[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trudno się dziwić,że przy takim zajęciu traci przytomność umysłu i zapomina, ile ma dzieci, niktjej przy tym zastąpić nie ma prawa, możliwe, że wolałaby galery, ale wyboru jejnie zostawiono.Siła wyższa, czyta pamiętnik prababci.Obarczające ją brzemięnależy szanować.Musiała go czytać, wszyscy to rozumieli i nikt nie zgłaszał zastrzeżeń.Wciążjeszcze testament Matyldy rzutował na egzystencję rodziny, wciąż istniał Kośmin,błogosławieństwo mięsne w kraju, gdzie świnie, niepojętym sposobem, nie posia-dały szynek i schabów, a bydło rzezne składało się z łbów, ogonów i niekiedyodnóży, wciąż istniały drobnostki na czarną godzinę w postaci smętnych resztekporozdzielanych między wnuczki garniturów.Nadal wisiał na ścianie portret na-poleońsko podejrzanej pra-prababci, sczerniałej tak, że już nawet płeć jej trudnobyło stwierdzić.Gdyby nie pra-pradziadek obok, można by mniemać, iż dziełoprzedstawia sobą wizerunek szwoleżera.Ewentualnie popa.Rabin z siwą brodąteż byłby do przyjęcia.Z drugiej zaś strony Justyna uparcie stanowiła rodzaj opoki moralnej.Miałaautorytet.Nadal była tą najważniejszą prawnuczką.Czując, że jej zajęcie zostało niejako zalegalizowane, z niejasną ulgą na nowoprzeniosła się w przeszłość.spokoju nie mogłam sobie znalezć.Trzeba trafu, przyjechała ciotka Kle-mentyna.Napadła mnie zaraz na drugi dzień, kiedym jeszcze opanowania nieodzyskała i sama nie wiedziałam, co jej powiedzieć, bo natrętna się zrobiła i na-molna.Połapałam się rychło, że mnie podejrzewa o jakieś konszachty przeciwkoMateuszowi, który zaraz po naszych rozważaniach wyjechał, a nie wiedziałamgdzie, przeto jej rzekłam, że tu idzie o panienkę, w leśniczym jednym na śmierćzakochaną.Całą historię wymyśliłam, o majątek i ubóstwo opartą, a z takim prze-jęciem mówiłam.Zenię mając na myśli, że mi całkiem uwierzyła.Przyznała mirację, że gdyby ów leśniczy nagły spadek dostał albo co, to choćby i zaściankowaszlachta, do towarzystwa przyjętyby został, bo na pieniądzach świat stoi.Sama minawet przykład podała, z Francji prosto, jako handlarz wołów córki za arystokra-cję wydal.Obawy mając o Zenię okropne, namówiłam ją na wizytę.tyleśmy jeno słów zamieniły, co przy tych sukniach, zdążyła mi rzec, żepomysł już ma, ale do Warszawy musi pojechać.W hotelu stanie.Wcześniejsze zdanie o sukniach Justyna bardziej odgadła niż przeczytała.Wy-szło jej, że Zenia z prababcią symulowały przegląd garderoby, żeby chwilę pouf-74nie pogadać.ilem się nadenerwowała, naszamotała, namęczyła okropnie, wypowiedziećtrudno! A i tak nie wiem, co by było, żeby nas ciotka nie podsłuchała i doświad-czeniem swoim nie wspomogła.%7łe romansowa, z dawna wiedziałam, alem niemyślała, żeby aż tak!Zwitem najwcześniejszym Zenia przyjechała, mniemając, że wszyscy śpią i bę-dziemy same, a łatwiej jej się tak wyrwać nizli mnie, bo panią jest sobie i nikt pra-wa nie ma pytać, dokąd jedzie i po co.Pani Lipowiczowa całkiem się nie wtrąca,a służba niech sobie myśli, najwyżej się rozejdzie, że pani Fularska w głowie maprzewrócone, bo o wschodzie słońca kaczki strzela, a cóż to szkodzi.Fuzję jawniezabrała, a pan Roztocki przez czas naszej rozmowy już się o te kaczki postarał.Tedyśmy do altany poszły, ja w peniuarze, Zenia w amazonce, i tam siedząc,wszystko mi powiedziała.O to, jeśli męża wezmie i zaraz testament napisze, już jejzabijać nie będzie potrzeby.Kłopot tylko jeden, bo sprzeczność występuje.Ogło-sić tego nie można, a trzeba.Trzeba, by ów zbrodniarz na jej śmierć czyhającywiedział, że nic mu z tego nie przyjdzie i zamiaru poniechał.A nie można, bo odśmierci pana Fularskiego jeszcze nawet rok nie upłynął i kto widział, żeby wdowatak nieprzyzwoicie prędko do ołtarza szła znowu, i do tego z koniuszym.Jedenskandal jeszcze by może wszyscy strawili, dwóch już nie da rady.%7łebyż tak cho-ciaż na pana Roztockiego jaka sukcesja spadła, ale na to nie ma nadziei.A doWarszawy jedzie, by tam się notariusza poradzić, a nie tu, gdzie od razu wszystkoby się rozeszło, ale najgorsze, że żadnego nie zna i na łajdaka może trafić.Pa-na Wrzosowicza pytać nie chce, żeby sobie co nie pomyślał i niechęci do niej nienabrał.Otóż kłopot istotny! Tak się biedziłyśmy obie, aż tu zaszeleściało i ciotka Kle-mentyna do altany wtargnęła, też w peniuarze i w czepku nocnym.Porwałyśmysię z siedzeń, spłoszone okropnie, ciotka natomiast usiadła i zaraz nam wyrzutuczyniła, żeśmy jej dawno do sekretu nie dopuściły.Głupie dziewczyny, rzekła,boście przy mnie ledwo dziewczyny, chociaż i zamężne, dwadzieścia lat od wasjestem starsza i dwadzieścia lat dłużej ten świat oglądam.Tu ujęła sobie trochę,bo wiem, że najmniej dwadzieścia pięć.Aleśmy nic nie rzekły, tylko usiadły najej rozkaz.Zenia blada się zrobiła i widziałam, że lada chwila jakowąś rewolucjęuczyni, co ciotka chyba też dostrzegła.Wszystkom słyszała, rzekła wprost, od wczoraj czuję, że coś tu jest na rzeczy,zbudziłam się i specjalnie za wami poszłam.I któż to jest, ten leśniczy, boć dobrzerozumiem, żeś mi oczy mydliła, tak rzekła do mnie, a o Zenię wszak szło.I tojeszcze wiedzcie, że jestem po Zeni stronie i może co poradzę.Tedyśmy jej wszystko powiedziały rzetelnie, a że chłód ranny trochę ciągnął,ciotka do domu kazała wracać i tam w pokoju śniadaniowym przy czekoladzie75dalej gadać.Służba jeszcze spała.Tom cichutko poszła zbudzić tylko moją Klarcię,a tu cóż się pokazało.Niczym grom z jasnego nieba.Nie sama Klarcia spala,galant przy niej, z krzykiem go kołdrą nakryła, alem jej gębę zatknęła i rzekłam,że niech Bogu dziękuje, że co innego mam na głowie nizli jej cnotę.Z galantemniech robi, co chce, a nam czekoladę zaraz poda, zamieszania nie czyniąc.To jejdo gustu przypadło, poderwała się, nim drzwi za sobą zamknęłam, i czekoladęw mig podała, a kto by był ów wybraniec, nawet nie spytałam.Ciotce i Zeni nicnie rzekłam, bo na romanse służby czasu teraz nie było.Tak oto ciotka Klementyna rzecz rozwikłała.Pan Roztocki, a pochwaliła Zeniwybór, bo od pierwszej chwili w oko jej wpadł i wysoką krew w nim czuje, choćsłużyć musi, pan Roztocki tedy jakąś własność musi posiadać, bez tego się nieobejdzie.A Zenia pieniądze ma
[ Pobierz całość w formacie PDF ]