[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pomyśleć - warknęła Yennefer - że nam zakazano praktyknekromantycznych z uwagi na szacunek dla majestatu śmierci i doczesnych, zwłok,którym należy się cześć, spokój, rytualny i ceremonialny pochówek.- Co mówicie, pani?- Nic.Ruszajmy stąd co rychlej, Ciri, byle dalej od tego miejsca.Tfu, mamwrażenie, że już cała przesiąkłam tym smrodem.- Ja też, eueueee - powiedziała Ciri, kłusem objeżdżając dookoła zaprzęgdomokrążcy.- Pojedzmy galopem, dobrze?- Dobrze.Ciri! Galopem, ale nie wariackim!***Wkrótce ujrzały miasto, wielkie, otoczone murami, najeżone wieżami oszpiczastych błyszczących dachach.A za miastem widać było morze, zielonosine,skrzące się w promieniach porannego słońca, upstrzone tu i ówdzie białymiplamkami żagli.Ciri zatrzymała konia na skraju piaszczystego urwiska, uniosła się wstrzemionach, chciwie wciągnęła nosem wiatr i zapach.- Gors Velen - powiedziała Yennefer, podjeżdżając i stając bok w bok.-Dojechałyśmy wreszcie.Wróćmy na gościniec.Na gościńcu poszły znowu lekkim galopem, pozostawiając w tyle kilka wolichzaprzęgów i objuczonych wiązkami drewna pieszych.Gdy wyprzedziły wszystkich izostały same, czarodziejka zwolniła i gestem wstrzymała Ciri.- Podjedz bliżej - powiedziała.- Jeszcze bliżej.Wez wodze i prowadz mojegokonia.Potrzebuję obu rąk.- Do czego?- Wez wodze, prosiłam.Yennefer wyjęła z juków srebrne zwierciadełko, przetarła je, po czym cichowymówiła zaklęcie.Zwierciadełko wysunęło się z jej dłoni, uniosło i zawisło nadkońskim karkiem, dokładnie naprzeciw twarzy czarodziejki.Ciri westchnęła z podziwu, oblizała wargi.Czarodziejka wydobyła z juków grzebień, zdjęła beret i przez następne kilkachwil energicznie czesała włosy.Ciri zachowała milczenie.Wiedziała, że podczasczesania włosów Yennefer nie wolno było przeszkadzać ani rozpraszać jej.Malowniczy i pozornie niedbały nieład jej krętych i bujnych loków powstawał wwyniku długotrwałych starań i wymagał niemało wysiłku.Czarodziejka ponownie sięgnęła do juków.Przypięła do uszu brylantowekolczyki, a na obu nadgarstkach zapięła bransolety.Zdjęła szal i rozpięła bluzkę,odsłaniając szyję i czarną aksamitkę ozdobioną gwiazdą z obsydianu.- Ha! - nie wytrzymała wreszcie Ciri.- Wiem, czemu to robisz! Chcesz ładniewyglądać, bo jedziemy do miasta! Zgadłam?- Zgadłaś.- Aja?- Co ty?- leż chcę ładnie wyglądać! Uczeszę się.- Włóż beret - powiedziała ostro Yennefer, wciąż wpatrzona w wiszące naduszami konia zwierciadło.- Na to samo miejsce, gdzie był.I schowaj pod nim włosy.Ciri fuknęła gniewnie, ale usłuchała natychmiast.Już dawno nauczyła sięrozróżniać barwy i odcienie głosu czarodziejki.Wiedziała, kiedy można spróbowaćdyskusji, a kiedy nie.Yennefer, ułożywszy wreszcie loki na czole, wydobyła z juków mały słoiczek zzielonego szkła.- Ciri - powiedziała łagodniej.- Podróżujemy skrycie.A podróż jeszcze się nieskończyła.Dlatego masz kryć włosy pod beretem.W każdej bramie miejskiej są tacy,którym płaci się za dokładną i pilną obserwację podróżnych.Rozumiesz?- Nie - odparła bezczelnie Ciri, ściągając wodze karego ogiera czarodziejki.-Wypiękniłaś się tak, że tym wypatrywaczom z bramy oczy wyjdą! Aadna mi skrytość!- Miasto, do którego bram zmierzamy - uśmiechnęła się Yennefer - to GorsVelen.Ja nie muszę się kamuflować w Gors Velen, a wręcz, powiedziałabym,przeciwnie.Z tobą jest inna sprawa.Ciebie nikt nie powinien zapamiętać.- Ci, którzy będą gapić się na ciebie, dostrzegą i mnie! Czarodziejkaodkorkowała słoiczek, z którego zapachniało bzem i agrestem.Zanurzywszy wsłoiczku palec wskazujący wtarła sobie pod oczy nieco zawartości.- Wątpię - powiedziała, wciąż zagadkowo uśmiechnięta - by ktokolwiek zwróciłna ciebie uwagę.Przed mostem stał długi rząd jezdzców i wozów, a na przedbramiu tłoczyli siępodróżni, oczekujący na kolejkę do kontroli.Ciri żachnęła się i zaburczała,rozzłoszczona perspektywą długiego czekania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]