby natychmiast udał się do hotelu?34 Nie.Już wtedy, gdy z nim rozmawiałem, miałem lepszy pomysł.Nie chciałem, aby to zda-rzenie dostało się na języki.Pomyśl tylko, co by było, gdyby przed hotel wpadł biały ściganyprzez bandę fanatyków! Masz rację! Spójrz! Tam już stoi dwóch na czatach! Minęliśmy piramidę Cheopsa i skiero-waliśmy się ku wąwozowi prowadzącemu do Menahouse.Postawiono tam dwóch pielgrzymów.Ich szejk zatem naprawdę zamierzał zrealizować swój zamysł i otoczyć hotel.Obydwaj męż-czyzni spojrzeli na nas ponuro, ale nic nie powiedzieli, gdy ich mijaliśmy.Przez nikogo nie za-trzymywani dotarliśmy do hotelu, zsiedliśmy z naszych wierzchowców i ja wypłaciłem pogania-czom umówioną sumę.Podszedł do mnie starszy z Chińczyków, skłonił się bardzo uprzejmie iku memu zdziwieniu przemówił do mnie po niemiecku: Mój panie, podejrzewam, że zawdzięczamy panu coś, czego wagi jeszcze nie znamy.Chcie-libyśmy o tym porozmawiać i prosimy o pozwolenie złożenia panu wizyty.Czy mogłoby do niejdojść bez wymieniania naszych nazwisk? Nie chciałbym kłamać, a wolałbym nie wymawiaćprawdziwych.Zwą mnie tutaj Fu, a mojego syna Tsi.Było to uprzejme i uczciwe zarazem.Budziło w nim wstręt oszukiwać człowieka, któremu,jak uważał, winien był wdzięczność.Doprawdy rzetelny rys charakteru.Odpowiedziałem, żeoczekuję, go wraz z synem po kolacji.Poprosiłem córkę misjonarza, aby towarzyszyła mi do mego pokoju, mimo, że w innych oko-licznościach takie żądanie byłoby nie lada wykroczeniem przeciw zwyczajowym normom.Chciałem bowiem sprawić jej radość bycia pierwszą, która powita ojca po szczęśliwym powro-cie.Nie wzbraniała się przed tym.Gdy weszliśmy na górę, drzwi pokoju były dokładnie tak samo uchylone, jak je zostawiłem.Nikt więc jeszcze tam nie wchodził.Krzesło, na którym siedziałem, stało cały czas na zewnątrz.Wystawiłem drugie i usiedliśmy.Słońce chyliło się ku zachodowi.Dzieliło nas niewiele czasu dozapadnięcia ciemności i przekonywałem sam siebie, że Omar zrobi co tylko w jego mocy, abywraz z Amerykaninem przedtem dotrzeć do hotelu.Chodziło przy tym także o niebezpieczeń-stwo, jakie istniało na drodze w pobliżu piramid, gdzie znajdują się zapadnięte bądz tylko bylejak zasypane groby lub podziemne korytarze, tak że po zachodzie słońca jazda tamtędy stanowiduże ryzyko.Siedzieliśmy obok siebie prawie bez słowa.Miss Mary była zmieszana, a i ja nie znajdowałemsię w nastroju do prowadzenia rozmowy na błahe tematy.Opowiedziałem jej pokrótce, jak odSejjida Omara dowiedziałem się o położeniu jej ojca i jaki plan obmyśliłem.Zdawało się, żewiadomość o tym trochę ją uspokoiła, ale nie całkowicie, czego dowodem była jej małomów-ność.Siedzieliśmy tak chyba kwadrans, gdy z kierunku, z którego powinni nadjechać Omar z Ame-rykaninem, ujrzeliśmy zbliżającego się pieszego.Nosił dokładnie takie samo ubranie jak Omar,ale to nie był on.Omar zazwyczaj kroczył z wielką godnością i trzymał się prosto.Oczy dzieckaokazały się być lepsze od moich.Mary zerwała się z krzesła. Mój ojciec, tak, to mój ojciec!Z okrzykiem pośpieszyła mu naprzeciw.On zatrzymał się i gdy znalazła się przy nim, zoba-czyłem, że objął ją i pocałował.Chciała przyprowadzić go jak najszybciej, ale on zarzucił ją całą masą pytań, na które musiałaodpowiedzieć i minęło sporo czasu zanim podeszli do mnie, ona lekkim krokiem i szybko, zeszczęśliwym uśmiechem na ustach, on wolniej, z ociąganiem i chyba niepewny tego, jak się mazachować.Wtem wróciła jego właściwa, lepsza natura: uczynił parę prędkich kroków w moją stronę, wy-ciągnął obie ręce i powiedział serdecznym tonem:35 Proszę o wybaczenie! O wdzięczności nie chcę mówić.Jej pan nie potrzebuje.Ale inny długjaki mam wobec pana musi pan ode mnie odebrać, jeśli nie chcemy zatrzymać się wpół droginaszej znajomości.Uścisnąłem jego dłoń i odpowiedziałem: Nie mówmy teraz o tym, ale o tarbuszu i płaszczu, które ma pan na sobie! Przypuszczam, żeoba należą do Sejjida Omara? Tak.Poza tym nie byłem w stanie zrozumieć ani słowa z tego, co do mnie mówił.Wiem tyl-ko, że ten poganiacz osłów jest wspaniałym człowiekiem! Proszę, niech pan wejdzie do pokoju, aby z dołu nie zauważono pana w tym stroju!Oboje wykonali moje polecenie, po czym Amerykanin opowiedział o swej ucieczce. Gdy dotarłem do drugiej piramidy zobaczyłem czekającego tam na mnie Sejjida Omara
[ Pobierz całość w formacie PDF ]