[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ubrana byłam w zwykły, prosty ko-stium, ciemnoszary, spódnica, żakiet, beżowa koszulowa bluzka, mój normalny, służbo-wy strój, na jesienne dni doskonały.Zaraz, czy nie miałam apaszki.? Miałam, cienka,dobrana kolorystycznie, czarno-szaro-beżowo-oranżowa.Kupiona na jakimś straganie,żaden unikat.Zaciekawiło mnie to nagle. A jak się zachowywałam? spytałam z zainteresowaniem. To chyba sama wiesz najlepiej odparł z niesmakiem, całą uwagę poświęcającjuż teraz durszlakowi.Najwidoczniej nie zasługiwałam nawet na spojrzenie. Właśnie nie wiem.Może nie pamiętam? Jesteś pewien, że to byłam ja? Całkowicie.Opisano cię dokładnie, tak jak wyglądałaś.Pomijam już fakt, że byłaśuprzejma przedstawiać się głośno, prokurator Barbara Borkowska.Myślę, że tego mo-głaś już nam zaoszczędzić. Musiałam, wobec tego, upaść na głowę stwierdziłam beztrosko. Nie pojmu-ję, skąd masz te osobliwe informacje, naprawdę jesteś w stanie uwierzyć, że to byłam ja?Szczyt nonsensu!Mąż oderwał wreszcie wzrok od durszlaka, łypnął na mnie ponuro jeden raz i dlaodmiany wpatrzył się w szklankę z herbatą.No owszem, wiedziałam, że zawsze uważałmnie za istotę zdolną do wszystkiego, ale nawet to moje wszystko powinno mieć ja-kieś granice.Publiczne wykrzykiwanie na ulicy, że jestem prokuratorem, daleko pozanie wykraczało.Wzruszyłam ramionami, pewna, że doznał jakiegoś zaćmienia umysłu,które wkrótce mu przejdzie, i porzuciłam temat.Miałam na głowie kilka trudnych i nie-przyjemnych spraw, konferencja w okręgowej nieco mnie zirytowała i w ogóle byłamzmęczona.A musiałam jeszcze przejrzeć akta.Jakiś czas pózniej, może to były dwa tygodnie, może trzy, nieco wcześniejszym wie-czorem, zadzwonił telefon i damski głos powiedział: A pani to nic, że ten pani mąż to tak się z tą Urszulką prowadza, romans na dwa-dzieścia cztery fajerki, ślepa pani czy co?Po czym dzwięki zrobiły takie wrażenie, jakby ktoś w tle coś gwałtownie zaszep-tał, owej babie wyrwano z ręki słuchawkę i rozłączyło się.Zajęta byłam, równocze-śnie pilnowałam posiłku dzieci, sprzątałam kuchnię i przyrządzałam obiad na jutro.Komasowanie prac w jednym pomieszczeniu zaoszczędzało mnóstwo czasu.Mojego męża w domu nie było i mógł się w tym momencie prowadzać nawetz niedzwiedzicą polarną, ale nie uwierzyłam w ani jedno słowo.Głupie dowcipy przeztelefon ludzie robią nagminnie, nawet mu o tym nie wspomniałam, bo zresztą natych-miast zapomniałam o kretyńskim donosie.Z anonimami miewałam w pracy dużo doczynienia.Następny dziwny sygnał dobiegł mnie właśnie z miejsca pracy.35Jesień przestała być ciepła i nosiłam już ciemnoszary płaszcz na odmiennym niecosłużbowym stroju, była to granatowa garsonka typu Coco Chanel, z białym albo jasno-niebieskim kołnierzyczkiem pod szyją.Niekiedy z malutkim żabocikiem.Kołnierzyczki,żabociki i szaliczki mogłam zmieniać, tanie były, służbowych strojów więcej nie posia-dałam.Frywolne falbany i jaskrawe barwy wydawały mi się wysoce niestosowne przyrozmowach ze świadkami i podejrzanymi, tym bardziej w występach przed sądem, mu-siałam wyglądać poważnie, choć niekoniecznie ponuro.Dostojny, acz elegancki umiarbył właściwy dla tej niezbyt radosnej instytucji. Zaszalało się przedwczoraj, co? powiedział złośliwie Jacuś, kolega równy mistanowiskiem, zdolny i błyskotliwy, ale zarazem nieco lekkomyślny i bardzo nietaktow-ny. I to tak prosto z pracy, nawet się przebrać nie zdążyłaś! Zwiatowe życie ciągnie,ciągnie.Nie zrozumiałam, co powiedział.Przedwczoraj wieczorem przepisywałam uzasad-nienie wyroku, podczas gdy w pralce kotłowała się odzież moich dzieci.Może i dałobysię nazwać to szaleństwem, bo napchałam tej odzieży trochę za dużo i nie miałam jejpotem gdzie rozwiesić do suszenia.Jeszcze i dziś zostały niedoschnięte resztki. Zwariowałeś? spytałam grzecznie. O czym ty mówisz? Nie wypieraj się, przede mną nie musisz.Tylko dlaczego w barze Tajfun? Co w barze Tajfun? To mordownia.Fakt, że znajomych trudno tam spotkać, ale jednak się zdarza. Możliwe zgodziłam się. I co w tej mordowni Tajfun? Jak to co, aktywnego relaksu, jak rozumiem, zażywałaś. Ja? No a kto? Przecież nie ja! Mnie tam przedwczoraj nie było, dopiero wczoraj wstą-piłem w poszukiwaniu świadka.Zwiadek zainteresował mnie bardziej niż relaks w mordowni.Znaliśmy nawzajemswoje sprawy, mimo iż prowadzone oddzielnie, i niekiedy nawet służyliśmy sobie po-mocą. Którego? Tego łysego.Stępniaka. I znalazłeś go? Aaska boska, znalazłem.Głupio mi było cholernie, bo sam go zwolniłem za wcze-śnie, a on się zmył radykalnie, sama rozumiesz. Było potrzymać drugi raz te czterdzieści osiem godzin.On łże aż ziemia jęczy. A było, było, ale nie potrzymałem i dzięki temu uzyskałem przy okazji informacjeo eksplozjach twojego temperamentu.Starannie dotychczas ukrywanego. Chcesz mieć sprawę o zniesławienie? Oszalałaś? Wytoczyłabyś przed sądem komukolwiek jakakolwiek sprawę.?! Ty,prokurator.?!36Zreflektowałam się. Nie, za nic! No więc! Poza tym, nie masz świadka. No dobrze, więc ci nie wytoczę, ale powiedz to wszystko jakoś porządnie po-prosiłam. Bo mnie zaczyna ciekawić.Skąd ja do baru Tajfun? Też się trochę dziwię przyznał Jacuś. Ale dałaś się przecież zauważyć dosyćostro.I nie masz co przeczyć, bufetowa opisała cię z detalami, w tej chwili wyglądaszidentycznie, tylko ten farfocel pod szyją masz w innym kolorze.Ona mówiła o białymw granatowe kropeczki, a ja tu widzę gładkie, niebieskie, o ile nie jestem daltonistą.Alezdaje się, że nie jestem.Poczułam się odrobinę oszołomiona, bo rzeczywiście przedwczoraj miałam białąapaszkę w granatowe kropeczki.Pilnowałam tych zmian dekoracji jak oka w głowie,żeby nie chodzić w kółko w tym samym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]