[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie pierwszy to i nie ostatni taki wypadek na świecie.Ale jeśli mu się znudziłam, to naturalną rzeczy koleją powinien był porzucić mnie i pójść sobie precz.Nic mu nie stało na przeszkodzie.Z niepojętych przyczyn nie porzucał i nie szedł, trwając przy moim boku znudzony, niemiły, niechętny, wymagający i złośliwy.Zatruwał mi życie, niszczył zdrowie i nerwy i coraz bardziej utwierdzałam się w dziwacznym i nieco przerażającym przekonaniu, że ten człowiek mnie nienawidzi nie wiadomo za co i z tej nienawiści nie może się ze mną rozstać.Już od dwóch lat w mojej duszy szalał bunt.Uciekałam od niego za granicę i skutek był taki, że spędzaliśmy urlopy w coraz bardziej atrakcyjnych miejscowościach, ciągle bowiem jeszcze karmiłam się nadzieją, że może się mylę, że przesadzam, że to pogorszenie było tylko chwilowe i teraz znów się zmieni na lepsze.Usiłowałam nie słuchać mojego doświadczenia życiowego, które z granitową, rozpaczliwą pewnością mówiło mi, że jeśli cokolwiek się zmieni, to tylko na gorsze.Wiadomo, że uczucia idą drogą, która ma jeden kierunek ruchu.Przed samą sobą niechętnie przyznawałam się do tego, że wolałabym się z nim jakoś porozumieć i zakończyć tę wieczną wojnę.Uniemożliwiał mi to, sam zaostrzał sytuację, doprowadzał mnie do stanu bliskiego apopleksji po to tylko, żeby zaraz potem zmienić front i uczynić coś, co kazało mi zwątpić w słuszność własnych wniosków i spostrzeżeń.Zaczynałam się wahać, popadałam w rozterkę i rozważałam niedorzeczną myśl, że może on tylko udaje, że skoro trwa przy mnie i nie idzie, to może jednak mu na mnie zależy?… Typowa sytuacja skołowanej kretynki!Posępnie, z irytacją, pełna żalu, zdenerwowana i rozgoryczona słuchałam teraz nietaktownie łagodnego szeptu morza i przypomniałam sobie różne minione wydarzenia, mające o czymś świadczyć.Wydarzenia uparcie świadczyły o najgorszym.Nie podobało mi się to.Za wszelką cenę chciałam zrozumieć sytuację, i zyskać jakąś pewność.Nie można reagować, nie można podejmować decyzji w stanie niepewności.Co, u diabła, powinnam z tym fantem zrobić? Bezczynność, poddanie się, podporządkowanie losowi, cierpliwe i bierne oczekiwanie… Nic z tego, nie dla mnie te rzeczy.Ja muszę coś zrobić albo pęknę z hukiem.Co, do pioruna, powinnam zrobić?…Zastanawiałam się i zastanawiałam, a księżyc świecił jak oszalały i utrudniał racjonalną pracę umysłową…— Taka kobieta jak pani nie powinna tu siedzieć samotnie — powiedział nagle ktoś obok mnie.Akurat w tym momencie byłam dokładnie takiego samego zdania.Z rzeczy, które powinnam, nie wymyśliłam nic, wiadomo było natomiast, czego nie powinnam.Odwróciłam się i ujrzałam tego z plaży, mężczyznę mego życia.— Niezależnie od tego, czy życzy pani sobie mojego towarzystwa, czy nie, ja tu zostanę — ciągnął, siadając.— Taka kobieta jak pani w taki wieczór jak ten powinna słuchać komplementów i wyznań.Obojętne od kogo.Zobowiązuję się zastąpić legion.Co pani zrobiła z gwiazdą morza?Zdecydowałam się na niego w mgnieniu oka.Sam mi wszedł w ręce, podsuwając jedyny sensowny sposób pozbycia się rozterki.Niech to nawet będzie tylko ten jeden wieczór i wszystko jedno, co się stanie jutro.Jutro może uciekać na mój widok z przeraźliwym krzykiem.— Leży na balkonie i schnie — odparłam i dodałam: — Może się pan przedstawić niewyraźnie.— Dlaczego niewyraźnie?— Wilk będzie syty i owca cała.Możliwe, że nie ma pan ochoty przedstawiać się każdej z dam, spotykanych na plaży.Jeśli uczyni pan to niewyraźnie, ja nie zapamiętam, a galanterii stanie się zadość.Roześmiał się, wstał i dokonał prezentacji.W ostatniej chwili zdążyłam sobie przypomnieć, że nazywam się Marie Gibois.Manicure miałam świeżo zrobiony, nos mi się nie świecił, wiatru nie było i na głowie miałam uczesanie, nie zaś rozcapierzoną szopę, wszystko grało.Konwersacja potoczyła się niczym górski potok.— Długo pani tu jeszcze zostaje? — spytał wśród rozważań na temat uroków krajobrazu w czasie nowiu.— Nie wiem.Może tydzień, może dwa.— Chyba miałem pecha.Zaraz następnego dnia po przyjeździe trafić na panią! Nic takiego nie leżało w moich zamiarach.O cudzie! Po tylu wiekach rozmaitych okropności znów poczuć się kobietą! Ileż to już czasu byłam wszystkim innym, głową rodziny, pracownikiem państwowym, matką dzieciom, człowiekiem, ściganą zwierzyną, diabli wiedzą, czym jeszcze.Szwed się nie liczył, nikt się nie liczył, wiadomo przecież, że to nie o to chodzi, świecąca gęba i przylizany łeb nie wywołują piknięcia w sercu! A tutaj oto księżyc, morze, plener, noc i przy mnie opiera się o kamienną balustradę mężczyzna mego życia… Wzruszyłam się.— Proszę? — powiedziałam z obłudnym zdziwieniem.— Zdawało mi się, że miał pan mówić komplementy?— To jest gigantyczny komplement — odparł z westchnieniem.— Chciałem tu mieć wolny umysł, mnóstwo czasu i całkowitą swobodę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]