[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Janeczka, po gruntownym obejrzeniu osiedla, wsiadła do samochodu zamyślona.Pawełek niezadowolony i trochę niespokojny.Nie był pewien, czy nie należałoby tu zamieszkać i poszukać resztek tej dawnej stolicy.W milczeniu wrócili do Tiaretu.Do domu dojechali tuż przed zmrokiem.Zaledwie pan Roman zatrzymał samochód, siedzący dotąd spokojnie’ z tyłu Chaber poderwał się nagle i ostro warknął.Pan Roman spojrzał w kierunku domu i ujrzał jakąś sylwetkę, przełażącą przez wysoki mur ogrodzenia.Szarpnął drzwiczki.— Chaber, bierz! — wrzasnął.Pies jednym skokiem śmignął w wąskie przejście.— Chaber, stój!!! — wrzasnęła okropnie Janeczka.— Zostaw go, to złodzieje…!— Ale jeszcze mu co zrobią! Chaber, wróć!!! Chaber…!!!Chaber, którego nie było już widać, dosłyszał i posłusznie wrócił.W pysku triumfująco niósł kawałek jakiejś szmaty.Pan Roman otwierał już furtkę w pośpiechu, nie mogąc trafić kluczem do dziurki.— Do diabła, okradli nas! Puste osiedle, wszyscy się porozjeżdżali! Rany boskie…!Pani Krystyna, niepewna, co ma robić, wahała się w połowie drogi pomiędzy domkiem a samochodem pozostawionym otworem.— Na litość boską, zamknij samochód! Pawełek, popilnuj tu! Chaber! Dzieci…!— Dobra, dobra, idź do domu, my tu przypilnujemy — uspokoił ją Pawełek.Janeczka zostawiła go i popędziła za rodzicami.Chaber trzymał się jej, usiłując obdarować ją zdobytym kawałkiem szmaty.Po dłuższej chwili pan Roman zreflektował się, zabrał rzeczy z samochodu, zamknął go i zwolnił Pawełka z posterunku.Pani Krystyna w pośpiechu penetrowała mieszkanie.— Wygląda na to, że nic nie ukradli — powiedziała ze zdziwieniem i trochę niepewnie.— Wszystko jest.Radio stoi, robot jest, szafy nietknięte… Czekaj, twoje narzędzia! Wiertarka leży… Chyba jest wszystko?— Zdumiewające — mruknął pan Roman i odniósł do kuchni podręczną torbę.— Spłoszyliśmy ich czy co? Zobaczymy w pokojach dzieci.Janeczkę nagle coś tknęło.Skoczyła do pokoju Pawełka, gwałtownie otworzyła drzwi i na moment zabrakło jej tchu.— Lampa…!!! — jęknęła zdławionym głosem.Pawełek już był obok niej.— Lampa, rany kota…!!! Nie ma lampy! Ukradli naszą lampę!!!Gwałtowne i pośpieszne śledztwo wykazało, że lampa stała na pudle w pokoju Pawełka, tuż przy oknie.Teraz jej tu nie ma.Nigdzie indziej także jej nie ma, zatem została ukradziona.Okno było uchylone…— Dlaczego zostawiliście otwarte okno?! — zdenerwował się pan Roman.— Co wam do głowy wpadło?! Mówiłem, okna tu trzeba zamykać!Śmierdziała okropnie i chcieliśmy ją wywietrzyć! Wcale nie było otwarte, tylko uchylone odrobinę! W salonie wszystko było zamknięte i proszę, jeszcze śmierdzi!— Dlaczego w salonie śmierdzi, skoro lampa była u was? — dopytywała się zirytowana pani Krystyna.— I w ogóle dlaczego śmierdzi?! Przy kupowaniu nie śmierdziała!— Ale zaczęła śmierdzieć, jak ją zapaliliśmy! Zostawiliśmy ją na noc w salonie, bo co, miała nam śmierdzieć nad głową?!— Wszystko jedno, śmierdzi czy nic śmierdzi! — zawołała z zaciętością Janeczka.— Ukradli ją! Musimy ją mieć z powrotem!— Żartujesz chyba, nikt nie odzyskał z powrotem tego, co mu ukradli — powiedział pan Roman, trochę już spokojniejszy o całość swojego mienia.— Tu działa jakaś szajka złodziei, a może nawet dwie.Okradają każdy— dom pozostawiony bez opieki.Spłoszyliśmy ich widocznie, skoro nie ukradli nic innego.Janeczka i Pawełek ponurym okiem łypnęli na ojca, Mieli na ten temat swoje zdanie.Złodzieje kichali na radio i wiertarkę, przyszli tu wyłącznie po to, żeby ukraść lampę…— Głowę dam, że specjalnie na nią czatowali — szepnął Pawełek z gniewem i rozgoryczeniem.— Musieli widzieć, jak ją kupowaliśmy.I śledzili nas potem.— Nikt za nami dalej nie jechał — zauważyła przytomnie Janeczka.— Nie wróciliśmy od razu do domu, tylko pojechaliśmy do Algieru.— Mogli nas znać i wiedzieć, gdzie mieszkamy.— Wszystko jedno.Najważniejsze, że dobrze zgadliśmy, że ta lampa jest ważna.Słuchaj, musimy ją odzyskać.Chaber…Chaber siedział przed nią, zamiatając ogonem podłogę.Kawałek szmaty położył u jej stóp.Pochylili się nad gałganem równocześnie.— On to chyba oderwał złodziejowi — zawyrokował Pawełek i spróbował rozprostować szmatę nogą.— Popatrz, czy to nie jest kieszeń?— Kieszeń, oczywiście.Urwał mu kieszeń…— Dzieci, tylko nie bierzcie tego do ręki! — ostrzegała z daleka pani Krystyna.— W ogóle wyrzućcie to! Niech mi to nie leży w domu!— Zaraz wyrzucimy — uspokoił ją Pawełek.— Za chwilę.To jest łach złodzieja.Chaber go po tym znajdzie i rozpozna…— Z tym sobie absolutnie dajcie spokój! — przerwał energicznie pan Roman.— Żadnej wojny ze złodziejami, mowy nie ma!— No coś ty…? Dlaczego?!— Czy wy sobie nie zdajecie sprawy z tego, gdzie jesteście? Tu się nie łapie złodziei, bo można oberwać nożem.Oni są mściwi! Ile razy mam powtarzać, że tu panują specyficzne obyczaje? Każdy by chętnie odebrał to, co mu ukradli, co wam się zdaje, że tylko wy jedni? Ale nikt się nie wygłupia z łapaniem złodziei, bo to jest niebezpieczne.Z dwojga złego lepiej stracić magnetofon niż życie!Pani Krystyna zbuntowała się nagle.— A policja co? Przecież jest tu policja!— Policja ich łapie, owszem, ale z dużymi trudnościami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl