[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do dziś nie wiem, jak zdołała mnie przekonać, że taki dokument wcale nie jest mi potrzebny i że na jakiś czas mogę sobie dać z tym spokój, skoro i tak nie mam zamiaru spotykać się z Rickiem, dopóki ucisk obręczy nie zelżeje.Pamiętam też, że rozstałem się z nią z gorzkim uczuciem zazdrości.Bez iluż rzeczy mogła obejść się taka kobieta!Druga sprawa, druga taśma filmowa z Zurychu, dotyczyła cmentarza.Chodzi o to, że na płycie nagrobnej widniała data urodzenia i nic ponadto.Przypomniawszy ją sobie później zorientowałem się, że była to moja data urodzenia.Nie mara co do tego żadnych wątpliwości.Siedząc `u jednym z tych plastikowych hoteli, jakich pełno w wielkich miastach mia­łem tę płytę przed oczami, odczytywałem cyfry jedną po drugiej, za nimi było wolne miejsce.Wobec tego znowu ru­szyłem w drogę wynajętym samochodem.Zdaje się, Ze zaje­chałem dość wysoko, chcąc przedostać się na drugą strono gór, a to dlatego.zdaje się.dlatego że cały czas jechał za mną karawan.Chyba go zgubiłem skręcając w boczną dro­gę, użynaną tako przez robotników leśnych.W tym miej zaczynają się luki, bo przypominam sobie tylko zjazd z g po włoskiej stronie i linię lasu gdzieś w dole.Bóg raczy wiedzieć, gdzie runie zaniosło.Potem zatrzymałem się, bo zauważyłem jakiś ruch ziemi.Ale tam, gdzie stanąłem, nie b ziemi, tylko błoto.Droga składała się z kamieni i żwiru, i ówdzie zdarzały się paskudne wyrwy i sterczące głazy, które na pewno nie wychodziły na dobre wynajętemu samochodowi.Siedząc za kierownicą spostrzegłem, że za mną i n mną zaczynaj wynurzać się z błota korzenie, fragmenty i gałęzie drzew które, co gorsza, też się ruszały.Wówczas pojąłem, że całe to błoto osuwa się, że jego skóra rozdziera się i zasklepia a patyki i reszta wiją się jakby z bólu albo machają, jakby wzywały.pomocy, która nie nadchodziła, o nie.Nie przyszło mi wtedy do głowy, że zdarzają się lawiny błota, a to właśnie była taka lawina.Ominęła wprawdzie samochód, ale przecięta drogę tak, że nawet czołg nie mógł by Tamtędy przejść.Musiałem się przez nią przedrzeć ślizgając się, zsuwając, czołgając i pełznąc.Natknąłem się włoskich robotników, którzy robili coś z tą drogą na dole kiedy im Wyjaśniłem, że zostawiłem samochód na górze wyśmiali mnie po prostu.Dostało mi się sporo szyderstw i obelg.Mam też taśmę o tym, że jestem z powrotem w tym samy gigantycznym motelu, i że wciąż mi się śni ten sam sen.Przesiedziałem tam chyba parę tygodni, tak tam było bezosobowo To znaczy ten motel był bezosobowy.Wyróżniał się, owszem jak beton sterczący, I betonowej pustyni.A sen był o tym że jestem w Marakeszu, gdzie nigdy nie byłem, i uciekaj przed Rickiem, który mnie ściga karawanem.Miałem jedno wyjście: wydostać się na bezdroża Sahary, żeby nie mógł mnie złapać.Resztę Snu spędzałem na pustyni.Za każdym razem ubywało początku snu, skracał się albo dawał do zrozumienia że dochodzę d0 miejsca, w którym jestem już tylko na pustyni.Wypełniała wszystko i stanowiła główne źródło przy­krego doznania, Zdaje się, że zawsze byłem nagi, w każdym razie nie pamiętam nic o ubraniu.Trwałem w stanie nieod­partego przymusu.Nie tego zwyczajnego, trudnego do opisania, nieuzasadnionego, bezsensownego przymusu właści­wego sennym koszmarom; mój przymus kierował się logiką, bo działał w następstwie faktów.Znacie chyba te wąskie kład­ki z desek, przerzucane przez plaże w ciepłych krajach, żeby umożliwić dojście do morza bez poparzenia stóp? To więc tutaj nie było żadnej takiej kładki, był tylko piasek, bardzo gorący, niezwykle gorący, jak w rozpalonym piecu.Nie zauwa­żyłem też żadnego nieba nad tą pustynią, a nawet jeżeli było, to cała moja uwaga skupiała się na piasku.Czy dostrzegacie lo­gikę tego przymusu? Chryste, jak ja się zwijałem, jak tańczy­łem, jak się miotałem podskakując do góry! W powietrzu było mi znacznie lepiej, jeśli w ogóle było nad tym piaskiem jakieś powietrze, ale mogłem unieść w górę najwyżej jedną nogę, bo nawet w snach nie jestem specem od zawieszania praw grawitacji.Mimo to, wykorzystując całą swoją inteli­gencję senną, zdołałem osiągnąć pewien kompromis, który po jakimś czasie mógłby doprowadzić do rozwiązania proble­mu.Pochylając się i cierpliwie znosząc żar obejmujący stopy, wygrzebywałem jedną ręką dołek w piasku.Wydawało mi się wówczas całkiem logiczne, że w wyniku tego powstanie dziura tak głęboka i tak czarna, że aż ohydna, jak dziura w kosmosie, ale nie będzie przynajmniej parzącego piasku.Gdybym wy­grzebał odpowiednią ilość dziur, miałbym gdzie postawić stopę i uniknąłbym żaru.I w tym właśnie momencie następowało przebudzenie.Czasem w trakcie rozgrzebywania piasku oka­zywało się, że piszę coś w nie znanym mi języku albo rysuję, dzięki czemu uzyskiwałem miejsce dla obu stóp, i wówczas się budziłem.Ale prawdziwe kłopoty pojawiały się dopiero, kiedy zażyłem tyle pigułek, że całkiem odjeżdżałem; wtedy nie miałem żadnych snów i oczywiście o to chodziło, tylko że one po prostu na mnie czekały i po przebudzeniu - znowu były: nachodziły mnie w barze albo podczas spacerów po betonowej pustyni, gdzie choćbym się nie wiem jak starał, nie byłem w stanie rękami wygrzebać dziury, i tylko ściągnąłem na siebie uwagę.Wydaje mi się, że pojechałem dalej.Ale sny podążyły za mną.Telepatia istnieje.Musi istnieć, bo inaczej nie byłoby żad­nego powodu, żeby moja kolejna taśma dotyczyła tego, czego dotyczyła, to znaczy miejsca, gdzie spędziliśmy razem z Liz nasz miodowy miesiąc, rok przed ślubem.Odkąd się rozwiedliśmy, unikałem tego miejsca.Nie je­stem sentymentalny, ale gdybym nawet był, to po co, do cho­lery, miałbym wracać tam, gdzie to wszystko się zaczęło? A jed­nak jakoś tam dotarłem.Po pewnym czasie rozpoznano mnie dzięki rejestrom hotelowym, a poza tym w niewyjaśnionych okolicznościach ktoś wetknął mi złotą kartę kredytową do paszportu, który wraz z kolejnym wynajętym samochodem stanowił cały mój dobytek.Znalazłem się więc w hotelu, skąd przeszedłem do tego podłego obok, i kazałem sobie tam prze­słać worki z korespondencją.W obie strony szedłem piechotą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl