[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uwierzył mi.Korespondencja przychodzi na dwa nazwiska,dla Mariusza Ciągały mniej, dla Barbary Bukowskiej więcej.Ona hoduje kaktusy, jakąśkwiaciarnię ma, te kaktusy kwitną, raz je widział, pokazała mu.On dłubie w jakichś ślu-sarskich dyrdymałach.Tyle się dowiedziałem.W tym momencie, jak na zawołanie, dostarczono im przepisane z taśmy zezna-nia Anastazji Ryksy.Czerwonym, przezroczystym pisakiem Bieżan zaczął podkreślaćwszystkie, wymienione przez nią, nazwiska i rychło trafił na Kaję Prusz.Uczynił zało-żenie, że jest to Kaja Peszt.Bardziej rozwścieczona niż rozżalona śmiercią przyjaciółki,Anastazja doniosła, że ową Kaję Dominik dawno temu z jakiegoś bagna przestępczegowyciągał i nawet jej siostrze urządzić się pomagał, co Michalinę nieufnością i obawa-mi napełniało.Jakieś ogrodnictwo razem miały albo kwiaciarnię, albo działkę, albo cośpodobnego, ale ta głupia dziopa znów się w coś wdała, Kaja znaczy, i wiecznie sprawia-ła kłopoty.Siostra nie.Jakoś inaczej się nazywała, Basia jej było, pani Basiu Dominikdo niej mówił, jak raz u niego była w Ciszy Leśnej, za siostrę przepraszać i dziękować.Michalinę zgniewała ta wizyta, akurat na nią trafiła, i potem się Anastazji zwierzała, żeaż ją w serce kolnęło, bo blondyna taka jak róży kwiat, już się bała, że Dominik na niąpoleci.Ale jakoś nie, nie poleciał.Bo tej Kai się nie bała, dla Dominika ona była barachłoi wyciruch, a zdarzało się, że Michalinie na łonie swoje troski wypłakiwała.Całość tego komunikatu trzeba było poskładać z różnych zdań, Anastazja bo-wiem nie trzymała się tematów zbyt pilnie, rozpraszała je po swoich emocjach, rosną-cych w miarę ubywania płynu w butelce.Co jakiś czas zapewniała sierżanta, że gdybyMichalina żyła, słowa jednego nikt by z niej dzikimi wołami nie wydarł, ale skoro ją tenjakiś podlec zamordował, niech ma.Ona wszystko powie i może go znajdą.142Zważywszy zbieżność określeń szaleńczo rozmownej Anastazji z najnowszymi od-kryciami Górskiego, trudno się dziwić, że porucznik jął nabierać wielkich nadziei.Rychło nadzieje mu zbladły, ponieważ okazało się, że informacji o właścicielu działkinumer sto czterdzieści dziewięć w żadnym kompleksie i w żadnej dzielnicy przez tele-fon nie dostanie.Wyszło mu, iż jest to najstaranniej strzeżona tajemnica świata, którątak łatwo i głupio chciał zdobyć. Wywiadowcę! zawarczał rozpaczliwie. Dadzą nam jakiego czy tylko IrekZabój.? Na jeden dzień.Do konkretów. Mamy konkrety! I delikatną sugestię z góry, żeby się zbytnio nie starać.Chyba że się pobiją o ma-kulaturę po Dominiku. Cholerny świat! Jeszcze się nie przyzwyczaiłeś? W każdym razie co zdobędziemy, to nasze.Najwyżej obaj z Zabójem posiedzicie sobie w zaroślach.Naradę przerwał telefon od Izy Brant, która poinformowała o karygodnych pomył-kach niejakiego Wściekleca, też dosyć mgliście, precyzując jednak przynajmniej terenjego działania.Zwiatełko błysnęło w ciemnościach, a Robert Górski rozkwitł wypieka-mi, ponieważ wszystko o Karczochu, noszącym ten wiele mówiący przydomek, mieliszczęśliwie skopiowane. No, to jest co sprawdzać i nad czym pomyśleć zaopiniował Bieżan. Pozbierajmy teraz to wszystko do kupy i zróbmy jakiś porządek.* * *Aukasz Darko dżentelmeńsko puścił mnie przodem, drogówka nas nie złapałai wczesnym popołudniem zakwaterowałam całe towarzystwo w hotelu.Po czym, odrazu, przynaglana przez wszystkich zgodnie, powiodłam wycieczkę do Władysławowa.I tu w całej okazałości wystąpił mój pech do rodziny.Morze, jak to morze, w naszym kraju tworzy klimat o właściwościach szczególnych.W Warszawie była piękna pogoda, żywe słońce i upał, dojeżdżając do Władysławowa,musiałam włączyć ogrzewanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]