[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gdyby on nie stłukł lustra.!- Narobiłem się jak dziki osioł, ale raz przynajmniej wiem po co - rzekł Zygmunt.- Co z tym zrobimy?- Otwórzmy! - zażądała niecierpliwie rozpłomieniona Okrętka.- Czym? Nic nie pasuje.Nawet podważyć nie sposób, bo cholernie ścisłe.- Powinniśmy właściwie zawiadomić milicję.- Mogą nam zabrać i nie pokazać.Ja chcę zobaczyć, co jest w środku!- Może zawiaski.- Głodny jestem epokowo! - oznajmił nagle Januszek.- Zabierzmy to do kuchni, możemy jeść i oglądać.- Słusznie, on ma rację.Tu mi już ręce zgrabiały.Kończyli jeść spóźniony obiad, wciąż oglądając leżące na stole, tajemnicze, zamknięte na głucho pudło, kiedy dobiegł ich nagle jakiś nowy dźwięk.Zamilkli i nadstawili uszu, zainteresowani, ale jeszcze bez niepokoju.Syk, czy szum dobiegał z piwnicy, słabo, niemniej jednak wyraźnie.Krótką chwilę słuchali w bezruchu, po czym zerwali się i bez słowa popędzili na schody.Do piwnicy nie zeszli.Tłocząc się na ostatnich stopniach klatki schodowej, z przerażeniem patrzyli ha to, co się tam działo.Z wywierconych w słupie dziurek z przeraźliwym sykiem wydobywały się dwa wąskie strumienie pary pod potężnym ciśnieniem.Uderzały aż w przeciwległą ścianę, rozpierzcha­ły na boki i kłębami wypełniały całe pomieszczenie, zaczy­nając już płynąć w górę szybem klatki schodowej.Natęże­nie strumieni zmieniało się, buchały to silniej, to słabiej, sycząc również nierównomiernie i produkując tej pary co­raz więcej.W końcu nie było tam już nic widać.- Pierwszorzędnie zgadłeś, że coś będzie - pochwa­lił Januszka oszołomiony nieco Zygmunt, cofając się ku górze.- Ale nie brzęczy - odparł Januszek, blady z wrażenia.Narastające kłęby pary zmusiły ich do wycofania się na wyższy poziom i powrotu do kuchni.W kuchni był spokój, para szła w górę klatką schodową i przedostawała się do komnaty.- Zdaje się, że wyprodukowaliśmy rekordowego ducha - zauważyła niepewnie Tereska, ogłuszona nieco osiągnię­tymi efektami.- Czy nie można tego jakoś powstrzymać? - spytała niespokojnie Okrętka.- Jestem pewna, że zaraz tu ktoś przyjedzie i zabiorą nam pudło.Januszek nagle otrząsnął się z szoku.- Ona ma rację.Jazda, spróbujmy otworzyć, zanim co.!W dwie godziny później w zamku znajdowała się już milicja, straż pożarna i śmiertelnie zdumiony Jesionek wraz z całą rodziną, oderwaną od uroczystego przyjęcia.Zamek tonął w srebrzystych kłębach, święta Katarzyna pokazała, co potrafi.Dwóch hydraulików, jeden milicyjny, a jeden straży pożarnej, usiłowało opanować sytuację, próbując znaleźć odpowiedni zawór do zakręcenia.Bez rezultatu.Do piwnicy nie sposób było się dostać, a tym bardziej cokol­wiek w niej zobaczyć.Okropne zamieszanie trwało aż do chwili, kiedy pozostawione własnemu losowi palenisko pod kotłami nieco przygasło i strumień pary przestał się wydo­bywać z konstrukcyjnego słupa.Równocześnie żelazne pudło, dostarczające zajęcia przez cały ten czas, stanęło wreszcie otworem.- Przewierciliśmy ten słup zupełnie niepotrzebnie - po­wiedział z niezadowoleniem Zygmunt nazajutrz po niesły­chanie rozrywkowej nocy, jedząc w kuchni śniadanie, które zarazem stanowiło obiad.- Sam się sobie dziwię, co mi na umysł padło.Już nie mówię, że życie można było stracić, para pod ciśnieniem, a myśmy do tego przytykali oko.Ale co nam to właściwie miało dać?- A co, mało ci dało.? - zdziwił się Januszek.- Dać to dało dosyć dużo.Ale nie o to chodzi.Mogli­śmy trafić na drugą rurę i w ogóle nic by nie dało.- Ludzie trafiają w toto-lotka, a tam jest więcej możliwo­ści - zauważyła beztrosko Tereska.- Tu było tylko jeden do trzech.- Nie w tym rzecz.Po cholerę w ogóle było czepiać się słupa, mogliśmy go zostawić w spokoju.Papiery z tego pudła załatwiły całą sprawę! Wiedzieliby o słupie i bez naszego wiercenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl