[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Po co? Przecież on już jest zamknięty w labiryncie swoich urojeń.- Zawsze potrafisz wszystko tak pięknie ująć.- Zacisnęła dłoń na jego ramieniu.- Kocham cię za to.Z biblioteki bezpośrednio na dwór wychodziły tylko okna, tak więc musieli przejść przez holl wejściowy i oficjalną jadalnię, aby dostać się do drzwi prowadzących na tylną werandę.Był to potężny taras wyłożony kamiennymi płytami, zakończony pięcioma schodkami prowadzącymi w dół na pokryty śniegiem trawnik.Trawnik ten, z nielicznymi drzewami - każde otoczone drewnianą ławeczką w formie opasującej pień obręczy - opadał w stronę skarpy, z której rozciągał się widok na rzekę.Rzeka znajdowała się oczywiście dużo niżej, ale w bladym i mdłym świetle zimowego popołudnia widzieli cienie drzew, odbijające się ciemnymi plamami na błyszczącym śniegu, pokrywającym skarpy na drugim brzegu rzeki.Zdawało się, że przeciwległy brzeg znajduje się o wiele mil od nich, aczkolwiek z pewnością dzieląca brzegi odległość nie mogła być aż tak wielka.- Trochę tu ponuro - powiedział.- Wyobraź sobie jak pięknie tu jest, kiedy drzewa mają liście - powiedziała Madeleine - Wyobraź sobie te brzegi tętniące życiem.Wyobraź sobie, jak to wyglądało kiedy nasz kraj był jeszcze młody, a na rzece słychać było syreny parowców i wrzaski dzieciaków, biegnących wzdłuż skarpy.Jej słowa sprawiły, że wyobraził sobie opisywaną scenę i uśmiechnął się.- W porządku - powiedział.- Chętnie przyznam, że zima także ma swoje uroki.- Wiesz, ten dom nie zawsze był siedliskiem starych dziwaków - powiedziała Madeleine.- Kiedyś był przyjazny i pełen życia.- W czasach, gdy byłaś małą dziewczynką?- Kiedy tu mieszkałam, byłam bardzo samotnym dzieckiem - odparła.-A Paul.on nie był żadnym towarzystwem dla mnie.Quentin po raz kolejny pomyślał, czy wuj Paul czasem nie molestował jej, lub czy tego nie próbował.- Ale mama opowiadała mi o swoim dzieciństwie.Ona i Paul byli całkiem mali, ale chociaż czasy parowców już przeminęły, nasłuchali się różnych opowieści - głównie od ciotki Ateny - i często bawili się w rejs statkiem, gdzieś na brzegu rzeki, albo w bawialnym na poddaszu.- Dziecięca idylla.- Właśnie tak.Cokolwiek miałoby to znaczyć.- Ale ciotka Atena też jest przecież zbyt młoda, żeby pamiętać parowce.- No jasne.Powtarzała im tylko stare historie.Rodzinne wspomnienia.W końcu musiała zrobić jakiś użytek ze swej głowy.Dzięki temu, że zapamiętała i potrafiła ożywić czar opowieści z dawnych czasów, wykorzystała ją najlepiej jak mogła.- Mad, dlaczego jesteś wobec nich taka napastliwa?- Przepraszam - powiedziała.- Za każdym razem, kiedy tu przyjeżdżam, jestem taka przerażona, że naprawdę nie zachowuję się najlepiej.- Czego się boisz?Nie odpowiedziała, a za chwilę dotarli na skraj skarpy, skąd roztaczał się wspaniały widok na płynącą w dole rzekę.Mimo tego, że jej brzegi pokrywał przyprószony śniegiem lód, i tak wydawała się bardzo szeroka.Quentin przypomniał sobie obrazy szkoły malarskiej Hudson River i próbował porównać zapamiętane scenki rodzajowe i pejzaże z tym, co miał przed oczami.Nie było to zbyt trudne.Zanim rzeka zmieniła się w autostradę, była siedliskiem wielu roślin i zwierząt.Teraz, kiedy ruch na rzece ustał, być może wracało na jej wody dawne życie.Na oblodzonych brzegach wciąż widać było resztki starych przystani, ale większość przybrzeżnych terenów została ponownie zajęta przez lasy.Ile wiewiórek gromadziło orzechy w dziuplach drzew porastających te skarpy? Ile szopów, królików, polnych myszy i łasic mieszkało tu nie widując człowieka przez długie miesiące?Poczuł jak ramieniem obejmuje go w pasie, a jej ciało przytula się do jego ciała.- Och, Quentin, ja bardzo kocham to miejsce, naprawdę.Właśnie dlatego wracam do rodzinnego domu, chociaż zmieniam się tu w kogoś naprawdę okropnego.- Więc otwórzmy tę szkatułkę, zabierajmy twój skarb i wyjeżdżajmy stąd.Mogę kupić ci taki sam dom nad rzeką, z równie pięknym widokiem.Albo nawet piękniejszym.- Nie ma drugiego takiego miejsca.- Nie chcesz żebym poszukał ci innego wiktoriańskiego domu?- Prewiktoriańskiego, kochanie - powiedziała Madeleine.-Wiktoriański, też coś! To dobre dla.nowobogackich.Oboje wybuchnęli śmiechem.Ruszyli ścieżką wzdłuż klifu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl