[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muszę się uspokoić…To był wstrząs, który otworzył mi oczy.ONA miała rację, przestałeś mnie kochać.Nie, nieprawda, nie prze—1 stałeś, nie potrzebowałeś przestawać, nie kochałeś mniej nigdy! Używałeś mnie, podobałam Ci się, owszem, zależało Ci na mnie, być może nawet nadal Ci zależy… Ale to nie jest to, to nigdy nie było TO! To nigdy niej była ta prawdziwa, wielka namiętność…!Jak mogłeś…?! Jak mogłeś zrobić coś podobnego…?!!! Nie potrafię Ci tego przebaczyć.Czuję się upokorzona, zhańbiona, czuję się… Czuję się przedmiotem.Tak, potraktowałeś mnie jak zwyczajny, bezduszny przedmiot…ONA mówi, że jeśli Ci tego nie wytłumaczę! wyraźnie, jak sołtys krowie na miedzy, w ogóle nie zrozumiesz, co mam na myśli i o co mi chodzi.ONA może j mieć rację, zdaje się, że jest znacznie mądrzejsza, niż kiedykolwiek przypuszczałam…Naprawdę muszę Ci tłumaczyć? Kamień” by zrozumiał…Naprawdę sam nie pojmujesz? Naprawdę sam n widzisz ohydy swojego postępku? To przecież byłam ja, ja, Twoja miłość, największe szczęście Twojego życia, ja we własnej osobie! Patrzyłam własnymi oczami i słyszałam na własne uszy! To przecież moje wnętrze…Nie, nie mogę.To potworne.Kogo zabrałeś do lasu? To… to barachło, ten szkielet, ten luźny zestaw kości, tę bezczelną lafiryndę, tę Strzygę! Wiozłam Cię, stęskniona, szczęśliwa, upojonaTwoim powrotem, Twoją obecnością, przejęta Tobą tak bardzo, że niemal jej nie zauważyłam.Och, zwróciłeś mi na nią uwagę, doprawdy, dostatecznie wyraźnie!Wpędziłeś mnie w jakieś bagno, między wystające korzenie, nie spojrzałeś nawet, czy mi się nic nie stało…! Oszalałam chyba, czy mi się nic nie stało przez głupie korzenie, śmieszne, cóż znaczą rany na karoserii w porównaniu z ranami w duszy…? Dbałość o mnie, w owym momencie, byłaby czystą ironią, naigrawaniem się, dobrze, że mi przynajmniej tego zaoszczędziłeś! I pomyśleć, że byłam tylko zdziwiona i nieco urażona, nic nie przeczuwałam, nic…! Kiedy rozkładałeś siedzenia, sądziłam, że chcesz je naoliwić w ramach zwykłej troski o mnie! Cóż za naiwność bezdenna…!Nie rozumiałam, co robisz, nie rozumiałam, co się dzieje.Twój oddech, Twój szept, Twój ton głosu… Nie pojmowałam, kogo i czego dotyczy, zapomniałam przecież niemal, że przyjechała z nami ta… zagłodzona zmora… Kiedy wreszcie do mnie dotarło, wstrząs był straszliwy!Czy zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłeś? Czy zdajesz sobie sprawę, że uczyniłeś to w moich oczach, że ja byłam świadkiem?! Że widziałam, słyszałam i mogłam porównać…?!Nigdy nie okazałeś mi aż takiej namiętności, nigdy nie całowałeś, nie tuliłeś mnie tak, nigdy nie objąłeś mnie takim uściskiem…!!! To ją, tę Strzygę… To do niej… Ją obdarzyłeś czymś, co miało prawo być tylko moim udziałem, jej dałeś szczęście, mnie odebrane! W owej chwili ona była dla Ciebie ważniejsza niż świat!!!Cóż z tego, że ona jest zwyczajną kobietą, a ja jestem czymś więcej! Nie przekonasz mnie, czyny świadczą, nie słowa, czynem zaprezentowałeś mi, jak wygląda Twoja prawdziwa namiętność! Mnie kochałeś inaczej…Rozumiem teraz, po co przywoziłam do lasu te wszystkie istoty niższego rzędu i po co oddalałeś się z nimi.Oddalałeś się, miałeś jeszcze tyle względów dla mnie…Nie wiem, może mi się uda otrząsnąć z tego ciosu.Morski klimat dobrze mi robi.ONA nie eksploatuje mnie zbytnio, stoję tu sobie i próbuję odzyskać równowagę.Gdybym umiała przestać Cię kochać…Nie, nie całuję Cię.Nie mogę.Całuje Cię odrażająca Strzyga…Twoja nieszczęśliwaSKODAMój Właścicielu, ciągle, niestety, Ukochany!!!Powoli wydobywam się z szoku.ONA uczciwie powtarza mi wszystko, co mówisz przez telefon.Nie wiem, czy mam Ci wierzyć…Gdybyś przynajmniej nie wykorzystał mnie w tym barbarzyńskim celu tak bezpośrednio…!Po namyśle dochodzę do wniosku, że może istotnie Twoje uczucia do mnie są czymś odmiennym, czymś wyjątkowym, czymś, czego z kolei zazdroszczą mi kobiety.Nie wiem, możliwe.ONA mówi, że żadna z nich nigdy nie miała dla Ciebie takiego znaczenia jak ja i żadnej nie obdarzałeś taką troską i takim zainteresowaniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl