[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przedstawiał trzy domy, mężczyznę z długimi zębami i stos pogrzebowy.Teraz nadpływała chmura.Deszcz spada na stos, który gaśnie.Mężczyzna przemienia się w dzika.Ucieka przed deszczem.Chmura go dogania.Ziobek jakby przebudził się ze snu.Zdawało mu się, że wszystko to dzieje się na jawie.Tylko rysunek.Coś jednak się poruszyło.Wieszczy wyprostował się.Stanął nad uroknicą, która jeszcze nie zdołała ukończyć piaskowej historii.- Siubiela! Uważaj! - piskliwy krzyk wyrwał się z zeschniętego ze strachu gardła Ziobka.Uroknica nawet nie spojrzała ku ławie.Przeskoczyła dziwnie długim skokiem, rysunek i przyczaiła się, patrząc spokojnie na upiora.Ten próbował wkroczyć w koło lecz cofnął nogę z gniewnym pomrukiem.Czarownica wypowiedziała niezrozumiałe dla Ziobka zaklęcie i odwróciła się ku chłopcu.- Uciekaj stąd! Szybko! Biegnij ku morzu! Stamtąd przyjdzie pomoc! Ostrzeż wszystkich przed dzikiem! Uciekaj!Malec dłużej nie wytrzymał.Zerwał się jak przestraszona mysz.Popędził jak mógł najszybciej.Nie widział dokąd biegnie, czuł tylko jakby jakaś pomocna dłoń prowadziła go w bezpieczne miejsce, jak najdalej od wieszczego.Łzy przerażenia zalewały oczy, a jednak miał wrażenie, że widzi przecudną, zwiewną postać, zdającą się wskazywać drogę.Ale gdzie go wiodła? Tym się nie martwił.Był pewien, choć nie wiedział skąd miał tę, pewność, że nic mu nie grozi, a dziwny opiekun prowadzi go do przyjaciół, może do matki.Poczuł na bosych stopach liźnięcia fal morskich.Teraz dopiero oprzytomniał.Rozejrzał się.Nikogo przy nim nie było! Nadepnął na coś okrągłego.Schylił się.Trzymał spory bursztyn.Zapewne został wyrzucony na brzeg przez dzisiejszą burzę, która ominęła Rybcową.W innych okolicznościach Ziobek ucieszyłby się niezmiernie, ale teraz.?Najważniejsze, że dobiegł do morza.Uroknica krzyczała przecie, że tu znajdzie pomoc.Spojrzał na wodę.Aż drgnął.Blisko brzegu płynął korab ze złamanym masztem.Chąśnicy morscy! Łowcy niewolników!Już chciał czmychnąć w zarośla gdy pomyślał o uroknicy i opiekunie, który go tu przywiódł.Oni na pewno źle nie radzili.Czym prędzej skoczył do wody.Zaufał kapryśnym rodzanicom, które czuwają nad losem ludzkim.VISulik szedł ostrożnie, omijając topiele i ruchome piaski.Nie zwracał uwagi na żale swej kobiety, która cały czas mówiła o zniknięciu syna.Rybak nie martwił się tym dłuższy czas.Znał spryt malca.Jednak gdy syn wciąż się nie pojawiał, postanowił wrócić po niego do wioski.Może tam jest.Zostawił żonie tobołki i począł się cofać.Wieśniacy poszli dalej.Wierzyli uroknicy, jej mądrości.Teraz błądzili po bagnach, szukając suchszych miejsc, na których mogliby spocząć.Wreszcie natrafili na sporą wysepkę, porośniętą gęsto zaroślami.Rozłożyli się na jej obrzeżu, poza zasięgiem krzaków.Bagno i las cichły gdy przechodzili ludzie.Zwierzaki kryły się, trwożliwie nasłuchując.Gdy oddalali się, setki oczu śledziło ich ruchy.Potem znów las nabierał życia.Rybacy nie narzekali.We wszystkim widzieli zrządzenie bogów, którzy przecież nie pozwoliliby im marnie zginąć.Nigdy nie wątpili w ich istnienie, a szczególnie teraz, gdy przeklęci Sasi - chrześcijanie, mieczem nawracali na nową wiarę.Kto kiedy słyszał żeby jeden Bóg zajmował się wszystkimi sprawami? I wojaczką, i orką, i morzem.Marocha trwożnie wezwała imię Swaroga - Radogosta gdy niedaleko, gdzieś w zielonej mazi, chlupnęło.Rozległo się skrzeczenie składanego w ofierze kozła, któremu kapłan właśnie podrzyna gardło.Utopiec!Zamarli w bezruchu, niczym czatujące żbiki.Nie śmieli rzec słowa.Bagno wzburzyło się.Wynurzył się, ociekając szlamem, wielki łeb suma.W śmiertelników wpatrzyły się czerwone oczy.Wąsy ruszyły się zupełnie po ludzku.Pan bagna musiał zobaczyć wśród rybaków zwiewną rodzanicę - zapowiedź przyszłych zdarzeń, gdyż zachichotał i odpłynął.Odór oddalił się wraz z nim.Rybacy dłuższy czas nie ruszali się, jakby w obawie, że spowoduje to powrót utopca.Wreszcie któreś z dzieci, nie rozumiejące jeszcze co się wokół dzieje, wyrwało się matce i wbiegło w zarośla.Matka ruszyła za nim.Nie minęła chwila gdy wszystkich poderwał jej krzyk.Mężczyźni rzucili się na pomoc.Nie musieli daleko biec.Znaleźli ją, wraz z dzieckiem, stojącą kilka kroków przed kamiennym stołem.Wieśniacy zamilkli.Zrozumieli, że są na terenie, gdzie wstęp mieli od wieków tylko kapłani i czarownicy.Chodziły słuchy, że na Moczydłowiskach jest gdzieś ołtarz Welesa, lecz od wielu zim nikt go nie zdołał odnaleźć.Im się to udało.- Spójrzcie - wykrzyknął jeden z rybaków, wskazując na stół.Leżały na nim dwie głowy.Jedna, dziewczęca, do złudzenia przypominała twarz uroknicy, druga.Marocha i córki nie mogąc uwierzyć, podeszły do ołtarza.Matka zaszlochała.* * *Sulik szybkim krokiem wracał ku wsi.Patrzył pod nogi, przeto dopiero w ostatniej chwili dostrzegł stojącego człowieka.- Hej, kim jesteś? - spytał niepewnie.Zapadła ciemność - nie mógł dostrzec twarzy nieznajomego.Tamten nie odpowiedział.Sulik trochę się przestraszył lecz zbliżył do mężczyzny.Tamten też postąpił naprzód.Znajomy, prężny krok, wiele razy widziane odstające uszy.Jednak ta młodzieńcza sylwetka.- Nie!!! - krzyknął Sulik, przypominając sobie, skąd zna tego człowieka.To jego ojciec! Odmłodzony - ale on.Rybak odwrócił się.Skoczył na powrót do wieśniaków.Rwał jak mógł najszybciej.Nie na wiele się to zdało.Już po chwili poczuł ucisk niedźwiedzich ramion.Trzask łamanych kości.Cios w kark.Wieszczy ukręcił mu głowę jak kurczakowi i oderwał ją od ciała.Nie zwrócił uwagi na bryzgającą krew.Uniósł głowę w rękach.Zniknęła gdy powiał leciutki wietrzyk.Drzewa zadrżały, upuszczając wiele liści.Pan zabrał ofiarę do swego chramu.* * *- Na Trygława! - krzyknął ktoś - Uchodźmy stąd!Wszyscy odwrócili się ku ścieżce i nie wykonali żadnego ruchu.Na jej środku stał wielki dzik, święte zwierzę Welesa, posłaniec śmierci.Demon ruszył ku nim, wysoko unosząc długie szable.VIIWciągnęli kompletnie wyczerpanego chłopca na pokład.Zbliżył się do niego Celebrink, kończąc żucie kawałka suszonego mięsa.Zauważył, że jeden z wojowników wyjmuje coś z zaciśniętej dłoni malca.- Pokaż - rozkazał.Dostał do ręki dobrze mu znany bursztyn, który niedawno ofiarował Swętowitowi.Odetchnął głęboko.Zrobiło mu się najpierw gorąco, potem zimno.To znak boga.Ten chłopiec nieprzypadkowo znalazł się na ich statku.Musi nieść jakąś ważną wieść
[ Pobierz całość w formacie PDF ]