[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak z loży przez okno na tencały spektakl patrzyłam z wielką uciechą, bo aż pod pałac przylecieli.Skutek byłtaki, że strzelec ze stajennym upili się w karczmie razem i w wielkiej przyjazniwspólnie rozpaczali.ostatnia to już chyba Wilia z moimi rodzicami spędzona, bo ojciec chorybardzo i długo nie pociągnie, a i matka moja niedobrze wygląda.Dzieci wszystkiezabrałam, Aukaszka nawet, choć jeszcze chodzić nie zaczął, aleć mówią, że dużei grube dzieci pózniej na nogi stają i sama to widzę po Hani.%7łe misterniejsza, ilewcześniej chodziła niż Tomaszek.Prababcia dat nie stawiała i Justyna poczuła, że zaczyna się gubić.Ileż czasuminęło od krwawej napaści w Błędowie do owej ostatniej wigilii? Półtora roku?Dwa lata? Cały wielki kawał czasu prababcia w pamiętniku całkowicie ominęła.Zdezorientowana nieco, znów sięgnęła do diariusza panny Dominiki i dopieroteraz uprzytomniła sobie, ile jeszcze jej zapisków do przeczytania zostało.Dwagrube zeszyty i wielki plik luznych kartek, nie zajrzała do tego nawet, poruszo-na pamiętnikiem prababci, a potem ogłupiona doszczętnie upiornym, zielonym,z roku na rok blednącym szyfrem.Panna Dominika była systematyczna i porząd-na, dat pilnowała skrzętnie, rachunki komentowała obficie, być może, dzięki niej,dałoby się to wszystko uporządkować.Wahała się właśnie nad kolejnością lektury, kiedy przyszła jej przeszkadzaćHortensja. Co ty widzisz w tych strzępach, to ja nie mogę zrozumieć rzekła z nie-smakiem. Czytasz i czytasz, to oślepnąć można.A ja tu się o Dareczka martwię,bo niby w mieście mieszkają.czy to w tej Afryce są jakieś miasta w ogóle?Nie tak od razu Justyna zdołała się wydobyć z dziewiętnastego wieku i jedy-nym miastem afrykańskim, jakie przyszło jej na myśl, był Kair.Hortensja poszłajuż dalej. %7łe Kair, to ja wiem, i nawet Algier chyba, ale to na północy, na mapiewidziałam.A oni gdzieś tam w środku i nawet więcej ku południowi.Ale nie103w tym rzecz, bo jakieś wyprawy robią i tym się martwię, tam dzikie zwierzętai Murzyni.Nie ludożercy czasem.? Przecież Joasi i Stefanka Darek by nie naraził zauważyła Justyna su-rowo, zarazem usiłując sobie szybko przypomnieć, co ostatnimi czasy słyszałao kanibalizmie. A poza tym tam już cywilizacja się rozpowszechnia i podobnogdzieniegdzie nawet drogi są. Oni w bezdroża chodzą rzekła Hortensja z westchnieniem. A jakpomyślę, że tam banany, pomarańcze, cytryny, daktyle i różne takie, ile chcąc,to aż prawie im zazdroszczę.Jak ja mam zrobić placek z bakaliami, kiedy nawetrodzynek nie ma? A ty wiesz, że Gienia kabałę nauczyła się stawiać?Związek owoców południowych z kabałą wydał się Justynie niejasny i niebardzo wiedziała, jak powinna nań zareagować. I co? spytała ostrożnie. I polędwicę wołową dostała, befsztyki prawdziwe jutro będą.Szynkę ma-my już pewną, móżdżek cielęcy i wątróbkę.I papier toaletowy, całe dwa opako-wania, na jakiś czas wystarczy.A jest nadzieja na austriackie majtki.Austriackie majtki dobiły Justynę ostatecznie.Nic nie mówiąc, patrzyła naHortensję pytająco. Bo Gienia, rozumiesz, tę kabałę stawia ekspedientkom i kierowniczkomsklepów wyjaśniła Hortensja z wielką satysfakcją. Specjalnie, tak dyplo-matycznie, z nimi zaczęła i teraz wszystkie do niej lecą, bo tylko po złotówcebierze, żeby się sprawdziło.Całkiem za darmo się nie sprawdza.I każdy towarmamy spod lady, i bez kolejki.Niegłupia ona.No, może ją trochę namówiłam.Rzecz oczywista Justyna, nie głupsza od Gieni, zrozumiała.Mimo pogrążeniaw minionych czasach, trudności z zaopatrzeniem znała doskonale.Ożywiła się. Ciociu, a gimnastyczne pantofle? Idalka do szkoły potrzebuje. Moje dziecko, to ja wiem lepiej od ciebie.W przyszłym tygodniu ma byćdostawa, ale tylko dla swoich, więc dostaniemy, już im numer dałam.Ta kierow-niczka z obuwia z mężem ma kłopoty i Gienia jej z kart radzi wszystko co trzeba.Dlatego wczoraj pierogów nie było, nie miała kiedy zrobić, bo cały czas nad ty-mi wróżbami siedziała.Za to papieru do maszyny możesz dostać, ile chcesz, dodomu przyniosą. Chcę! Boże drogi. No to dostaniesz.Aleja nie to miałam powiedzieć.Jak już tak ślepisz w tychstarych szpargałach, nie wiem po co, to ci powiem, że Ludwik.ja nie wiem, mo-że to u was rodzinne, jak pomieszanie zmysłów albo suchoty.chociaż z dwojgazłego już wolę waszego bzika niż suchoty.że Ludwik w tych końskich papie-rach jakieś listy znalazł.No, może ja znalazłam, bo jego jakoś mało obchodziły.To jak chcesz, mogę ci dać. Jakie listy?104 A skąd ja mam wiedzieć? Stare.Coś tam mówił, że ojca łobuz chciał oszu-kać.A może nawet dziadka.No, na tych koniach, ale jemu na nic, bo metryk tamnie było i w końcu nie oszukał, więc co go obchodzi.Twój wuj, moja kochana, nastarość tak już zgłupiał, że tylko czekam, kiedy w jakiej stajni zamieszka.Aż mniekorci czasem, żeby w talerzu zwyczajny owies mu dać i zobaczyć, co powie.Przez mgnienie oka Justyna sama była ciekawa, co by też wuj Ludwik naowies w talerzu powiedział, ale bardziej zainteresowały ją listy.Dziadek, dla niejpradziadek, czyżby to był Mateusz.? Epoka powinna korespondować z pamięt-nikiem prababci.Z wielkim zapałem wyraziła chęć zawładnięcia listami przodków.Hortensjaz lekkim sieknięciem podniosła się z fotela, Justyna pośpieszyła za nią na dół, dogabinetu Ludwika.Wśród ściśle końskich dokumentów znalazły się trzy listy i je-den jakiś brudnopis odpowiedzi, chwyciła je zachłannie i oczywiście nie zdołałaod razu wrócić na górę, bo Hortensja wciąż była spragniona pogawędki.Kwitłyplotki o kasynie Barbary, należało je skomentować, Jureczek żenił się z Krysią,Ludwik świecił nieobecnością, bo właśnie załatwiał przeprowadzenie koni do Ko-śmina, nie wziął furgonu i nie przewoził, konie poszły pod jezdzcami, czterdzieścitrzy kilometry, no i cóż takiego, dobry koń więcej przejdzie, a tu pośpiechu niema, jak zwykły trening.Tyle że potrwa. I ja ci powiem, że osobiście jedzie mówiła Hortensja gniewnie i z gory-czą. Jezus Mario, siódmy krzyżyk na karku, a jeszcze gotów, ja nie wiem, przezparkany skakać.Już by mógł się ze starością pogodzić.Obydwoje tacy, Barbarateż sama nie wie, ile ma lat, i młodą panienkę udaje. Ależ ciociu, wuj Ludwik doskonale się trzyma pocieszała Justyna.I może właśnie dzięki koniom, codziennie jezdzi.Na świeżym powietrzu, to do-skonała gimnastyka! Dajże mi spokój z gimnastyką, dwie wojny za nami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]