[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pokazałem wam pudełko dalekiego ostrzegania.A teraz widzicie, co może dokonać moja najwspanialsza, najnowsza broń.Czy jest jeszcze wśród was ktoś, kto by wątpił w po­wodzenie mojego planu?Książę Bas-Tyra zmarszczył brwi i potrząsnął głową.- Nie pozostaje nam nic innego, tylko podziwiać to.chociaż może dobrze byłoby zobaczyć cudzoziemskiego cza­rownika, który stworzył dla ciebie te cuda i o którym tak wiele się mówi.Spojrzał na Kremera wyczekująco.Ale władca Zuslik po prostu milczał i nic nie mówiąc, patrzył spod ciemnych brwi.- No cóż - ciągnął dalej książę - niewątpliwie zgadza­my się, że nasz król Hymiel powinien dowiedzieć się o pra­wach swoich wasali.Chociaż niektóre proponowane przez ciebie metody.- Chyba nadal nie rozumiesz, jak naprawdę wygląda sytuacja - powiedział Kremer wzdychając.- Trzeba ci bę­dzie pokazać.Odwrócił się do swego kuzyna, lorda Herna.- Każ przyprowadzić specjalnych więźniów - polecił.Lord Hern przekazał rozkaz.Wielcy panowie zaszeptali pomiędzy sobą.Najwyraźniej byli głęboko poruszeni.Dostali więcej, niż prosili.Niektórzy zerkali na barona Kremera nerwowo, jakby zaczynali pode­jrzewać, o co mu chodzi.Posłaniec lorda Herna wrócił na miejsce i wkrótce na dziedziniec wprowadzono szereg związanych mężczyzn.Zebrani notable krzyknęli ze zdziwienia.- Toż to Królewscy Zwiadowcy.- W rzeczy samej.To wojna, czy to się wam podoba, czy nie!- I spójrzcie! Pełnomocnik króla.Pomiędzy Zwiadowcami znajdował się mężczyzna noszący barwy królewskie, błękit i złoto, którego podpis miał tę samą wagę, co królewski.- Kremer! - krzyknął mężczyzna.- Jak śmiesz trak­tować mnie, zastępującego samego króla, w ten sposób? Przy­byłem tu jako emisariusz pokoju! Kiedy mój pan dowie się o tym, będzie miał twoją.- Będzie miał moją figę! - wrzasnął Kremer, przerywa­jąc pełnomocnikowi.Jego oddziały, jak jeden mąż, zawiwatowały.Kremer odwrócił się do zebranych.Wskazał na więźniów.- Powieście ich - powiedział.Zaszokowany książę Bas-Tyra zapytał:- My? Chcesz, żebyśmy powiesili królewskich posłań­ców? Osobiście?Kremer przytaknął.- Teraz.Szlachta popatrzyła na siebie.Kremer widział, że zerkają również na widoczne w świetle pochodni, krążące ponad głowami szybowce, na stojące w zwartych szeregach oddziały - zaledwie część tego, czym dysponował - i na igłowiec w jego dłoniach.Widział, że zaczynają rozumieć.Jeden po drugim skłaniali głowy.- Jak sobie życzysz.królu.Jeden po drugim ruszyli, by wykonać jego rozkaz.Kremer patrzył, jak podchodzili, biorąc skazańców za sznury.Na podniesieniu pozostali z nim jedynie najemni dowódcy Odwrócił się i przyjrzał się im - sześciu weteranów za­prawionych w wielu różnych, małych wojenkach.Oni nie posiadali ziemi ani własności, o którą mogliby dbać.Ich oddziały w razie niebezpieczeństwa mogły się po prostu roz­pierzchnąć, więc nie obawiali się ani szybowców, ani magicz­nej broni.W razie wątpliwości mogli po prostu odjechać.Kremer potrzebował ich, jeżeli chciał oblegać miasta na wschodzie i stłumić „demokratyczno-rojalistyczne” pospólstwo.A na długą kampanię potrzebował pieniędzy.- Panowie - powiedział - co byście powiedzieli na kieliszek brandy?*- Dennis?- Mmmm ? O c.o co chodzi, Linnora? - Dennis uniósł głowę.Przetarł oczy.Na zewnątrz nadal było ciemno.Po drugiej stronie pasterskiego szałasu Arth cicho pochrapywał.Linnora spała zwinięta obok Dennisa, pod tym samym kocem.Teraz usiadła, wpatrując się swymi szarymi oczyma w blady księżyc.- Dennis, poczułam to znowu.- Poczułaś co?- Że ktoś lub coś zjawiło się w naszym świecie.Tak jak wtedy, gdy wiedziałam, że pojawił się twój metalowy domek, wiele miesięcy temu., i kiedy wyczułam twoje przybycie na Tatir.Dennis potrząsnął głową, starając się oprzytomnieć.- Chodzi ci o to, że ktoś użył zevatronu? Linnora nie zrozumiała.Patrzyła w noc.To było niewiarygodne.Czyżby naprawdę Linnora mogła stwierdzić, kiedy zevatron działał? Jeśli tak, czy oznaczało to, że ktoś użył maszyny, wyruszając za nim?Dennis westchnął.Żal mu było biednego frajera, ktokolwiek to był.W każdym razie na pewno w tej chwili nie mógł w żaden sposób mu pomóc.Faceta czekało parę nieprzyjemnych wstrząsów.- Nie ma sensu się tym martwić - powiedział do księż­niczki.- Chodź i prześpij się trochę.Czeka nas trudny dzień.*Kiedy światło poranka rozlało się po halach, domek z in­nego świata rozbłysnął królewskimi kolorami.Mędrzec Hoss'k szepnął do swych strażników, żeby zachowali ciszę.Hoss'k przyglądał się domkowi w zamyśleniu.Bogowie tylko wiedzieli, jak miał rozebrać na części tę cholerną rzecz.Istniał powód, dla którego powstrzymywał się przed zabra­niem jej parę miesięcy wcześniej.I nie była to konieczność odprowadzenia złapanej księżniczki do Kremera.Chociaż cała sprawa mogła okazać się dyskusyjna.Tak samo jak poprzednim razem ktoś go uprzedził! Samotna postać kręciła się wokół domku, mówiąc coś do siebie po cichu i wynosząc ze środka jakieś pudełka.W słabym świetle Hoss'k prawie mógł wyobrazić sobie, że jest to sam czarownik! Pomimo wszystko metalowy dom był jednym z miejsc, gdzie powinno się go szukać.Może Nuel da się przekonać i rozłoży dla niego dom na części? A w każdym razie uwięzienie i przyprowadzenie go Kremerów! zmniejszy gniew władcy.Hoss'k poczuł zawód, widząc w świetle poranka, że intruz ma jasne włosy.To wcale nie był Dennis Nuel, chociaż wzrostem dorównywał czarownikowi.Hoss'k i jego straże nasłuchiwali ukryci wśród drzew, jak mówił do siebie z jakimś okropnym akcentem.-.cholerny bałagan!.mechanizm powrotny wyrwany.wszystko porozrzucane.idiotyczna notatka o miejscowych inteligentnych stworzeniach! - Mężczyzna sapał, podnosząc części porozrzucane po ziemi.-.zadziera nawet ze mną, ot co [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl