[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ja - co mógł powiedzieć? - Ja sądzę, że pamiętam cię skądś.Roześmiała się.W jej śmiechu rozbrzmiewało echo słodyczy i niewinności, które znał i kochał u arrasowej panny.- Od dzisiejszego ranka, kiedy podawałam ci śniadanie.Najbardziej obawiał się tego, że go rozpozna.Musiał stawić temu czoła.- Millie - kiedy byłaś młoda - zanim zostałaś duchem - czy miałaś przyjaciół?Roześmiała się znowu i tym razem zauważył pełnię i krągłość jej ciała, gdy się śmiała.- Oczywiście! Miałam przyjaciół!- Kim oni byli? Nigdy mi nie opowiadałaś.Serce mocno mu biło.Zmarszczyła się.- Mówisz poważnie, prawda? Ale nie mogę ci powiedzieć.W okolicy zdetonowano zaklęcie zapomnienia i jako duch przebywałam w pobliżu miejsca wybuchu.Nie pamiętam swoich przyjaciół.Zaklęcie zapomnienia! Sprawiło, że zapomniała o nim.o nim.Jeszcze spróbował, przewrotnie popędzany czymś, czego nie umiał zdefiniować.- Jak.ty umarłaś?- Ktoś mnie zaczarował.Zamienił w księgę.- Księga! Księgę, którą znalazł w łazience, w ręcznej windzie, a Vadne musiała ją w nią zamienić.Potem podniósł ten tom i zaniósł na wyższe piętro.Nikt się nie połapał.Głupia pomyłka dzięki klątwie Murphiego.On sam umieścił ją na półce w bibliotece - gdzie leżała osiemset lat nie ruszana.- Nie mogę sobie nawet przypomnieć, jakie było moje ciało, ani gdzie przebywało - ciągnęła.- Tak wiele niejasności było na początku - a potem byłam duchem i łatwiej było myśleć o tym.Duchy nie mają zbyt trwałych umysłów - przerwała przyglądając się Dorowi.- Ale czasami mam jakieś przebłyski.Twój ojciec przypominał mi kogoś - kogoś, kogo, jak sądzę, kochałam, ale nie mogę zupełnie sobie przypomnieć.W każdym razie on od ośmiuset lat nie żyje i jest Jonathanem.Znam Jonathana od wieków i on jest okropnie miły.Kiedy byłam opuszczona i zagubiona, szczególnie po śmierci Króla Roogny, Zamek popadł w zapomnienie.Roogna panował długo i dobrze, ale musiał kiedyś skończyć.Jonathan przyszedł i pomógł mi to przetrzymać.Wydawał się nie zwracać uwagi na to, że jestem jedynie duchem.Gdyby tylko.Więc kochała Dora - i zapomniała pod wpływem zaklęcia zapomnienia.Jego imię i talent - mimo wszystko - nie zostało ujawnione.Nic w jego urodzinach i młodości w tym świecie nie wyczuliło jej, ponieważ nigdy nie znała pochodzenia tego niegdysiejszego bohatera i z trudnością można było oczekiwać, że powiąże te sprawy.Tylko Jonathan był jej oparciem przez stulecia.Nie zapomniała o Jonathanie, ponieważ był tam.Duch i niespokojny zombi podtrzymujący się nawzajem, kiedy reszta świata o nich zapomniała.Po co torturować ją odnawianiem pamięci poprzedniego, raniącego serce bólu? Dor wiedział, co musi zrobić.- Millie, zdobyłem eliksir przywracający zombim życie, - i wyciągnął fiolkę.Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem.- Dor.teraz przypominam coś sobie.Twój ojciec.przypominał mi ciebie.Nie z wyglądu, ale.- Jeszcze wtedy się nie urodziłem! - powiedział szorstko Dor, żałując poprzedniej chęci przymuszenia jej do dokładnego przypomnienia sobie tamtej historii.- Pomieszało ci się.Przypominam ci mojego ojca, ponieważ dorastam.- Tak.Tak, oczywiście - zgodziła się niepewnie.- Tylko jakoś - twój talent - przypominam sobie rozmowę z perłami w dużym gnieździe lub coś.- Weź eliksir - powiedział podając go jej.- Zawołaj Jonathana.Och ten Jonathan - pomyślał w chwilowej męce.Czy wiesz, że wypełnisz miejsce jej ukochanego i jej narzeczonego? Bądź dla niej dobry, w imię tego, co nigdy nie mogło zaistnieć!Millie była zbyt roztargniona, żeby wziąć fiolkę.- Ja.jeszcze jest coś.Duży barbarzyńca o imieniu.- Jonathan! - wrzasnął tak głośno, jak pozwalało mu jego obecne ciało.- Chodź tu!Drzwi otworzyły się, ponieważ Jonathan zawsze był blisko Millie.Przyczłapał do kuchni upuszczając zwyczajowo bryłki nieczystości i mułu.Niezależnie od tego, ile tego spadało, zombi wciąż był ubłocony.Stanowiło to część zaklęcia.Ciało miał szkieletowe, oczy były zgniłymi oczodołami, a wokół roztaczał przyprawiający o mdłości odór rozkładu.- Jednak teraz wiem, że to było jedynie przemijające zauroczenie - ciągnęła Millie.- Barbarzyńca zostawił mnie, podczas gdy Jonathan pozostał.Dor wyciągnął korek z buteleczki.- Bierz to! - krzyknął, skraplając zombiego bezcennymi kroplami.Nagle jego ciało zaczęło zdrowieć.Magicznie odnawiało się, ubytki wypełniły się, uformowała się skóra i pojaśniała.Postać wyprostowała się, stając się pełniejszą i wyższą.- I tak moją prawdziwą miłością jest Jonathan - podsumowała Millie.Potem spojrzała na niego i pojęła, jaka transformacja się dokonuje, i rozrzuciła włosy, jak kiedyś.- Jonathan! - krzyczała.Gwałtownie zanikały ostatnie atrybuty zombiego.Postać ukształtowała się w ponurego, ale zdrowego, żywego mężczyznę.- Mistrz Zombich! - wykrzyknął Dor rozpoznając go w końcu.- Nigdy nie znałem twojego prawdziwego imienia!Potem wycofał się, pozwalając prawdziwej miłości zająć właściwe miejsce.Jonathan i Millie zbliżyli się do siebie.Ona trochę tupała nogami o podłogę.A Dor wiedział, że jego misja osiągnęła cel
[ Pobierz całość w formacie PDF ]